Strona 1: Laureaci; Lista konkursowa;
Strona 2: Laur SDP;


LAUR SDP 2010

DLA JANINY JANKOWSKIEJ


Ten Laur jest wyrazem najwyższego uznania dziennikarzy dla dziennikarzy – przyznany „za mistrzostwo osiągnięć warsztatowych w dziedzinie reportażu radiowego i wychowanie pokoleń reporterów”.



Rozmowa dnia 02.06.2011

Z Janiną Jankowską o prawdzie reportażu, Solidarności i zmieniającym się świecie rozmawia Anna Sekudewicz.


Janina Jankowska wybitna reportażystka radiowa. W grudniu 2010 otrzymała Laur SDP za „mistrzostwo osiągnięć warsztatowych w dziedzinie reportażu radiowego i wychowanie pokoleń reporterów”.

j_jankowska

Działalność: Współpracownik KOR, współzałożycielka „Radia Solidarność „-regionu Mazowsze, współtwórca Oficyny Fonograficznej Nowa, „Archiwum Solidarności”, uczestniczka obrad Okrągłego Stołu, wicedyrektor Programu I PR (89-91), twórczyni Konkursu Stypendialnego im. Jacka Stwory dla młodych reporterów (1995), założycielka i kierownik Studia Reportażu i Dokumentu (1998-2004), członek Komisji Dokumentalistów Radiowych EBU (1998-2004), przewodnicząca Rady Programowej PR (1994-2004), przewodnicząca Rady Programowej TVP (2006- 2010), wykładowca w Wyższej Szkole Dziennikarskiej im M. Wańkowicza i w Laboratorium Reportażu Instytutu Dziennikarstwa UW.


„Kompozycja niepowiązań – wywiad z Janiną Jankowską”


Czy w głębi duszy nie marzyłaś o tym żeby być politykiem?

Nie, nigdy w życiu, dlaczego?


Zawsze pociągało Cię dziennikarstwo zaangażowane społecznie, interesowały Cię tematy, które pokazywały mechanizmy rządzące grupą, zbiorowością w momencie jakiegoś konfliktu, przełomu. Relacje, zależności miedzy władzą a społeczeństwem.

To wynika z mojej filozofii życia. Człowiek zadaje sobie pytanie, dlaczego znalazł się na tym świecie? Co ma do zrobienia, żeby pobyt tu miał jakiś sens? Zawsze miałam silne poczucie wspólnotowości, i chociaż czasem się buntowałam, że jestem Polką, że urodziłam się w kraju, który ma tyle problemów, w którym każda generacja przeżywa jakiś dramat, kataklizm to jednak ten fakt dawał swoistą energię, jakby wyznaczał mi zadania. Jak w sztafecie otrzymałam od pokolenia moich rodziców jakiś ogień, pałeczkę, którą muszę przenieść, przekazać następcom. Wzbogaconą o „tu i teraz” to jest ten los, ten kraj, ci ludzie obok mnie, z którymi łączy mnie wspólna historia, tradycja, literatura, język. Dlatego moje „zaangażowanie w politykę”, które ja nazywam świadomym życiem z innymi, zaczęło się w czasach PRL-u i wynikało z prostego pytania. Skoro mieszkam w takim a nie innym kraju to czy nie powinnam próbować go choć trochę zmienić? Co może dziennikarz? Powiem krótko, to co dziś nazywa się uprawianiem polityki, w tamtych czasach traktowałam, użyję nie lubianego obecnie słowa, jako obowiązek patriotyczny. Chciałam coś zrobić dla nas, dla Polski i dlatego znalazłam się w kręgu ludzi związanych z KOR-em i opozycją demokratyczną, trzeba było działać, poszerzać przestrzeń wolności. A konkretnie chodziło o to, by zawód dziennikarza można było wykonywać w wolnym kraju, bez cenzury.


Czy praca w radiu ułatwiała to działanie?

Tak, zwłaszcza kiedy zaczęłam robić reportaże, mogłam bezpośrednio śledzić zmiany nastrojów społecznych, dążeń, poczuć budzenie się społeczeństwa, dojrzewanie nas wszystkich. W 68 i 70 roku pamiętam jeszcze żołnierzy stojących przed Blokiem Emisyjnym w radiu, a potem wszystko zaczęło się skokami zmieniać... Miałam niesamowite szczęście, że mogłam być dziennikarzem w tak różnych epokach, obserwować i uczestniczyć w przełomowych wydarzeniach, doświadczać i dojrzewać do tego zawodu, poznać jego wszystkie blaski i cienie, z różnych miejsc, z różnej perspektywy.


Kiedy zrozumiałaś, że chcesz być reporterem?

Bardzo szybko. Jeszcze w Redakcji Oświatowej, gdzie redagowałam poradniki językowe prof. Doroszewskiego, zaczęłam początkowo sama dla siebie nagrywać i montować wstawki, scenki dźwiękowe. Fascynowało mnie, że na stole montażowym można naprawdę wyczarować coś nowego. Kiedy otworzyła się okazja, wzięłam udział w konkursie na reportaż radiowy i go wygrałam. Ten mój pierwszy reportaż nosił tytuł „Mam dopiero 21 lat” i opowiadał historię dwóch młodych chłopców, którzy zamordowali kobietę sprzedającą pokątnie wódkę. To było trochę jak z Dostojewskiego, starałam się stworzyć psychologiczne portrety obu bohaterów, pokazać relacje między nimi. Chociaż po raz pierwszy musiałam zmierzyć się z kilometrami taśmy magnetofonowej – chyba udało się. Przewodniczący jury, ówczesny kierownik Redakcji Reportaży Literackich, Aleksander Małachowski zaskoczył mnie mówiąc, że będzie tę taśmę pokazywał na seminariach jako wzór sztuki montażu.

Ten konkurs otworzył mi drogę, umożliwił przejście do Redakcji Reportaży Literackich. Dlatego do dziś robię, co mogę, by konkursy dziennikarskie przetrwały, bo one w każdej epoce są szansą dla młodych wejścia w magiczny świat reportażu.


Tym samym znalazłaś się w elitarnym, jak powszechnie wówczas uważano gronie reportażystów radiowych. Mimo trudnych czasów atmosfera w Redakcji Reportaży była naprawdę wyjątkowa.

Istotnie, to był rodzaj nobilitacji. W tej redakcji pracowali niesłychanie ciekawi ludzie. Każda z tych osób miała swoją odrębną historię, inne korzenie, sposób myślenia, poglądy. Tam wszystko się przenikało. Krystyna Melion, uczestniczka Powstania Warszawskiego, strażniczka pamięci o tamtych czasach dzieliła pokój z Jerzym Rybczyńskim, b. pracownikiem UB, osobistym ochroniarzem słynnej dziennikarki radiowej czasów stalinowskich, Wandy Odolskiej. Ale obok był Jurek Mikke, wielkiej kultury przedwojenny inteligent, autor sztuk teatralnych, przyjaciel mec. Jana Olszewskiego, z którym wspólnie zakładali Kluby Inteligencji w 1956 r. No i była Krystyna Usarek spontaniczna, ideowa komunistka, więźniarka z Ravensbruck, do bólu uczciwa w swoich przekonaniach. Pamiętam, jej reakcję, gdy nagrałam w Londynie polskiego emigranta, b. skoczka spadochronowego, żołnierza Armii Andersa. „Jako członek partii protestuję – zwróciła się oficjalnie do kierowniczki redakcji, Aliny Słapczyńskiej – by powstał w Polskim Radiu reportaż, którego bohaterem jest ktoś, kto wolał pozostać na zachodzie, niż budować z nami Polskę Ludową” Ale szefowa redakcji uśmiechnęła się tylko, a Krystyna Usarek po kilku dniach przyniosła mi w prezencie perfumy. Oczywiście reportaż zrobiłam.

Szefowa Alina Słapczyńska była osobą mądrą i otwartą. Dzięki niej ta redakcja była naprawdę czymś w rodzaju azylu. Dyrektywy partyjne Wydziału Prasy KC PZPR były przez nią niwelowane do możliwości podejmowania w reportażach realnych konfliktów. Cenzura ingerowała – fakt, ale próbowaliśmy. Wrażliwość ideowych komunistów Krystyny Usarek czy Jurka Rybczyńskiego na nieuczciwość ówczesnej władzy czy krzywdę zwykłych ludzi, często spotykała się z moją kontestacją tej władzy. Dyskutowaliśmy w redakcji o tym, co się wówczas w kraju działo, a były wypadki w Radomiu i Ursusie, śmierć Pyjasa, aresztowania itd. Każdy oceniał to ze swojej pozycji. Choć muszę przyznać, że kiedy już nawiązałam kontakty z KOR, kiedy zaczęłam bywać na spotkaniach w redakcjach „podziemnych” Robotnika, czy Biuletynu Informacyjnego, organizowałam miejsca na druk, tym się już w radiu nie chwaliłam. Bardzo trudno przekazać prawdziwą atmosferę tamtej epoki, żałuję, że ten czas nie znalazł przekonywującego odbicia w literaturze, filmie, że nikt nie pokazał uśpionego ideologią i sparaliżowanego strachem społeczeństwa, już jakby oswojonego, nieświadomie zdemoralizowanego, a potem naszego powolnego wydobywania się z tej skorupy, dojrzewania do wolności. To był proces. Tak trudno dzisiaj o tym opowiadać, zwłaszcza młodzieży, której narzucono tyle uproszczeń i schematów. Zwłaszcza poprzez spóźnioną lustrację, w której wszystko już było czarno-białe.

Dla mnie działalność opozycyjna była walką o prawa człowieka, o zrobienie małego kroku ku wolności. Nie było w KOR wyrazistych wizji suwerennej Polski. Mówiło się za Jackiem Kuroniem o tzw. finlandyzacji, częściowym uniezależnieniu się od Związku Radzieckiego, który wydawał nam się wieczny. Tylko ludzie związani z ROBCIO i KPN stawiali problem niepodległości bardziej wyraźnie. My w KOR uważaliśmy to za nieodpowiedzialne. Ale w owym czasie opozycja lewicowa i prawicowa ze sobą współpracowały, pomagały sobie. Pamiętam jak z Sewkiem Blumsztajnem chodziliśmy po farbę drukarską do Macierewicza, który wydawał „Głos”. Pożyczał nam na obcy mu ideowo „Biuletyn Informacyjny”. Kłóciliśmy się w pismach, ale pomagaliśmy sobie w ich ukazywaniu i kolportowaniu.


W tamtych czasach taki gatunek jak reportaż pozwalał powiedzieć więcej, pokazać jakąś prawdę….

Tak, był takim wentylem, miejscem realnej edukacji. Dzięki reportażom poznawałam wtedy Polskę, wsłuchiwałam się w to, z czym zmagają się ludzie. Można było pokazywać różne sytuacje i konflikty jako sytuacje jednostkowe. Cenzura tropiła, by nie miały wymowy uogólnienia. Nie wszystko było dostępne. Bez przeszkód można skrytykować kelnera, który wsadził brudny palec do zupy, albo nadużycia gminnego sekretarza partii, ale pójść szczebelek wyżej do powiatowego – ryzykowne, sekretarza województwa – niemożliwe było ruszyć.


W latach 70-tych miałaś już wiele nagród, poważną pozycję w Redakcji Reportaży i tworząc swoje chyba najsłynniejsze dzieło, „Polski sierpień” czerpałaś z doświadczeń tamtego czasu. Czy jadąc do stoczni gdańskiej w 81 roku przeczuwałaś, że będziesz uczestniczyć w wydarzeniach, które zmienią bieg historii?

Muszę powiedzieć, że tak. Żyłam wówczas podwójnie. Najpierw był strajk w Lublinie, pojechałam tam z ulotkami „Robotnika” i nagrałam wywiad z przewodniczącym strajku kolejarzy. Dałam go Jackowi Kuroniowi i ukazał się w Wolnej Europie. Przed wyjazdem do Gdańska na stole w kuchni zostawiłam mężowi, który był wtedy z synem na wakacjach, kartkę ze słowami: „wybaczcie muszę wyjechać, bo zaczęła się rewolucja”. Sama nie wiem, dlaczego tak napisałam, ale widocznie którymś zmysłem czułam, że zaczęło się coś przełomowego. Pojechałam wbrew woli kierownictwa radia.


Jak to wyglądało, tam na miejscu?

Tam byliśmy wszyscy razem: strajkujący robotnicy, delegaci związkowi, doradcy- inteligenci z opozycji, no i dziennikarze, głównie prasowi. Z radia na początku byłam tylko ja. Okazało się, że staliśmy się częścią tego historycznego wydarzenia. Ponieważ redakcje nie publikowały korespondencji, bo teksty o strajku wymyślano w Biurze Prasowym KC PZPR, strajkujący zapytali nas: „po co tu jesteście? ” Wtedy, napisaliśmy to słynne oświadczenie, pierwszy zbiorowy głos sprzeciwu dziennikarzy PRL, który był jakby aktem założycielskim nowego SDP. Po zakończeniu strajku spotkaliśmy się wszyscy w budynku na Foksal, wybraliśmy grupę inicjatywną, która przygotowała ten epokowy Nadzwyczajny Zjazd SDP połączony z odwołaniem przez nas aparatczyków partyjnych i wyborem nowych władz SDP. To był moment odrodzenia, przemiany w naszym zawodzie.


Echa tego znalazły się także w „Polskim sierpniu”, który otrzymał największą światową nagrodę Prix Italia. Uroczystość wręczenia tej nagrody niestety Cię ominęła.

Nie wypuszczono mnie do Włoch, ale tutaj w Polsce przeżyłam coś chyba większego. Wiadomość o nagrodzie dotarła do mnie w czasie obrad słynnego I zjazdu NSZZ „Solidarność”, który obsługiwałam dla redakcji związkowej radia Solidarność regionu Mazowsze. Ktoś ogłosił publicznie, że polski reportaż o stoczni gdańskiej otrzymał Prix Italia. Wtedy wszyscy wstali, bili brawo i poprosili mnie o zabranie głosu. Radość, że informacje o tym, co wydarzyło się na Wybrzeżu przedarła się na Zachód i tam została uhonorowana, była przeogromna. To były naprawdę niezwykłe chwile, dla mnie, dla polskiego reportażu, dla naszego kraju.


W nagrodę za kilka tygodni wyrzucono Cię z radia…

I internowano. Wtedy ujęli się za mną dziennikarze ze świata, zgromadzeni na dorocznej Międzynarodowej Konferencji Reportażu (IFC), którzy wystosowali apel do polskich władz i władz radia w mojej obronie. To jest kapitalne świadectwo solidarności tego środowiska, która przecież trwa do dziś.


W Twoim życiu zawodowym rok 81 to jest ta wyraźna cezura. Byłaś od tej chwili poza oficjalnym radiem, ale pracy nie zaprzestałaś.

Początkowo myślałam, że moje życie zawodowe się kończy. Jak być reporterem radiowym poza Polskim Radiem? Jednak to już była inna Polska, władza ludowa nie miała już monopolu na informację. Dzięki tzw. drugiemu obiegowi, i Oficynie Fonograficznej NOWA wspólnie z kolegami z Polskiego Radia, także wyrzuconymi, między innymi z Maryną Miklaszewską, Krzysztofem Oczkowskim, Markiem Mądrzejewskim sięgnęliśmy do doświadczeń z 1981 r., to jest „Radia Solidarność” regionu Mazowsze i na kasetach analogowych nagrywaliśmy audycje, reportaże, kabarety, słuchowiska radiowe. Wcześniej z Hanką Sudlitz z Programu III PR przygotowałyśmy program emitowany z dachu domów przy Alei Niepodległości dla więźniów politycznych, którzy spędzali wigilię i święta na Rakowieckiej. W 1984 zostałam za tę działalność aresztowana.


Niewielu było dziennikarzy, którzy wówczas za działalność stricte dziennikarską zostali aresztowani.

Ze mną Marek Mądrzejewski w Warszawie a w Gdańsku Marian Terlecki, twórca Video Kontakt Gdańsk. To co robiliśmy prokuratura określała „rozpowszechnianiem treści, które burzą spokój społeczny”. Wyszliśmy jednak dość szybko na wolność z powodu amnestii, którą ogłoszono w 84 roku. Pamiętam, że ks. Jerzy Popiełuszko odprawił wtedy dla nas taką wspaniałą mszę świętą dla uwolnionych więźniów politycznych. Potem zaprosił nas do siebie na górę, był Adam Michnik, Zbyszek Romaszewski prawicowi, lewicowi, wszyscy. Chodziliśmy po jego mieszkaniu, rozmawialiśmy, ofiarował nam pamiątki, obrazki. To był niezapomniany dzień.


Krótko potem ks. Jerzy został zamordowany, a Ty zrobiłaś o jego oprawcach słynny reportaż „Oszukani”.

Miałam szczęście, że po śmierci ks. Jerzego porządkowałam jego archiwum, które zostało przeniesione do Muzeum Archidiecezji w Warszawie. Jego dyrektor, ks. Andrzej Przekaziński, który był wielkim przyjacielem Popiełuszki poprosił mnie o pomoc. Dla mnie te materiały okazały się bezcenne.

Np. nagrania ks. Jerzego „Mszy za ojczyznę” z jego kazaniami, występami aktorów, dźwiękowy list rodziców, wypowiedzi zarejestrowane na automatycznej sekretarce telefonu ks. Jerzego. One pokazywały jego codzienne starania dla ludzi. Związkowcy z Huty Warszawa dzwonili do ks. Popiełuszki prosząc o lekarstwa o pomoc w różnych sprawach. To było fantastyczne źródło dźwiękowe dla mojego reportażu. Tak powstał reportaż „Oszukani” a potem na zlecenia Janka Kelusa już dla Oficyny CDN – audycja zatytułowana „Ostatnie homilie ks. Jerzego”.


Prowadziłaś intensywną pracę reporterską poza oficjalnym obiegiem, czy jednak nie było w Tobie lęku, że to prawdziwe Radio utraciłaś już na zawsze?

Lęk jakiś był, ale z drugiej strony moje reportaże szły w świat, były tłumaczone, adaptowane i emitowane w stacjach radiowych na zachodzie między innymi w niemieckiej Sender Freies Berlin (dziś Rundfunk Berlin Brandenburg). Koledzy z całej Europy, wśród nich Peter Leonard Braun, niekwestionowany lider światowego reportażu bardzo mi pomagali, dostarczali sprzęt, kasety. Mogłam nagrywać i przez to, dla nich nie byłam kimś poza radiem, tylko takim freelancerem funkcjonującym normalnie.


Można powiedzieć, że ta wielka rodzina reportażystów z całego świata starała Ci się pomagać, utrzymywałaś z nimi ścisłe kontakty a w nowych czasach te kontakty niesłychanie rozwinęłaś, z pożytkiem dla polskiego reportażu.

To byli i są fantastyczni ludzie. Nigdy nie zapomnę konferencji (IFC) w Dublinie w 90 roku, zaraz po tym jak Polska odzyskała wolność. Nasza delegacja była wtedy naprawdę najważniejsza, wszyscy patrzyli na nas z ogromnym podziwem jak na przedstawicieli kraju, który zmienił bieg historii. Wyczuwało się wielki szacunek dla „Solidarności”, ruchu który doprowadził do tego przełomu. W pewnym momencie Peter L. Braun zaproponował, byśmy przemówili do zebranych po polsku, bo jego zdaniem ten język powinien zaistnieć w czasie konferencji i wszyscy powinni go usłyszeć. Wiele europejskich anten miedzy innymi Radio France emitowało wtedy mnóstwo programów o Polsce, Rene Farabet, sławny dokumentalista prezentował mój reportaż „Polski sierpień”. Wszystko to napawało nas wielką dumą i dlatego ja nie mam żadnych kompleksów względem moich zachodnich kolegów i sądzę, że z polskimi dokumentalistami pracującymi we wszystkich rozgłośniach regionalnych w kraju jest dziś podobnie, o czym wiesz sama najlepiej jako wieloletnia przedstawicielka Polski w strukturach EBU. My, ludzie radia byliśmy wcześniej częścią Europy niż nasze formalne wejście do UE. Cieszę się, że na początku lat 90 udało mi się te europejskie drzwi otworzyć. Od 95 roku, od kiedy powołałam do życia Konkurs Stypendialny im. Jacka Stwory dla młodych twórców, połączony z seminarium reportażu, starałam się zapraszać na te spotkania wybitnych reportażystów ze świata. Przyjeżdżał Edwin Brys z Belgii, Leo Braun i Helmut Kopetzky z Niemiec, Gyrid Listuen z Danii i wielu innych. Przywozili ciekawe, nowatorskie reportaże, prezentowali je polskim uczestnikom, słuchaliśmy, potem dyskutowaliśmy, analizowaliśmy. Świat się otwierał, przybliżał. To było fantastyczne doświadczenie.


Oprócz konkursu im. Jacka Stwory, na którym wychowało się już całe pokolenie reportażystów, dzięki Twoim staraniom powstała w Polskim Radiu ważna struktura- Studio Reportażu i Dokumentu. Studio to coś więcej niż redakcja. Uważałaś, że nowe czasy wymagają nowego podejścia do tego gatunku?

Tak, bo dla reportażu ważne jest budowanie środowiska, które nieustannie się doskonali. Nikt, nawet politycy, którzy decydują o kształcie mediów publicznych, nie zdaje sobie sprawy, jak ważny to jest gatunek twórczości. Kiedy dziś dziennikarstwo żyje głównie z dziennikarstwa, tabloidyzuje się, wiedza o świecie zawęża do tych samych w różnych formach powtarzanych informacji. Reportaż sięga szeroko i w głąb. Robiąc reportaże poznajemy świat z pierwszego źródła, bezpośrednio od ludzi, którzy przeżywają coś tu i teraz, opisują konkretne sytuacje, zdarzenia. Rolą nas, reporterów jest przekazać pełną prawdę o człowieku czy zdarzeniu, nie narzucając własnej wizji zrobić to w taki sposób, żeby prawda zyskała wymiar uniwersalny i tym samym dotarła do wszystkich ludzi.

Reportaż odzwierciedla najpełniej to, co dzieje się wokół nas.


Czy tak postrzegasz rolę radiowego reportera?

Tak, jako połączenie pracy dokumentalisty poszukującego prawdy i twórcy, który tym autentycznym przeżyciom i wydarzeniom potrafi nadać artystyczną formę.


Świat się zmienił, zmienił się też reportaż. Czy dziś już wszystko jest na sprzedaż, czy są jeszcze jakieś tematy tabu?

Myślę, że my reportażyści jesteśmy tym ostatnim gatunkiem dziennikarzy, którzy mają jeszcze jakieś opory. Zastanawiają się, kiedy należy się zatrzymać, by nie zranić, nie skrzywdzić. Dzisiaj dziennikarstwo jest drapieżne, wszystkie tabu praktycznie zniknęły. Jednak ja ciągle powtarzam, zwłaszcza młodym, że dla uzyskania nawet najlepszego efektu radiowego nie wolno odpuścić sobie dokładnego sprawdzenia faktów. Jesteśmy odpowiedzialni za ludzi, którzy powierzają nam swoje życie. To jest kwestia odpowiedzialności, rzetelności dziennikarskiej, a to moim zdaniem jest najważniejsze. Na naszych spotkaniach warsztatowych słuchając różnych reportaży natychmiast wyłapujemy w nich fałsz, nieprawdę, nieuczciwość reportera, wszelkie manipulacje.


Niektórzy uważają, że reportaż to forma już trochę anachroniczna, za długa…

Nie zgadzam się, że anachroniczna. Ludzie zawsze będą ciekawi historii o innych ludziach. Musimy się jednak liczyć z faktem, że tempo życia, percepcja współczesnego słuchacza, jego możliwości skupienia uwagi, są inne, niż kiedyś. W tym sensie trzeba bardziej cenić czas, powinniśmy dążyć do uchwycenia istoty problemu w zwięzłej formie, by nie było miejsc pustych. Trzeba dużo wiedzieć o temacie, by wybrać te wątki, które są najważniejsze. Ukazać głębię sprawy a nie skleić kilka przypadkowych i atrakcyjnych medialnie zdań. Ten wybór jest w reportażu najistotniejszy, bo pokazuje coś więcej niż tylko powierzchowną fabułę. Oczywiście są problemy, tak ważne i skomplikowane, że wymagają dłuższej formy. Powstaje wtedy tzw. grand reportage, czy jak mówią w świecie feature. Takie formy też są potrzebne, by w tej codziennej gonitwie dać słuchaczowi czas na głębszą refleksję. Nic nie zwalnia nas z poszukiwania nowych środków wyrazu, nowych form radiowych, nowej ekspresji. Uważam, że dokument radiowy czy telewizyjny zaczyna być coraz bardziej ceniony. Ludzie mają dość tych sztucznych narracji i tęsknią za czymś autentycznym, czemu mogą zaufać, gdzie mogą być pewni, że tak naprawdę było. Dlatego nawet komercyjne stacje radiowe zaczynają się interesować reportażem, bo widzą, że to może być atrakcyjna, choć kosztowna oferta dla słuchacza. Zatem jestem pełna nadziei, że reportaż radiowy przetrwa.


Powiedziałaś, że reportaż najpełniej opisuje świat, a jak oceniasz współczesne media? Pokazują prawdziwy, czy zafałszowany, jak mówią niektórzy „zamulony” obraz rzeczywistości?

Niestety żyjemy w potwornym szumie medialnym. Syndrom naszej cywilizacji, skutki uboczne pogoni za pełną, szybką informacją. Wzmogło się po pojawieniu się całodobowych kanałów informacyjnych takich jak CNN, które przez 24 godziny przekazują te same wiadomości. Po prostu, by wypełnić czas antenowy wydarzeniami jednego dnia, trzeba je powtarzać. Wśród kilku ważnych są kompletnie nieistotne, ale przez wielokrotne powtarzanie nabierają jakiejś szczególnej wagi, na którą nie zasługują. Potem kolejne stacje, gazety, komentatorzy podejmują te same wątki. A są wydarzenia i naprawdę ciekawe sprawy, które do mediów nie mogą się przebić. W tym sensie media przez powtarzalność mają ogromną siłę: mogą wykreować kogoś lub coś mało wartościowego, a wrzucić w niebyt coś lub kogoś wybitnego. Częste powtarzanie cytatów z wypowiedzi osoby publicznej może też jej autora czy autorkę zohydzić, zdeprecjonować. Tą cechą mediów gra się w polityce. Wykorzystuje ją również kwitnąca dziś dziedzina budowania wizerunku tzw. PR. Czyli tak naprawdę podlegamy medialnej deformacji rzeczywistości i manipulacji. Dlatego reportaż sięgający do pierwszego źródła ma taką wagę.

Uważam, że naszym największym problemem jest brak rzetelnej komunikacji i prawdziwej debaty publicznej. Ja bym chciała takiego świata, w którym ludzie decydujący o kształcie Polski bardziej liczyliby się ze społeczeństwem i uczciwie się z nim komunikowali.


I znowu wróciłyśmy do polityki.

To nie polityka, tylko Polska, kraj, w którym się urodziłam i na którym mi zależy. Interesuje mnie wszystko, co się w nim dzieje, rządzący i rządzeni, wzajemne relacje, rola mediów. W tym wszystkim pojedynczy człowiek miotany trudnościami dnia codziennego i medialnymi obietnicami polityków. Rozpadająca się wspólnota. Nie potrafimy słuchać się wzajemnie, być tolerancyjni, mając nawet odmienne poglądy próbować się porozumieć, wzajemnie uzupełniać. Np. mój serdeczny przyjaciel, wybitny historyk, napisał do mnie „jesteś jedyną osobą z tamtej strony, która się do mnie odezwała”. Z jakiej strony? Chodzi o te typowe podziały prawicowo-lewicowe, PiSowsko- POwskie itp. A ja nie jestem z żadnej strony, jestem Polką i dziennikarką, która ma pewne powinności do wypełnienia i czuje się niezależna. Dlatego źle bym funkcjonowała w strukturach partyjnych, bo tam obowiązuje jakaś lojalność, a ja lubię patrzeć całościowo i ocenić co w danym pomyśle partyjnym jest dobre, a co złe. Uwiązana do jednej partii nie byłabym człowiekiem wolnym.

W ogóle uważam, że świat jest ciekawy, różnorodny i często łapię się na tym, że chciałabym być jednocześnie tu i tu, obejrzeć to i tamto. Tyle rzeczy mnie interesuje, lewica, prawica, islam, chrześcijaństwo, przenikanie kultur, idei i obrona tożsamości. Lubię różnorodność, odrębność, ludzi którzy są inni niż ja, bo wtedy dużo się uczę. Ale to przecież składa się u mnie w jakąś całość. Jeden z moich kolegów, taka moja studencka miłość napisał o mnie wiersz zatytułowany „Kompozycja niepowiązań”. Chyba miał rację, właśnie taka jestem.


Najważniejsze nagrody Janiny Jankowskiej:


1981 Prix Italia – za reportaż „Polski sierpień”

1984 Dziennikarzy Niezależnych im. Bolesława Prusa

1984 Niezależnej Komisji Kultury NSZZ „Solidarność”

1984 Polcul Foundation

1989 Złoty Mikrofon

1994 I nagroda na Festiwalu Mediów w Łodzi za reportaż „Wyrok”

1998 Premios Ondas – za reportaż „Powódź wszystkich Polaków”

1998 Prix Europa- wyróżnienie w kategorii Market Place of Ideas za koncepcję Konkursu Stypendialnego im. Jacka Stwory.

2005 Grand Press- „Wojna legend czyli zaduma nad życiem Anny Walentynowicz” (współautor Magda Skawińska)

http://www.sdp.pl/wywiady/5106,rozmowa-dnia-12-lutego, 1307050285







Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich

Foksal 3/5

00-366 Warszawa

tel. 22 827 87 20