Z Maciejem Iłowieckim o Radzie Etyki Mediów, nieetycznych zachowaniach i wspólnych zasadach rozmawia Marek Palczewski.

Maciej Tadeusz Iłowiecki (ur. 1935), dziennikarz, publicysta, były członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Pisał w „Polityce”, „Przeglądzie Technicznym” i w „Problemach”. Brał udział w obradach Okrągłego Stołu ze strony „Solidarności”. W latach 1989-1993 prezes SDP. Członek Rady Etyki Mediów od 2004 roku. Współpracownik Polsatu. Autor wielu książek, m.in. Krzywe zwierciadło: o manipulacji w mediach, 2003.

 

Potrzebna jest Rada Etyki Mediów?

Oczywiście.

Do czego?

Rada jest potrzebna, bo Jeśli media są strażnikami demokracji, może trzeba, by i strażników ktoś pilnował?

Jest około pięćdziesięciu podobnych Rad na całym świecie, które mają znacznie większe kompetencje od naszej. Rada amerykańska jest taka, że na przykład może „walnąć” milion dolarów kary. To u nas mogłoby oznaczać koniec jakiegoś pisma…Nasza Rada nie ma na szczęście takich uprawnień, ale cieszymy się niezależnością, bo nie jesteśmy przez nikogo finansowani, jesteśmy nieusuwalni aż do końca kadencji, pracujemy społecznie i  mamy skład, w którym niemal wszystkie opcje są reprezentowane.

Jest Pan zadowolony z ostatniej kadencji REM?

Jest  duża nagonka na Radę i wiele osób nadal nie ma pojęcia co ta Rada robi. Chociaż oczywiście nie wszyscy w niej pracowali i nie wszystko nam wychodziło tak, jak byśmy tego chcieli. Bardzo zwiększyła się liczba skarg i interwencji,  którymi się zajmowaliśmy. Wydaje się, ze powinno być jakieś zawodowe ciało, bo myśmy już nie nadążali.

Ostatnio otrzymałem  list od pewnego lekarza, którego żona, też lekarka, została wyzwana od wariatek w lokalnej prasie. A wszystko przez to, że miała w tym miasteczku objąć ważną funkcję i ktoś wygrzebał, że ona leczyła się w szpitalu dla umysłowo chorych. Ale ona tam była z powodu nerwicy  i została wypisana przez lekarzy z adnotacją, że nerwica ustąpiła. Te kobietę potraktowano w okrutny sposób.

Co w takiej sytuacji może zrobić Rada?

Może pojechać tam, zobaczyć na miejscu, zbadać sprawę.

Więc powinniście to sami sprawdzić.

Powinniśmy, ale jak to zrobić, z kim tam rozmawiać? Z tym pismem, z redaktorem naczelnym? Przecież oni powiedzą, że ludzie mają prawo do informacji. Jest faktem, że ona była w tym szpitalu. Ja do dziś się zastanawiam, jak na to można zareagować.

Zdarzały wam się jednak niewłaściwe reakcje, mówiąc wprost – wpadki, jak z reporterem „Faktu” (Kamil Pawełoszek  rzekomo podawał się za członka rodziny ofiary wypadku autobusowego pod Berlinem, dostał się do autokaru jadącego ze Złocieńca do Berlina i wypytywał pogrążone w bólu osoby – red.)

Myśmy przeprosili, ale tam było oszustwo. Potem ustaliliśmy, że jakiś dziennikarz dostał się do szpitala, gdzie były osoby poszkodowane w wypadku, i przebrał się za ofiarę, to znaczy założył bandaż na nogę…

Skąd o tym wiecie?

Ze źródeł policyjnych.

I co zrobił?

Wszedł na salę jako chory i tam kobietę, która leżała cała w bandażach ledwo żywa, spytał „Co pani na to, że pani syn zginął w tej katastrofie?” I okazało się, że ona nie wiedziała nawet, że jej syn zginął. Takie są przypadki nagannych zachowań. I tymi Rada powinna się zajmować.

Ale czy jest możliwe stworzenie takiego ciała, które byłoby akceptowane przez wszystkich, przy istniejącym podziale w środowisku dziennikarskim i przy braku akceptacji wspólnych norm zawodowych? Bo tabloidy akceptują inne normy, a prasa opinii inne.

Ja się zgadzam, ze może trzeba zmienić Kartę Etyczną Mediów w sensie jakiegoś poszerzenia , czy unowocześnienia, ale też, wie pan, są pewne normy, które powinny być akceptowane, jest jakiś dziennikarski instynkt.

Właśnie, jakie normy powinny być akceptowane przez całe środowisko dziennikarskie?

Przede wszystkim powinniśmy stawać  w obronie słabszych , kontrolować władzę, ale każdą władzę, a nie tylko tę, która nam się nie podoba. Nie należy eksponować nadmiernie swoich poglądów, ale najpierw ustalić fakty, a następnie, w oparciu o nie, wyrażać opinie. Ale też zupełnie nie wiem, na przykład, jak wyegzekwować przepisy o zamieszczaniu sprostowań  prasowych.

Jak zatem widzi Pani przyszłość takiego ciała jak Rada Etyki Mediów?

Wobec tej nagonki jaką ja widzę… boję się, że tu działają jakieś siły, które są poza nami. Którymi ktoś wręcz steruje - takie odnoszę wrażenie. Niekiedy ludzie piszą tak straszne insynuacje, tak jawne kłamstwa, że nie wierzę, że oni o tym nie wiedzą. To jest świadome działanie z ich strony. Przeszkadza im taka instytucja , która zwraca im uwagę, co nie oznacza, że zawsze słusznie, i że REM ma monopol na prawdę. Gdyby przejrzeć te oświadczenia Rady z 14 lat, to w nich przewija się wszystko to, nad czym powinni pochylić się historycy , bo to jest część historii Polski, nie mówiąc już o historii polskiego dziennikarstwa. Rada przez ten czas pomyliła się tylko kilka razy. A środowisku dziennikarskiemu potrzebne są nie tylko sformalizowane zasady etyczne, ale także instytucje, które zwracają uwagę, gdy te zasady są przez media łamane.

 

 

zdjęcie: Paweł Luty

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl