Z prof. Wiktorem Osiatyńskim o czwartej władzy, prawach człowieka i prawach dziennikarzy rozmawia Paweł Luty
prof. Wiktor Osiatyński – rocznik 1945, pisarz, publicysta, wykładowca akademicki, badacz, społecznik, członek Polskiej Akademii Nauk. Współpracuje z Instytutem Społeczeństwa Otwartego, wykłada na uczelniach w Stanach Zjednoczonych. Niedawno nakładem wydawnictwa Znak ukazała się książka jego autorstwa pt. „Prawa człowieka i ich granice”.
Jedną z podstaw współczesnych demokracji są prawa człowieka, Demokrację konstytuuje także oświeceniowy trójpodział władzy. O mediach mówi się, że są czwartą władzą. Czy uważa Pan, że media nadal można tym mianem określać?
Z pewnością. Natomiast trzeba zaznaczyć, że pojęcie władzy ma wiele znaczeń. Trójpodział władzy dotyczy władz politycznych w państwie. Władza, tak naprawdę, to zdolność wpływania na innych ludzi, na ich postępowanie oraz standardy tego postępowania. Z tego punktu widzenia wszystkie trzy władze – ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza – zawsze miały mniejszą władzę niż niepaństwowe organizacje nacisku. Kiedyś to był kapitał, wojsko, policja, która podlegała niekiedy kontroli państwa. Do tej grupy zawsze zaliczały się media. Dzisiaj główna władza, rozumiana jako moc oddziaływania na ludzi, oznaczająca też oddziaływanie przy użyciu strachu, leży w rękach grup zupełnie niezwiązanych z państwem. Są to reklamodawcy, firmy ubezpieczeniowe, firmy farmaceutyczne, które budzą i podsycają strach ludzki czerpiąc z tego ogromne korzyści, a jednocześnie wpływają na nasze zachowania.
Bez wątpienia, w takim rozumienia media mają ogromną władzę. Kiedyś były czwartą władzą, ponieważ kontrolowały trzy tradycyjne władze. Dziś nadal to robią, lecz straciły wiarygodność ze względu na ich uwikłania polityczne albo rynkowe. Zawsze media miały jakiegoś właściciela, natomiast były w mniej oczywisty sposób uwarunkowane politycznie lub rynkowo. Teraz właściwie trudno odróżnić co jest reklamą, co jest krytyką, co jest kryptoreklamą. Władza mediów nadal istnieje tyle, że jest bardziej destruktywna niż konstruktywna i jest mniej wiarygodna.
Powiedział Pan, że czwarta władza to władza kontrolna. Zatem, czy media powinny być organem kontrolującym, naświetlającym, opisującym rzeczywistość pod kątem przestrzegania praw człowieka? Czy raczej powinny być na tym polu aktywne, czy dziennikarze powinni brać udział w różnych akcjach, happeningach?
Samo opisywanie wystarczy. Media w Polsce są takim organem. Jeśli popatrzymy na ostatnie dwadzieścia lat to widać, że to media wykryły wszystkie afery korupcyjne, a nie organy państwowe, na które łożą pieniądze podatnicy i są do tego powołane. Instytucje państwowe akurat raczej produkowały afery niż je wykrywały. To media je wykryły.
Z drugiej jednak strony, w wypadku mediów występuję problem z wiarygodnością. Zanikają zagadnienia związane z prawami człowieka i jednocześnie są one przytłaczane stronniczością mediów, ale nie dotyczącą kwestii politycznych tylko sensacyjności. Media muszą się sprzedać na rynku w jakiś sposób. Podsyca to pogoń za sensacją. Kiedyś było tego bez porównania mniej. Jak już powiedziałem, media są mniej wiarygodne i przez to nie zawsze bronią praw człowieka. Dobrze to ilustruje przykład bardzo dyskryminowanej w Polsce, wręcz ciemiężonej, grupy osób, które są uzależnione od narkotyków. Ci ludzie są więzieni, traktowani potwornie. Media odgrywają haniebną rolę w tej dziedzinie. W każdym artykule, poza „Gazetą Wyborczą” i jej akcją „My , narkopolacy”, oni są wszędzie przedstawieni jako wrogowie, pasożyty, jako zagrożenie. Taki język kieruje się również w stosunku do innych mniejszości: do ludzi tymczasowo aresztowanych, wypuszczonych za kaucją. Media szukają sensacji. Może nie wszystkie i nie zawsze, ale ogólnie media spełniają rolę haniebną, szkodzącą prawom człowieka. Tu widzę rolę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które mogłoby dbać o pewne standardy, zająć się tą sprawą.
Uważa Pan, że SDP jest instytucją, która mogłaby mieć wpływ na to ile uwagi dziennikarze poświęcają prawom człowieka? Sygnalizować, że w mediach dzieje się źle?
Tak, oczywiście. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich jest organizacją zawodową, ale także profesjonalną. Jednym z jego głównych zadań jest wyznaczanie i dbanie o przestrzeganie standardów, ostrzeganie o tym, że standardy są naruszane, pokazywanie tego. Stowarzyszenie czasami to robi, lecz niestety zostało to zdewaluowane przez polityczne uwikłania. Niektóre oświadczenia Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Komisji Etyki Mediów w ostatnich latach mają widoczny gołym okiem aspekt polityczny, wymiar polityczny i polityczny podtekst. Niemalże popierający niektóre partie. I jest to niesmaczne. A mówię to jako członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
W Polsce status dziennikarza jest nieokreślony. Jakie Pan widzi sposoby dbania o nasze prawa? Jakie instytucje powinny się tym zajmować? Jak dziennikarze, walczący o prawa człowieka, mają egzekwować swoje własne prawa?
Taką instytucją jest właśnie SDP. A metodami mogą być naciski Stowarzyszenia, różne kampanie. Dziennikarze z najwyższej półki mogliby wyjść z inicjatywą spotkania dziennikarzy z politykami, podczas którego mogliby zaprezentować swoje żądania, swoje roszczenia. Mogliby odwołać się do sumień polityków, ale także podkreślić, że będzie to element ich dalszej działalności medialnej.
Dziennikarze mają przecież prawo być obrońcami swoich własnych praw, zwłaszcza, że ta sprawa może mieć charakter publiczny. W Polsce nadal funkcjonuje przepis, według którego można kogoś skazać na karę więzienia za pomówienie polityka. To jest przepis, który nie powinien istnieć, i który na pewno winien znaleźć się na wysokim miejscu na liście przepisów do zmiany. Także inne dobrze pojęte interesy obrony wolności słowa i prasy mieszczą się w debacie publicznej. Dużo trudniej jest walczyć o te prawa w sytuacji, w której część mediów traci, nawet jeśli nie bezpośrednio to pośrednio, czy oddaje swoją wolność służąc konkretnym, przeważnie nieznanym, lecz dającym się uchwycić interesom.
Wielokrotnie Pan podkreślał, wychodzi to także w tej rozmowie, że dzień dzisiejszy nie jest dobrym czasem dla praw człowieka. Żyjemy w takim świecie, gdzie one tracą na znaczeniu, Uważa Pan, że jest to sytuacja przejściowa czy stały trend?
To zależy od nas. Jak jest niedobry czas dla praw człowieka to trzeba bardziej o nie walczyć. I Pan i ja. Pan teraz robi ze mną wywiad, w czerwcu będzie zjazd Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w kwietniu będzie zebranie oddziału warszawskiego. Trzeba to zagadnienie postawić jako jedną z ważnych spraw, bo jak coś jest w kryzysie to trzeba więcej energii i siły na to poświęcić i trzeba o to coś zacieklej walczyć.
fot. Malwina Nowak