Z Grzegorzem Cydejko o tym kim jest dziennikarz, różnicach między dziennikarzami a wydawcami oraz między mediami prywatnymi a publicznymi rozmawia Paweł Luty.

Grzegorz Cydejko – (rocznik 1963) prezes Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, dziennikarz polskiej edycji magazynu „Forbes”. Jest założycielem i przewodniczącym Klubu Dziennikarzy Biznesowych SDP. W przeszłości współpracował z takimi tytułami jak „Życie”i „Życie Warszawy”. Był redaktorem naczelnym „Businessman Magazine” oraz zastępcą redaktora naczelnego „Gazety Bankowej”.

 

Określiłby Pan siebie mianem dziennikarza?

Tak, stanowczo.

A co według Pana wyróżnia dziennikarza? Jakie warunki trzeba spełnić?

Dziennikarzem jest ten kto szuka informacji, hierarchizuje, porządkuje je z myślą o dobru publicznym i o tym, żeby rzeczywistość zmieniała się w dobrym kierunku.

Uważa Pan, że w polskich mediach pracuje dużo osób, które spełniają te warunki?

Tak. Sądzę, że jest dużo ludzi, którzy kierują się tymi motywami. Wszystkie inne mają mniejsze znaczenie. Merkantylne, środowiskowe, czasem niemoc w znalezieniu innej pracy – są to motywy, które powodują, że zostaje się w tym zawodzie, ale takich przypadków nie jest dużo. Myślę, że większość ludzi, którzy trwają w dziennikarstwie, którzy wykonują ten bardzo trudny zawód to są ludzie kierujący się poczuciem misji, służą społeczeństwu przez swoją pracę i to im daje największą frajdę i siłę do pracy.

Pojawiają się też opinie, że podstawową misją mediów jest zarabianie pieniędzy a nie spełnianie misji wobec społeczeństwa. Nie zgadza się Pan z tym?

Przede wszystkim nie tak stawiałbym problem. Powiedział Pan o mediach, a ja bardzo wyraźnie rozróżniam media i dziennikarstwo. Oczywiście jednym z głównych motywów utrzymywania bądź powoływania nowych tytułów prasowych, tutaj mam na myśli szeroko pojętą prasę, czyli także obejmującą media elektroniczne, jest powód merkantylny. Ale to dotyczy wydawnictw, nadawców, a nie dziennikarzy. Jeśli Pan założy nową gazetę w internecie, to liczy Pan przede wszystkim na to, że nie będzie Pan do niej dokładał. Chyba, że kieruje się Pan chęcią odwrócenia biegu historii i będzie Pan w stanie dokładać do jakiegoś medium bez popularności społecznej tylko po to, aby Pana poglądy były obecne w przestrzeni publicznej.

Natomiast, kiedy Pan wykonuje zawód dziennikarza, wtedy funkcjonuje Pan z innych pobudek. Same pieniądze nie wystarczą. Sadzę, że nie da się długo funkcjonować w tym stresie i w rytmie dialogu ze społeczeństwem, z odbiorcami bez wewnętrznej głębokiej motywacji. Nawet jeśli jest ona skrywana,a to jednak jest to bardzo pozytywna motywacja, w której największa nagrodą i satysfakcją jest kontakt z odbiorcą.

Antagonizm pomiędzy dziennikarzami a wydawcami jest stały, nie ma od niego ucieczki?

Nie, nie ma. Nie istniejemy bez siebie, jesteśmy współzależni, ale ten antagonizm, to napięcie między pracodawcami, właścicielami mediów a dziennikarzami musi istnieć. Nie może być inaczej. Nawet kiedy zespoły dziennikarskie zbudowane są na dużym poziomie konsensu, wspólnoty ideowej czy wspólnoty programowej z wydawcą czy nadawcą, to wciąż jednak dziennikarze mają nieco inną hierarchię wartości, a wydawcy inną. Dziennikarze będą się kierować dobrem publicznym, a wydawcy będą w to włączać jeszcze motywy merkantylne.

Czy w związku z tym napięciem można powiedzieć, że jedno albo drugie środowisko jest spójne, wewnętrznie solidarne?

Z pewnością. Uważam, że jeśli chodzi o właścicieli mediów, to pojawiają się pewne napięcia między tymi, którzy zarabiają więcej na mediach elektronicznym a tymi, którzy zarabiają więcej na mediach drukowanych. W ramach tej grupy na pewno pojawiają się jakieś napięcia. Także w grupie dziennikarskiej mamy różne poglądy i trudno się dziwić, że chętnie ze sobą polemizujemy, ale nie nazwałbym tego jakimiś trwałymi podziałami. Każdy ma prawo do realizowania swojego programu ideowego w dziennikarstwie i nawet jeśli różnie się z kimś poglądami, to oddam życie za to, żeby mógł je wyrażać.

Ale z drugiej strony dziennikarze co raz częściej występują przeciw innymi dziennikarzom na drodze sądownej. Przykładem tego zjawiska jest sprawa Agora kontra Rymkiewicz. Czy nie podważa to Pana twierdzenia o solidarności środowiska na poziomie podstawowych wartości? Czy być może nie jest tak, że walczymy o to, żeby każdy mógł wypowiadać swoje zdanie, tylko zwalczamy zdania odmienne od swoich na poziomie sądu?

Ani Agora ani Rymkiewicz nie są dziennikarzami, więc ten przykład zupełnie nie uzasadniałby rozważań na temat napięć między dziennikarzami.

Może podałem niefortunny przykład, ale Pani Prezes Mokrosińska wielokrotnie podkreślała, że ostatnio dziennikarze co raz częściej występują przeciw dziennikarzom na drodze sądownej oraz, że jest to niepokojące zjawisko.

Nie wiem skąd Pani Prezes ma takie przeświadczenie, że jest to zjawisko o masowym charakterze. Ja nie mam takiego wrażenia. Kiedy obywatel występuje przeciwko obywatelowi to jest to jego prawo, jeżeli czuje się zniesławiony. Oczywiście pierwszą zasadą dziennikarstwa jest to, żebyśmy mówili prawdę. Jeśli naruszamy czyjeś dobra to możemy oczekiwać, że zostaniemy pozwani. Nie widzę procesu przenoszenia polemiki prasowej do sądu. Owszem, rozumiem niepokój Pani Prezes jako niepokój związany z pozywaniem dziennikarzy lub publicystów za wyrażane opinie, które zniesławiają. Być może takich spraw jest co raz więcej. Moim zdaniem nie można tego wykluczyć i oczywiście nie jest dobrze, kiedy sądy rozstrzygają kto ma rację w polemice prasowej, ale też nie widzę jakiegoś większego problemu w tym, że ludzie dochodzą swoich praw, jeśli czują się zniesławieni. Wyobrażam sobie proces Rymkiewicz kontra Michnik, nie mam z tym problemu.

A że instytucje czy organizacje dochodzą swoich spraw? Cóż, musimy zmienić prawo! To jest dużo ważniejsze niż nasze subiektywne wrażenie o tym, że więcej jest procesów dotyczących zniesławienia.

Mówi Pan o prawie prasowym?

Oczywiście! Mówię o prawie prasowym, mówię również o kodeksie karnym i cywilnym. Jest kilka paragrafów, które krępują wolność słowa w Polsce. Dopóki są one używane w taki sposób w jaki są używane, to bardzo łatwo jest sądom zasądzać zakaz publikacji jako zabezpieczenie powództwa lub skazywać dziennikarzy za nie wydrukowanie pseudo – sprostowań, łatwo jest nękać dziennikarzy z artykułu 212 za zniesławienie. To są złe przepisy prawa. A że obywatele czy instytucje starają się je wykorzystać? No cóż, takie mamy prawo.

Prawo piętnujmy, praktykę stosowania tego prawa piętnujmy – to jest jedno z podstawowych zadań Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ale nie łudźmy się, że wezwaniami publicznymi wykluczymy lub ograniczymy praktykę dochodzenia praw osób, które czują się zniesławione przed sądem. One będą dochodzić swoich praw.

Jak według Pana dziennikarze mogą wpływać na zmianę praw prasowego? Powiedział Pan, że nie wystarczą publiczne deklarację, publiczne oświadczenia. Czy takim sposobem mogą być obywatelskie projekty ustaw?

Oczywiście. Chociażby poprzez złożenie i lobbowanie na rzecz własnego, dobrego projektu prasowego. Nie złego, nie fatalnego, nie zrobionego na kolanie, nie nakładającego jeszcze większego kagańca na twarz wolnemu słowu, ale zawierającego ważne i potrzebne rozwiązania, ot chociażby w kwestii sprostowań czy autoryzacji. To są podstawowe rzeczy, które powinny nas obchodzić, i które politycy, legislatura chcą utrzymać w kolejnych wersjach prawa prasowego w takim kształcie, który nie może nam odpowiadać, nam jako strażnikom wolności wypowiedzi. To jest nasz podstawowy obowiązek wobec naszego środowiska, profesjonalnego dziennikarstwa i wobec całego społeczeństwa obywatelskiego. Musimy się tym zajmować, na co dzień, bardzo twardo, ostro, w aliansie z innymi organizacjami zainteresowanymi tą zmianą i poprawą sytuacji w tym względzie. SDP musi być bardzo, bardzo głośne i musi twardo występować po stronie wolności.

Ale ostateczne decyzje i tak podejmują politycy – posłowie i senatorowie, którzy uchwalają ustawy. Czy w takim razie dziennikarze powinni aktywnie angażować się w politykę, startować w wyborach jako kandydaci niezależni i próbować może w ten sposób naprawiać sytuację?

Bądźmy realistami. Nie istnieje w Polsce coś takiego jak poseł niezależny. Politycy chodzą stadami. My dziennikarze także możemy wywrzeć presję i muszę Panu powiedzieć, że nasz Oddział Warszawski Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich właśnie poprzez intensywną, uporczywą pracę przekonał legislaturę do wprowadzenia bardzo ważnego przepisu do ustawy o radiofonii i telewizji. Chodzi w nim o kwestie oceny pracy dziennikarza. Bardzo nam zależy na tym, żeby kwestie konfliktów etycznych, zwłaszcza w kontekście politycznym, nie przesądzały o losie dziennikarzy zatrudnionych w mediach publicznych i zresztą nie tylko w mediach publicznych. Tym razem udało się nam wprowadzić do ustawy o radiofonii i telewizji artykuł mówiący o tym, że dziennikarze i inni twórcy nie mogą być oceniani przez kierownictwo mediów publicznych pod innym względem niż profesjonalizm i postawa etyczna. A jeśli będą w ten sposób oceniani, jeśli kryteria zgodności politycznej z aktualnie rządzącą mediami publicznymi władzą polityczną będą rozstrzygały o ich zatrudnieniu lub wyrzucenia ich z pracy, to tego typu konflikt nie będzie rozstrzygany na poziomie spółki medialnej a wyżej – na poziomie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która sprawuje nadzór nad wykonywaniem tej ustawy. To jest niezwykle ważne osiągnięcie.

Wprowadzenie takiego zapisu bardzo osłabia samowolę kierownictwa mediów publicznych i wyprowadza konflikty etyczne na poziom KRRiT, która może zmieniać decyzje kierowników spółek medialnych. Wprowadzenie tego bardzo ważnego instrumentu prawnego miało miejsce wyłącznie dzięki aktywności Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i jego Oddziału Warszawskiego. Proszę zauważyć, że konsekwencja, wiedza i precyzyjne nakierowanie aktywności na zmianę konkretnych bardzo ważnych przepisów może przynieść efekt także w dialogu z legislaturą, z którą mamy jako dziennikarze same kłopoty, ponieważ są to nasze źródła, ale także dlatego, że w napięciu ze środowiskiem politycznym powinniśmy prowadzić naszą służbę społeczną.

Pana słowa dają nadzieję na to, że uda się w ten sposób zmienić także prawo prasowe. Ale chciałbym się odnieść do innej kwestii. Powiedział Pan, że problemy etyczne związane ze zwalnianiem dziennikarzy miałyby być wynoszone na poziom KRRiT. Ona jest dobrym ciałem decydującym o normach i standardach etycznych?

Każde ciało, każdy poziom, który jest powyżej spółek medialnych będzie lepszy niż pozostawienie tych konfliktów do decyzji tych, którzy te konflikty wywołują. Przecież ani monity Komisji Etyki zarówno w Polskim Radiu jak i w Telewizji Polskiej, ani nawet wyroki Sądów Pracy nie zmieniały decyzji, nie zmieniały położenia dziennikarzy niesłusznie represjonowanych za przekonania polityczne nieodpowiadające aktualnej opcji rządzącej mediami. Zatem, jest to wielkie osiągnięcie kiedy urząd państwowy jest odpowiedzialny za realizację prawa i możemy postulować zmianę decyzji krzywdzącej naszych kolegów w mediach publicznych. Nie mam wątpliwości co do tego, że po jakimś czasie utrze się dobra praktyka. Już widać, że miotła polityczna działa bardziej nieśmiało. Oczywiście, że jeszcze wciąż zwalniani i powoływani są ludzie według mechanizmu lojalności ideowej wobec aktualnie rządzącego mediami publicznymi układu politycznego, ale odbywa to się już dużo bardziej wstydliwie, w sposób mniej bezczelny, mnie chamski, w taki sposób, aby ten konflikt nie wyszedł do oceny Krajowej Rady.

Nie łudźmy się jednak. Tego typu praktyka musi się jeszcze pogłębić. Być może potrzebna będzie kolejna zmiana ustawy o radiofonii i telewizji, może będziemy musieli wprowadzić do prawa kolejny nasz wielki postulat jakim jest wpisanie do kontraktów i do umów czasowych, z mocy prawa, klauzuli etycznej, która pozwoli ludziom na funkcjonowanie niezależnie od tego jaki układ polityczny będzie rządził ich redakcją. Rzeczą niedopuszczalną jest to, że przy każdej zmianie koalicji rządzącej pojawia się jej odbicie w kierownictwie mediów publicznych. W takim wypadku dziennikarz pracujący w jakiejś komórce radiowej czy telewizyjnej wykonuje polecenia delegata Partii Regionów, SLD czy Platformy Obywatelskiej – przecież to jest zaprzeczenie idei apolityczności mediów publicznych. To jest także zaprzeczenie zdrowemu rozsądkowi. Tak być nie może.

Te rozwiązania, o których Pan mówi odnoszą się mediów publicznych. A co z mediami prywatnymi? Kto powinien tam regulować kwestie etyczne? Nadal KRRiT, czy może środowisko powinno regulować się samo?

Samoregulacja jest oczywiście dużo ważniejsza w tym przypadku. Media prywatne mają pełne prawo do realizowania własnego programu ideowego, a dziennikarze, no cóż, muszą brać pod uwagę tę odmienność od wzorca jakie powinny być media publiczne. Trudno się dziwić, że jeżeli nie zgadzam się z linią programową mojego wydawcy czy nadawcy, to odchodzę z pracy, nie publikuję już w tym medium i szukam innego pracodawcy. Taka jest zasada i nie ma sensu wkraczać na to podwórko. Aczkolwiek także w mediach prywatnych, zgodnie ze swoimi poglądami, realizujemy swoją misję publiczną, starając się poprawić świat. Tutaj nie ma problemu.

Inna sytuacja jest wtedy, kiedy jeden właściciel sprzedaje jakieś medium innemu i radykalnie zmienia się jego linia. Mieliśmy z tym do czynienia w przypadku transakcji na tytułach prasowych. Wtedy nie ma co się czarować – albo dziennikarz przyjmuje nowy sposób postrzegania rzeczywistości, albo go nie przyjmuje i chce nadal prezentować swój światopogląd, ale wtedy musi sobie poszukać pracy w innym miejscu.

Takim ciałem, które mogłoby samo-regulować środowisko jest Rada Etyki Mediów? Dziennikarze coraz częściej kwestionują rolę REM jako tego ciała, które mogłoby wyznaczać i strzec standardów moralnych.

Nie wolno kwestionować jej roli. Uważam, że Ci, którzy to robią w pewnym sensie działają na rzecz ukrycia ewidentnych problemów etycznych, które powoduje nasza praca. Rada Etyki Mediów może powinna funkcjonować w innej formule, w nieco innym usytuowaniu wobec nadawców, wydawców, środowiska dziennikarskiego. Jest to ciało niezbędnie potrzebne dla oceny etycznej działań wydawców i dziennikarzy. W każdej porządnej demokracji istnieje instytucja, do której zwracają się ludzie czujący się skrzywdzeni przez media albo obrażeni przez działalność mediów, niekoniecznie zniesławieni, i mają oni prawo szukać przełożenia swoich uczuć na orzeczenia organów podobnych do Rady Etyki Mediów. Wzmocnijmy ją, ale broń Boże nie likwidujmy.

Byłby Pan w stanie podsumować obraz polskich mediów i polskiego dziennikarstwa jako pozytywny czy też negatywny?

Uważam, że polskie dziennikarstwo jest w niezłym stanie. Wiem, że mówiąc to natychmiast wzbudzam u części naszych czytelników przekonanie, że nie rozumiem stanu materialnego, braku bezpieczeństwa zatrudnienia w naszym zawodzie i innych jego problemów. Owszem, rozumiem te problemy. Natomiast jeśli chodzi o stan przygotowania do pełnienia misji publicznej, to profesjonalne dziennikarstwo w Polsce jest przygotowane do tego bardzo dobrze. Jesteśmy w stanie jako grupa zawodowa zrealizować każdy projekt medialny, który my, czy też nadawcy i wydawcy przedsięwezmą – od na pozór prostych tytułów z obszaru dziennikarstwa obywatelskiego po bardzo wyrafinowane projekty redakcyjne na pograniczu rożnych technik medialnych. Wszystkie zamiary wydawców publicznych i prywatnych środowisko dziennikarskie jest w stanie spełnić. Może Pan skompletować jako wydawca dowolny zespół dziennikarski i będzie on funkcjonował na najwyższym światowym poziomie.

Czym innym jest to, że zapotrzebowanie na tym najwyższym światowym poziomie ze strony sektora wydawców, nadawców, nie jest jeszcze zbyt wielkie. Zatem, rozróżniając stan dziennikarstwa i sektora wydawniczego i nadawczego, muszę powiedzieć, że dziennikarstwo jest w o wiele lepszym stanie niż ten sektor biznesowy, w którym pracujemy jako dziennikarze.

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl