Z Robertem Czuldą o zależnościach między dziennikarstwem a bezpieczeństwem rozmawia Paweł Luty.
Robert Czulda (ur. 1983) – zastępca redaktora naczelnego magazynu „Stosunki Międzynarodowe”, stały współpracownik magazynów „Armia” i „Polska Zbrojna”, autor monografii „Polityka bezpieczeństwa militarnego Stanów Zjednoczonych 2001-2009”.
Jak dziennikarze mogą szkodzić bezpieczeństwu a jak mogą je wspierać?
To bardzo trudna kwestia, bowiem wolność słowa czasem pozostaje w konflikcie z bezpieczeństwem narodowym i interesami państwa. Przykładem, gdy wolność słowa jest szkodliwa jest sytuacja, gdy media podają nazwiska poległych żołnierzy zanim zainteresowane rodziny zostaną powiadomione przez odpowiednie instytucje wojskowe. Tak się na początku wojny irackiej zdarzało. Czy w takiej sytuacji wolność mediów i nieskrępowanej wypowiedzi jest najważniejsza? Podobny dylemat istnieje w sytuacji, gdy publikuje się zdjęcia zniszczonych pojazdów koalicji w Iraku czy obecnie w Afganistanie. Z jednej strony to korzystanie z wolności słowa, ale z drugiej przekazywanie informacji naszym wrogom, którzy w ten sposób mogą zwiększyć skuteczność i zadać naszym żołnierzom większe straty.
Granica pomiędzy wolnością słowa a negatywnym wpływem na bezpieczeństwo jest bardzo cienka i często niedostrzegalna. Na szczęście większość doświadczonych dziennikarzy, szczególnie tych mających udział w misjach zagranicznych, dobrze wie, w którym momencie dokonać autocenzury, by chronić życie i zdrowie żołnierzy czy też pracowników cywilnych. Chociaż wolność słowa to wielka wartość to i także ona nie jest nieograniczona. Jej przekroczenie może zniszczyć nasze bezpieczeństwo, a bez niego nie będzie wolności słowa. Musimy więc pamiętać, by w pogoni za prawem do nieskrępowanego mówienia nieświadomie się go nie pozbawić.
Jak media powinny przedstawiać terrorystów - piętnować? Lekceważyć?
Odpowiadając na to pytanie należałoby najpierw wskazać kim jest terrorysta. Próbując zdefiniować to pojęcie okazuje się, że jest ono wieloznaczne i nie ma porozumienia co do tej kwestii. Ciągle aktualne jest stwierdzenie, iż ten, kto dla jednego jest terrorystą, dla drugiego jest bojownikiem o wolność. Media powinny przede wszystkim rzeczywistość przedstawiać, a nie ją tworzyć. To z pewnością banalne stwierdzenie, ale relacjonując przejawy terroryzmu, tak jak każdej innej formy ludzkich interakcji, należy starać się zachować neutralność. Niech ludzie sami ustalą co o tym sądzą.
Jaka jest rola mediów w rewolucji w Tunezji i Egipcie?
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, iż rewolucja - jeżeli w ogóle możemy użyć takiego słowa - to zasługa głównie mediów. W tunezyjskiej prasie ciężko było znaleźć informacje o niepokojach. Pewien wpływ zapewne miał Facebook czy Twitter, ale reżimów nie obala się za sprawą napisania kilku zdań w statusie czy na swoim profilu. Sukces demonstrantów wynika z ich determinacji, a przede wszystkim z elementu zaskoczenia. Nikt, ani oni, ani prezydent Ben Ali, nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Prezydent po prostu się poddał i uciekł. Podobnie zresztą jak poddaje się Mubarak, który jeśli zostanie obalony to nie dlatego, że istnieje Facebook, lecz dlatego, że wojsko nie chce go bronić i staje po stronie ludzi. Gdyby zaczęto pacyfikować demonstrację siłą, żadne medium - czy to klasyczne, czy też elektroniczne - nie odegrałoby znaczącej roli.