Kto w Europejskiej Federacji Dziennikarzy wymyślił zorganizowanie dorocznego spotkania w roku 2014 w Moskwie?

 

Te spotkania co roku organizowane są w innym kraju. Organizacje – członkowie Federacji, które chcą być gospodarzami zgłaszają swoje kandydatury. To spore wyzwanie logistyczne. Poza tym EFJ nie ma na to dużo pieniędzy, więc trzeba również postarać się o sponsorów. Gdy rozpoczynały się ustalenia na temat spotkania w roku 2014 zgłoszono dwie kandydatury. My zgłosiliśmy Kazimierz Dolny, a Rosjanie Moskwę. Po minach kolegów widziałam, że Moskwa jawiła im się bardziej atrakcyjnie i przypadła im do gustu.

 

Rozumiem, że to było jeszcze przed Majdanem i kryzysem krymskim?

Tak. To było wczesną jesienią zeszłego roku.

 

Piszesz w swoim oświadczeniu, że władze Międzynarodowej Federacji Dziennikarzy nie diagnozują realnie sytuacji mediów na Ukrainie i w Rosji oraz roli mediów rosyjskich spełniających de facto w większości rolę tuby propagandowej Kremla. Z czego się to bierze? Czy to wynik rosyjskiego lobbingu, słabej znajomości tematu czy też z tego co my w Polsce nazywamy „pożytecznym idiotyzmem”?

Wszystkie te elementy mają udział w pewnej gorliwości wykazywania się sympatią wobec Moskwy. Dwa z nich, czyli lobbing i bycie „pożytecznym idiotą” połączyłabym w jeden, jako efekty bardzo skutecznego rosyjskiego PR oraz zapewne – działania służb specjalnych. Jednak olbrzymie znaczenie ma też brak wiedzy. Porażający i niesłychanie głęboki. Z moich bezpośrednich obserwacji wynika, że Europa Wschodnia to dla wielu ludzi i instytucji Zachodu prawdziwa terra incognita. Tak naprawdę Unia Europejska nie jest żadną jednością. Dla zachodnich kolegów, tak realnie, poza poprawnymi politycznie deklaracjami, to istnieje Unia A i Unia B, a nawet Unia C. My jesteśmy w tej B, a np. Bułgaria to nawet już w C. W Unii A inne jest życie, inna kultura polityczna inne są sposoby rozwiązywania problemów. Żeby trzymać się już tylko naszego dziennikarskiego podwórka. Tam panują zupełnie inne stosunki dziennikarz-pracobiorca i wydawca-pracodawca…

 

to może właśnie dlatego nie są wstanie zrozumieć, że są kraje gdzie ten wydawca jest nie tylko pracodawcą, ale wręcz mocodawcą, a dziennikarzowi przypada rola nie sprawozdawcy lecz propagandzisty?

 

Właśnie tak jak mówisz. Choć koledzy z Zachodu doskonale rozumieją presję komercji, naciski wydawców (jakkolwiek tylko w pewnym, ograniczonym prawem i obyczajem zakresie) to absolutnie nie widzą granicy, jaka dzieli najgorzej nawet działającą demokrację od autorytaryzmu, albo nawet totalitaryzmu. A już na pewno niewrażliwi są na te rozróżnienia jeśli dotyczą one Rosji i w ogóle krajów Europy Wschodniej. Afryka, Ameryka Łacińska – to już całkiem co innego…

Np. kolega z Wlk. Brytanii polemizując z moimi argumentami w sprawie konieczności przeniesienia miejsca tegorocznego spotkania EFJ z Moskwy gdzieś indziej – mówił tak: „Jeśli nawet mieliśmy krytyczny stosunek do interwencji w Iraku, to przecież nie byłby to jeszcze powód, by nie organizować jakiegoś spotkania na terenie Wlk. Brytanii”. Jeden z Niemców (bo było ich na spotkaniu Komitetu Sterującego dwóch) dowodził z kolei, że nie chciałby, aby np. po jakiejś decyzji kanclerz Merkel, do której świat miałby stosunek krytyczny, doszło do bojkotu niemieckiej organizacji dziennikarzy. Taki ogląd sytuacji tak bardzo nie pasuje do rzeczywistości na Wschodzie, że nawet trudno im to wytłumaczyć.

 

Próbowałaś?

 

Oczywiście, m.in. zaproponowałam kolegom, żeby skoro twierdzą, że dostrzegają bardzo ciężką sytuacje niezależnego dziennikarstwa w Rosji, zaprotestowali przeciwko temu publicznie na przykład w Moskwie na Placu Czerwonym. Może wtedy zobaczą wreszcie jasno różnicę między systemem demokratycznym, a autorytarnym. W tym momencie zauważyłam na twarzy naszej rosyjskiej koleżanki wyraz lekkiej paniki, bo przecież to ona musiałaby taki element spotkania EFJ w Moskwie zorganizować, a przecież Rosyjska Unia Dziennikarzy to trochę takie „półpaństwowe” stowarzyszenie i co by było, gdyby władze nie wydały zgody na demonstrację, a dziennikarze przybyli zza granicy jednak postanowili wyjść na plac przed Kremlem?

 

Postawiłaś sprawę na ostrzu noża. Zapowiedziałaś, że jeśli doroczne spotkanie EFJ odbędzie się w Moskwie to SDP nie wyśle swoich przedstawicieli. Uważasz, że ten gest uzmysłowi „zachodnim” organizacjom zrzeszonym w EFJ, że Moskwa to nie jest odpowiednie miejsce?

 

Same gesty nigdy niczego nie załatwiają, ale mają sens jeżeli stoi za nimi „coś więcej”. Powinniśmy nasze stanowisko rozpropagować, a bojkot to tylko początek nagłośnienia problemu. Nie chodzi bowiem o to, że chcemy zrobić na złość rosyjskim kolegom po fachu, hołdując tradycyjnej polskie „rusofobii”, ale o to, że sytuacja w jakiej znalazły się media i wolność słowa w Rosji przekroczyła wszelkie granice. Ta sytuacja nie jest zła. Ona jest tak zła, że już nie można tego tolerować. Objaśnianie Zachodowi medialnej rzeczywistości na Wschodzie jest naszym fundamentalnym zadaniem. Bo jak nie my, to kto? Jak nie teraz, to kiedy?

 

Czy to aby nie nazbyt romantyczna postawa?

 

Nie. Zresztą kropla drąży skałę. Gdyby nie moja interwencja, nad tą sprawą, na posiedzeniu Komitetu Sterującego, nikt by nawet nie dyskutował. Przyklepano by tę Moskwę, wszyscy by się ucieszyli że zobaczą Kreml z czerwona gwiazda na wieży i tyle. Tymczasem moje zastrzeżenia wywołały godzinną gorącą dyskusję na temat Europy Wschodniej. Zarzuciłam kolegom m.in., że traktują nas z pobłażaniem niczym dzieci specjalnej troski, mówiąc najwyżej o „zrozumieniu naszej wrażliwości”, kiedy tu nie o wrażliwość idzie, a o realne, polityczne uwarunkowania funkcjonowania europejskiego dziennikarstwa. Starałam się też wyjaśnić kolegom, że nie rozumieją specyfiki reżimu rosyjskiego, w którym oficjalna reprezentacja rosyjskich dziennikarzy nie jest organizacją całkowicie niezależną od władzy, bo tam czegoś takiego nie ma. Musiałaby to wówczas być instytucja de facto opozycyjna. W takich krajach, albo jest się – chcąc czy nie chcąc – w opozycji, albo w jakiejś mniej lub bardziej ścisłej zależności od władzy. Trzeciej drogi brak.

 

No i..?

 

Na razie oni nie są w stanie nawet sobie wyobrazić tej sytuacji, bo nie są w stanie sobie wyobrazić, że w jednym z popularniejszych telewizyjnych talk show na poważnie opowiada się, że we Lwowie grekokatolicy palili żywcem Berkutowców. Wygłaszanie takich nieopisywalnych kłamstw w moskiewskiej tv jest w Rosji na porządku dziennym, ale to na razie przekracza wyobraźnię naszych zachodnich kolegów.

 

Spotkanie EFJ za dwa miesiące. Czy jest szansa, że nie odbędzie się w Moskwie? A jeśli tak to gdzie, w Kazimierzu?

 

Myślę, że gdyby zmiana miejsca była jeszcze możliwa, to powinniśmy wycofać kandydaturę Polski, żeby było jasne, że proponowana przez nas zmiana miejsca to nie jest lobowanie na rzecz siebie samych. Jednak sprawa jest już właściwie przesądzona. Po moich zastrzeżeniach i po dyskusji, w której wypowiedzieli się po kolei wszyscy, stało się jasne, że możemy liczyć tylko na częściowe poparcie ze strony jednego z niemieckich kolegów. Warto tu zauważyć, że w Komitecie Sterującym jestem, poza naszą wiceprzewodniczącą Rosjanką, jedyną przedstawicielką Europy Wschodniej. Oczywiście byłby poważny kłopot gdyby więcej stowarzyszonych organizacji poparłoby nasz bojkot, ale nie wiążę z tym, na obecnym etapie, zbyt wielkich nadziei. Organizacje z Europy Środkowo – Wschodniej są liczebnie i finansowo słabe, mają małe doświadczenie we współdziałaniu i małą umiejętność korzystania ze swoich praw na forach publicznych.

 

Jest więc tak. Spotkanie odbędzie się w Moskwie. Ci, naszym zdaniem lepiej rozumiejący Wschód i bardziej zdecydowani nie przyjadą, w związku z tym spotkanie nie zakończy się przyjęciem krytycznych pod adresem Moskwy uchwał. Mam rację?

 

Mam nadzieje, że nie. Nasze stanowisko zostało zauważone i trzeba się postarać by nasza nieobecność nie przeszła bez echa. Myślę, że nasz bojkot spowoduje raczej zaostrzenie przyjętych uchwał, bo zwróci uwagę na przyczyny naszej nieobecności. Mamy też sojuszników. Np. organizacjom skandynawskim zależy na rozszerzaniu się EFJ (i jej wartości) na Europę Środkowo - Wschodnią. SDP jest dużym stowarzyszeniem i dostrzeganym przez innych. Kolegom z Komitetu Sterującego bardzo zaimponowaliśmy w momencie, gdy się okazało, że byliśmy jedyną organizacją, poza oczywiście EFJ jako całością, która udzieliła realnej i szybkiej pomocy finansowej dziennikarzom ukraińskim. Okazało się, że my, biedny wschodnioeuropejski związek, przekazaliśmy w imieniu polskich dziennikarzy sumę (zebraną w zbiórkach publicznych) porównywalną z tą, jaką przekazała centrala Federacji! Poza tym, pomimo nieobecności, możemy przecież zaapelować do tych, którzy pojadą o zajęcie odpowiedniego stanowiska.

 

Czyli uważasz, że nasz bojkot będzie jak dwa w jednym, i przyzwoity i pragmatyczny?
 

Właśnie tak uważam. Nie ma sensu uprawiać awanturnictwa, ale warto pamiętać, że ze zbyt cichymi i posłusznymi nikt się nie liczy.

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl