Z Michałem Karnowskim o nowym tygodniku „Uważam, Rze. Inaczej pisane”, od dziś na rynku, rozmawia Marek Palczewski.

Michał Karnowski (ur. 1976), dziennikarz, publicysta, komentator polityczny. Pracował m.in. w redakcjach „Newsweeka”, „Dziennika”, „Polski The Times” i w radiowej „Trójce”. W czerwcu 2010 r. założył serwis informacyjno-publicystyczny wPolityce.pl, którego jest redaktorem naczelnym i wydawcą. Od kilku dni z-ca redaktora naczelnego nowego tygodnika opinii „Uważam, Rze. Inaczej pisane”. Jest autorem kilku książek - ostatnia to Anatomia władzy, Czerwone i Czarne, 2010 (wspólnie z Erykiem Mistewiczem). Jego brat bliźniak Jacek Karnowski jest również dziennikarzem.

 

Na rynku jest co najmniej kilka znanych tygodników (m.in. „Wprost”, „Newsweek”, „Polityka”, „Gazeta Polska”), które łącznie sprzedają co tydzień około pół miliona egzemplarzy. Czy jest jeszcze miejsce na nowy tygodnik?

Jeżeli byśmy dobrze policzyli to 3 lata temu te tygodniki miały trzykrotnie wyższą sprzedaż. Zatem część byłych czytelników prawdopodobnie nie znajduje na dzisiejszym rynku prasowym oferty dla siebie.

Mamy wprawdzie kilka tygodników, ale większość z nich jest podobna pod względem ideowym i zawartości informacyjnej. Skupiają się one na tych samych tematach i rywalizują o tych samych dziennikarzy. Jednocześnie tacy na przykład profesjonaliści, jak Jerzy Jachowicz, nie są w ogóle zapraszani na ich łamy. Dlaczego mielibyśmy nie korzystać z umiejętności i doświadczenia takich ludzi?

Czym chcecie odróżnić się od reszty tygodników?

Chcemy być inni i już sam tytuł ma to podkreślać: „Uważam, Rze. Inaczej pisane” . Chcemy odwoływać się do innej wrażliwości. Większość czołowych tygodników, o których Pan wspomniał, zdefiniowałbym jako liberalno – lewicowe. My jesteśmy konserwatywno-liberalni i odwołujemy się do wrażliwości chrześcijańskiej.

Na rynku panuje monokulturowość i to stwarza szansę dla naszego projektu. Co więcej, sama konstrukcja tygodnika – fakt, ze korzysta on z zasobów kadrowych i tekstów „Rzeczpospolitej”, z doświadczenia grafików i redaktorów „Rz” – daje możliwości stworzenia produktu, który będzie tańszy w produkcji i dlatego bardziej opłacalny.

W naszym tygodniku znajdują się różnorodne pozycje; jest rubryka „Z życia opozycji, z życia koalicji” Roberta Mazurka i Igora Zalewskiego, którzy przez wiele lat funkcjonowali na rynku prasowym, aż wskutek ostatnich zmian we „Wprost” przestali tam publikować. My z powrotem zapewniamy im publikowanie, bo wielu czytelników jest zainteresowanych ich twórczością. Innym autorem, który pojawia się na naszych łamach jest Bronisław Wildstein. Też publikował przez wiele lat w różnych tygodnikach, a teraz na skutek tej „monokulturowości” ma na to mniejsze szanse. W pierwszym numerze naszego tygodnika czytelnicy mogą przeczytać jego poruszający esej o sprawie smoleńskiej.

Czy mam rozumieć, że skoro będziecie korzystać z kadry i tekstów Rzeczpospolitej, to w zasadzie nie wyjdziecie poza ten krąg ? Czy będą to po prostu dodatkowe miejsca pracy dla dziennikarzy „Rzepy”?

Nie, gdyż wychodzimy poza redakcję „Rzeczpospolitej”. Będą przecież teksty Jerzego Jachowicza, Janusza Rolickiego, Wiktora Świetlika, czy Mazurka i Zalewskiego. Poza tym wiele tekstów publicystycznych, historycznych trafia już do nas z zewnątrz. Chcemy mieć najlepszą ofertę i według tego klucza dobieramy autorów. Gdy dochodzimy do wniosku, że ktoś z poza „Rz” napisze ciekawiej, to u niego zamawiamy tekst. To, że możemy korzystać z zespołu „Rzeczpospolitej” jest dodatkowym atutem naszego projektu. Podkreślam: możemy korzystać z dziennikarzy „Rz”, ale to nie znaczy, ze musimy. Spory wysiłek zrobiliśmy, żeby uniknąć powielenia treści czy formy „Rzeczpospolitej”. Jeżeli będą ci sami autorzy, to z nowymi tekstami. A jeśli nawet teksty będą z „Rz”, to będą inaczej opakowane. Podkreślam jednak - nastawiamy się na artykuły własne i niepowtarzalne, pisane tylko i wyłącznie dla naszego tygodnika. Takich treści jest w tygodniku zdecydowana większość.

Na przykład całkowicie oryginalna będzie formuła wywiadów, które będę przeprowadzał wraz z moim bratem bliźniakiem, Jackiem Karnowskim. Pierwszy przeprowadziliśmy z Grzegorzem Schetyną. Jest w tym numerze. Pytamy o rzeczy, o które inni nie pytają. Pytamy nieco inaczej, i to też jest formuła całkowicie nowa, nieobecna na łamach „Rzeczpospolitej”.

A kto wymyślił tytuł tygodnika - „Uważam, Rze. Inaczej pisane”?

Nie chcę tego zdradzać, to było wynikiem współpracy zespołu redakcyjnego z ludźmi, którzy myśleli nad kreacją reklamową tego tytułu…

Co do tytułu, to na forach internetowych pojawiły się już takie krytyczne komentarze, że może on odstręczyć, czy zniechęcić potencjalnych czytelników. Nie boi się Pan tego?

Z czasem , gdy już kampania reklamowa będzie wygaszana nacisk zostanie położony na słowo „Uważam” . To „Rze” daje z kolei taki element łączności, odwołania się do „Rzeczpospolitej”, ale w „miękki” sposób, nie piętnuje nas, ani „Rz”, lecz pozwala zasygnalizować pewną łączność z dużą wartością, jaką stanowi na rynku gazeta „Rzeczpospolita”.

Ale, czy nie będzie ten tygodnik przybudówką do „Rzeczpospolitej”?

Nie, absolutnie nie. Te dwa tytuły funkcjonują osobno. Pracujemy nad „Uważam Rze” jako projektem całkowicie samodzielnym. Paweł Lisicki jest redaktorem naczelnym, on jest tym spoiwem pomiędzy obydwoma gazetami, ale tygodnik jest produktem oryginalnym. Jeżeli ktoś weźmie „Uważam Rze” do ręki, to być może będzie miał pewne pozytywne skojarzenia z „Rz”, ale nie będzie miał wrażenia, że ma do czynienia z jej kalką. W nim są zupełnie inne teksty i  inne ujęcia tematów, inny jest layout, dobór zdjęć, wybór tematów.

Natomiast, jeszcze wracając do tytułu. Fakt, że się o nim tyle dyskutuje uważam za atut. Widziałem debiuty gazet, które miały oczywiste i banalne nazwy, niebudzące żadnych kontrowersji, i one wcale nie odniosły sukcesu rynkowego.

Mieliśmy świadomość, że nasz tytuł jest swojego rodzaju eksperymentem, że jest pewne ryzyko z nim związane, ale też zawiera w sobie podstawowy przekaz – to jest tygodnik opinii! Zawiera takie teksty, ma autorów odważnych, wyrazistych i dociekliwych. Wydaje mi się też, że skupiamy się na rzeczy niekoniecznie najważniejszej. Po pewnym czasie czytelnik przyzwyczai się do tytułu, a tygodnik będzie oceniany według kryterium czy jest, czy nie jest ciekawy. Nam chodzi przede wszystkim o jakość produktu dziennikarskiego. Z pierwszego numeru jesteśmy zadowoleni, udało nam się zrealizować większość założeń. I sądzę, że to poczucie podzielą nasi czytelnicy. W każdym razie serdecznie zachęcam do sprawdzenia tygodnika.

Pan długo pracował nad tym projektem, mówiło się, że będzie redaktorem naczelnym, a tymczasem okazało się, że naczelnym został Paweł Lisicki, a Pan jest jego zastępcą…

Plotka o tym, że ja mam być naczelnym wynikała z tego, że ja nad tym projektem pracowałem. Na takim etapie na plotki zaś się nie reaguje. Nigdy zresztą nie było rozmowy, ze ja mam być naczelnym. Poza tym jest to niezgodne z pewną praktyką w Presspublice . Redaktorem naczelnym „Plusa i Minusa” , autonomicznego wobec „Rzeczpospolitej” dodatku, jest także Paweł Lisicki. Co więcej, nie podjąłbym się realizacji tego projektu, gdybym miał być jego redaktorem naczelnym , bo bez merytorycznego i strukturalnego wsparcia ze strony Pawła Lisickiego ten projekt by się nie udał. Lisicki miał ogromny i kluczowy wkład w powstanie pomysłu i jego realizację. Taka konstrukcja zapewnia też możliwość z płynnego korzystania z zasobów „Rzeczpospolitej”.

Co uznacie za sukces po 3 miesiącach na rynku?

Konstrukcja biznesowa naszego przedsięwzięcia jest taka, że pozwala przetrwać projektowi nawet, jeżeli ta sprzedaż nie będzie oszałamiająca. Liczymy na taką sprzedaż oraz przychody reklamowe, które pozwolą na samodzielne finansowanie tygodnika i jego rentowność. Na tak trudnym rynku to dziś podstawowe wyzwanie.

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl