Z Andrzejem Ostrowskim o dziennikarstwie sportowym i „małyszomanii” rozmawia Paweł Luty.

Andrzej Ostrowski (ur. 1949), dr nauk humanistycznych, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Dziennikarz radia i telewizji, sprawozdawca i komentator z kilku Igrzysk Olimpijskich oraz Mistrzostw Świata i Europy w piłce nożnej. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Wydziale Nauk Społecznych i Dziennikarstwa Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu. Kierownik Zakładu Dziennikarstwa Sportowego. Autor książki „Telewizyjna transmisja sportowa, czyli największy teatr świata” (2007).

 

Co jest najważniejsze w pracy dziennikarza sportowego?

Nie tylko to, co w innych specjalnościach dziennikarskich. Do pakietu koniecznych umiejętności dodane zostaje „czucie” sportu. Sport zmienia się, ewoluuje, rozszerza swoje związki z innymi dziedzinami życia społecznego, politycznego i gospodarczego. Profesjonalizm dziennikarza polega obecnie nie tylko na znajomości dyscyplin i umiejętności pisania oraz mówienia o nich, ale na wykorzystaniu tej wiedzy dla wydobycia kryjących się w sporcie innych wartości. Zmienia się i rozszerza również typ człowieka zainteresowanego sportem. Nie jest to już tylko tzw. kibic lub fachowiec (zawodnik, trener, sędzia), lecz mieszczący się w bardzo szerokim przekroju zawodu, wieku i wykształcenia człowiek obydwu płci. W konsekwencji odbiorca staje się bardziej masowy, przypadkowy (choć zainteresowany), co zakłada konieczność przekazania mu encyklopedycznej wiedzy o sporcie. Z drugiej strony pojawia się odbiorca oczekujący zaawansowanej, specjalistycznej wiedzy. Zadaniem dziennikarza sportowego jest pogodzenie i zaspokojenie potrzeb obydwu tych rodzajów odbiorcy.

Współczesny wielki sport nie istnieje bez mediów, a media nie istnieją bez wielkiego sportu. Wydarzenia sportowe, które nie są opisane w prasie lub transmitowane w radiu czy telewizji – tracą na randze i znaczeniu społecznym. Z kolei media, które nie są zainteresowane sportem nie osiągną dużego nakładu, słuchalności, oglądalności. Firmy masowo wykorzystują sport i jego czołowe postacie do reklamy swoich wyrobów czy usług. Dziennikarzom sportowym wyznacza to kolejne obowiązki związane ze sferą ekonomiczną, społeczną, kulturową, prawną, itd.

Skąd wziął się fenomen „Małyszomanii”?

Jest to wynik połączenia procesów społecznych i medialnych. Popularność piłki nożnej istnieje nawet bez sukcesów, inne dyscypliny muszą natomiast ciężko „pracować”, aby zdobyć kibica. To jednak nie wystarcza. Dobry wynik sportowy musi być poparty obecnością w mediach, szczególnie w telewizji. Telewizja umiejętnie wykorzystała sukcesy Małysza. Przez wiele lat transmituje „live” niemal wszystkie jego poczynania na światowych skoczniach narciarskich, tworząc zjawisko „małyszomanii” a przy okazji mit wielkiego idola, spełniającego marzenia rodaków. Olbrzymia oglądalność skoków pozwoliła na ugruntowanie tego zjawiska, przynosząc telewizji zwiększenie zysków z emisji reklam. Do transmisji z konkursu skoków narciarskich należy rekord oglądalności w historii telewizji w Polsce – w 2002 roku podczas Zimowych Igrzysk w Salt Lake City sukcesy Adama Małysza oglądało w TVP 1 ok. 14,5 miliona telewidzów (udział prawie 40%). Mimo, iż nasz skoczek nie odnosi już tak częstych sukcesów jak kilka lat temu, ostatnie trzy konkursy w Zakopanem oglądało w TVP 1 średnio ponad 5 milionów ludzi (udział 45%). Na marginesie – przy spadkowej tendencji popularności Adama Małysza, telewizja powoli tworzy „justynomanię” transmitując wszystkie biegi narciarskie Pucharu Świata z udziałem Justyny Kowalczyk.

A czy uważa Pan, że w przyszłości Kamil Stoch stanie się drugim Małyszem?

Nie wiem czy ktokolwiek z dużą dozą prawdopodobieństwa odpowiedziałby na to pytanie.

Dlaczego Polacy emocjonują się skokami narciarskimi? Bo jest to widowiskowa dyscyplina sportu? Bo Adam Małysz odnosi takie sukcesy?

Wyjaśniłem to częściowo w odpowiedzi na pytanie o fenomen „małyszomanii”. Po pierwsze dlatego, że polski sportowiec odnosi duże sukcesy, których bardzo nam brakuje we wszystkich niemal dziedzinach życia. Po drugie dlatego, że możemy być świadkami tych sukcesów za pośrednictwem telewizji, przeżywać je tak, jakby działy się tuż obok. Dyscyplina sportu nie jest tu najważniejsza. Proszę zwrócić uwagę, iż skokami narciarskimi interesuje się w znaczącym stopniu zaledwie kilka nacji, a uprawia się je profesjonalnie w ośmiu, dziesięciu krajach świata.

Jak można było zauważyć w przypadku Adama Małysza łaska polskich kibiców i dziennikarzy na pstrym koniu jeździ. Dlaczego tak się dzieje, że sportowcy, którzy wczoraj byli uwielbiani dziś są wyśmiewani?

Nie zauważyłem, aby nawet mała część społeczeństwa wyśmiewała się z Adama Małysza, gdy przestał wygrywać seryjnie. Nie potrafię przypomnieć sobie sportowca, który w ostatnim dziesięcioleciu podlegałby powszechnie i masowo takim zachowaniom kibiców. Ludzie potrafią dziś docenić wysiłek, zasługi, postawę, honor sportowca. Zjawisko, o którym Pan wspomniał jest wedle mnie marginalne i może tyczyć jedynie kilku piłkarzy, którzy nie potrafili przez czas jakiś udowodnić swojej ambicji w grze…

 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl