Z Tomaszem Patorą o reportażu, prowokacji dziennikarskiej i zawodowej odpowiedzialności rozmawia Aleksandra Głąb

Tomasz Patora - dziennikarz śledczy, wieloletni pracownik "Gazety Wyborczej", obecnie pracuje w redakcji programu interwencyjnego "Uwaga!" w telewizji TVN; współautor publikacji o "łowcach skór" na temat handlu informacjami o zgonach w łódzkim pogotowiu; uhonorowany za to w 2002r. nagrodą Grand Press, nominowany do niej także w latach 2001-2004; w 2010 r. zdobył tytuł „detonatora” w plebiscycie MediaTorów - Dziennikarskich Nagród Studenckich, za reportaż o znanym polskim seksuologu, prof. Lechosławie G.

 

Dostał Pan w zeszłym roku studencką nagrodę w plebiscycie MediaTorów za reportaż o Lechosławie G. Czym, Pana zdaniem, najbardziej przekonał Pan w tym materiale studentów? Na co teraz są wrażliwi młodzi ludzie?

Myślę, że wbrew dominującej teraz w mediach tendencji, wbrew postępującej tabloidyzacji mediów, odbiorcy - generalnie, nie tylko młodzi ludzie, są wyczuleni na coś, co dziennikarstwo odkrywa, a co mogłoby w normalnym życiu odkryte nie zostać. Krótko mówiąc, panuje uwrażliwienie na to, co kryje się pod dywan.

W "Uwadze" przygotowuje Pan reportaże. Co takiego ma w sobie ten gatunek? Jakie powinien spełniać funkcje, żeby być skutecznym?

Jest kilka warunków, które muszą być spełnione, żeby reportaż zadziałał. Musi być przede wszystkim ciekawy temat. Problem, który się obrazuje musi być na tyle interesujący, żeby znaleźć przełożenie na doświadczenia odbiorców. Widz wtedy ogląda taki materiał i mówi sobie: przecież to mogło mnie dotyczyć, to jest ważne. Pozostaje też kwestia samej realizacji reportażu. Musi on być przyzwoicie zrobiony, historia sama powinna się opowiadać, charakterystycznym językiem filmu. Dlatego do telewizji nie nadają się np. trudne sprawy gospodarcze, skomplikowane ekonomiczne kwestie. Temat musi nieść widza przez opowiadaną historię.

A z Pana doświadczenia wynika, że działalność reporterska jest skuteczna?

Tak, oczywiście. Duża zasługa w tym, że telewizja ma o wiele większą siłę rażenia niż prasa. To jest na tyle potężne medium, że biorąc się za jakiś temat, istnieją duże szanse, że interwencja okaże się skuteczna.

Za co ponosi się największą odpowiedzialność przy tworzeniu reportażu? Jaki cel się zakłada, biorąc się za jakąś sprawę?

Jeśli chodzi o „Uwagę”, to program ma podtytuł: „W Twojej sprawie” i to już w pewien sposób określa sytuację. Robimy coś dla ludzi, interweniujemy, bo dzieje się coś niepokojącego. Największą odpowiedzialnością jest to, żeby jadąc realizować dany temat, mieć go na tyle dobrze udokumentowanego, żeby nic nie było w stanie nas zaskoczyć już przy realizacji materiału. Bo wiadomo, że jeśli prezentujemy w reportażu jakieś poważne oskarżenie, to jest to strzał w kogoś. Nie może być sytuacji, że coś sobie domniemamy, szukamy sensacji. Musimy być pewni, że faktycznie stało się coś złego. Wykluczamy całkowicie element zaskoczenia. Ale trzeba też wystrzegać się sytuacji reżyserowania materiału, on powinien się sam ogrywać. Sztuczność zostanie szybko wyłapana na antenie.

Często w swojej pracy musi Pan korzystać z prowokacji dziennikarskiej? Jak Pan ocenia tę formę zdobywania informacji?

Z prowokacją jest jak z każdym narzędziem – używamy go wtedy, kiedy jest niezbędne i kiedy znajduje odpowiednie zastosowanie. Na przykład w sprawie Doktora G. nie byłbym w stanie inaczej udowodnić jego winy niż dzięki prowokacji. No bo relacjonując to wydarzenie wyłącznie słowami, konfrontując relacje pacjentek z relacjami lekarza – autorytetu, wiadomo po czyjej stronie leżałaby prawda. A dzięki prowokacji w gabinecie Lechosława G. udało nam się odkryć prawdę.

Wcześniej był pan związany z prasą. Czym się różni praca w gazecie od pracy w telewizji? Gdzie jest lepiej?

Zawsze powtarzam, że byłem i pozostanę człowiekiem prasy. Ona jest bardziej merytoryczna, to zresztą chyba jest truizm. Na pozór telewizja lepiej oddaje rzeczywistość, bo widzimy, to o czym się mówi. Montaż to jest sztuka manipulacji, wszystko można dzięki niemu pokazać. W gazecie dziennikarzowi trzeba wierzyć na słowo, a słowo silniej mówi prawdę. Telewizja nie daje takich możliwości na opowiadanie historii, jak prasa. Ale z drugiej strony, wracając do Doktora G., to był to materiał stricte telewizyjny, inaczej nie dałoby się tego pokazać.

A możemy uchylić rąbka tajemnicy, co pokaże Pan w dzisiejszym wydaniu „Uwagi”?

Dzisiejszy materiał będzie kontynuacją reportażu sprzed kilku tygodni na temat polowań i wszystkiego, co z tym związane. Wszystko, co w tym materiale robimy to takie zderzenie dwóch wizji. Z jednej strony dziecięce wyobrażenie o panu myśliwym kochającym zwierzęta, który chodzi po lesie i czasem musi odstrzelić zwierzynę. Z drugiej strony, głębsze spojrzenie na zagadnienie polowań, które są często zabawą w zabijanie, przynoszącą dużo frajdy. I okazuje się, że ta wizja z dzieciństwa niewiele ma wspólnego z tym, co dzieje się naprawdę. Do tego reportażu popchnęły nas dwie rzeczy. Po pierwsze, film w rzucony do Internetu, na którym widać, jak myśliwi w brutalny sposób szarpią rannego dzika. A po drugie, problem strzelania do psów, wcale nie bezpańskich, tylko takich, które właściciele wyprowadzają na spacer do lasu. Bulwersujące jest bowiem to, że większość tych spraw jest umarzana, a mówienie prawdy przypisuje się wyłącznie myśliwym.

 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl