Z Barbarą Paciorkowską o „Magazynie Ekspresu Reporterów”, misji, dobrych tematach i pokorze wobec życia rozmawia Marek Palczewski.

Barbara Paciorkowska . Autorka programów publicystycznych, filmów dokumentalnych i reportaży (m.in. prezentowanych w magazynie "Ekspres Reporterów"). Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Od początku swojej pracy związana z Programem Drugim TVP, od roku 2003 kieruje Redakcją Filmu Dokumentalnego i Reportażu. Wcześniej, w latach 2001-03, była zastępcą kierownika Redakcji Reportażu. Jest autorką scenariusza cotygodniowego programu reporterskiego "Magazyn Ekspresu Reporterów".

Ostatnio, w 2011 roku zdobyła wraz z zespołem „Magazynu Ekspresu Reporterów” nagrodę „Telekamery 2011”.

 

Magazyn Ekspresu Reporterów otrzymał w tym roku Telekamerę 2011. Widzowie docenili, że pomagacie ludziom - zwłaszcza słabszym, schorowanym, czy pokrzywdzonym. Co decyduje o wyborze tematów?

Ekspres w tym roku po raz pierwszy startował w konkursie Telekamery 2011 i tym bardziej się cieszymy, że ludzie nas docenili. Jeśli chodzi o tę pomoc ludziom, to ma pan rację, ale to nie jest wyłączna tematyka, którą się zajmujemy. Powiedziałabym, że pomagamy ludziom zrozumieć otaczającą ich rzeczywistość i poruszać się w niej. Czyli jest to dość szerokie spektrum tematów, bo to jest rzeczywistość także urzędnicza, społeczna, rodzinna. Najszerzej mówiąc, poruszamy wszystkie ludzkie problemy, mówimy o tym, co spotyka każdego z nas. Kierujemy się przy tym zasadą, że powinna to być indywidualna, osobista historia ilustrująca pewne szersze zjawiska. Tłumaczymy, interweniujemy, piętnujemy, staramy się podejmować jakieś działanie. Z ogromną przyjemnością pokazujemy pozytywne przykłady, takie fajne postawy, kiedy ktoś umiejętnie radzi sobie w rzeczywistości i coś z tego wynika dla innych.

Rozumiem, że tak pojmujecie misję reportera i MER. I w zgodzie z tą misją chcecie nie tylko pomagać, ale zmieniać rzeczywistość, szczególnie prawną?

Jak najbardziej. Zawsze mamy satysfakcję, jeśli poruszymy tematy, które wymagają zmiany prawa, przepisów, pokazujące, że coś jest nie tak. I jeśli mamy jakiś mały wkład w to, że potem taka sprawa staje się głośna, że zaczynają się nią interesować poważni i odpowiedzialni ludzie, decydujący o zmianach, to jest super. Bardzo się z tego cieszymy, bo to zawsze jest jakiś mały sukcesik.

Od jakiegoś już czasu musicie rywalizować z TVN czy Polsatem. U was też, jak i u nich, pojawiają się wątki sensacyjne; robicie materiały o zaginionych ludziach, tropicie oszustów, pojawiają się wątki kryminalne, policyjne. Czy to jest taka koncesja na rzecz większej oglądalności?

Nie. Takimi tematami zajmowaliśmy się zawsze. Jeżeli stacje komercyjne robią to samo, to jest to ich decyzja. My takimi tematami interesowaliśmy się od kiedy istnieje „Ekspres”. To się wpisuje całkowicie w sferę życia, którą się zajmujemy przez całe lata. Jeśli coś śledzimy, to dlatego, że tego wymaga historia, że to jest nasze życie. Ja nie widzę tu specjalnej zmiany. Powiem jedno: nigdy z nikogo nie ściągamy, ani na nikim się nie wzorujemy. Siłą Magazynu jest też to, że od lat ma swoją sprawdzoną formułę ,ale otwiera się na młodych, wprowadza nowe elementy jak np. czat, czy sposób opowiadania ,który bardziej przemawia do młodszego widza. Co więcej, powiem nieskromnie, że stacje komercyjne, patrząc na sukces Magazynu i jego oddziaływanie zaczęły też wprowadzać na swoje anteny tego typu programy. To stało się ładnych parę lat temu, dlatego teraz mamy dużą konkurencję.

Pewnych tematów jednak nie poruszacie: nie ma sportu, polityki, życia celebrytów. Dlaczego?

„Ekspres” z założenia od początku, jak pamiętam, miał zasadę: być jak najdalej od polityki. Myślę, że jest wiele programów, które poruszają się w tej sferze. Jest ich bardzo dużo i myślę, że widzowie mają możliwość wyboru jeśli polityka ich interesuje. Od początku do końca jesteśmy nastawieni na zwykłego człowieka. Chcemy być blisko niego, być blisko życia. To jest jedyne przesłanie, które decyduje o doborze tematu. Nie poruszamy się natomiast w sferze wielkiej polityki, gospodarki, jeżeli już - to tylko w skali mikro, która dotyczy zwykłego człowieka. Nie jesteśmy oczywiście również programem sportowym, w związku z tym sport jako taki nas nie interesuje, aczkolwiek czasami wkraczamy w sferę sportu, jeśli opowiadamy o kibicach, burdach stadionowych czy historii życia konkretnego sportowca.

Mamy głośną sprawę sprzed kilku dni: zrobicie reportaż o kibolach, którzy biją piłkarzy?

Bardzo wiele razy robiliśmy reportaże o kibolach, o zamieszkach na stadionach, o pobiciu przypadkowych ludzi, którzy poszli po prostu na mecz, a oberwali. Tego ostatniego tematu o Legii nie podjął akurat żaden reporter, ale powiem, że gdyby do mnie ktoś przyszedł i miałby dobry pomysł jak to pokazać, bardziej od takiej indywidualnej strony, poprzez pryzmat bohaterów, to pewnie byśmy to zrobili.

A czy są tematy na jakie Pani czeka?

Tak, przede wszystkim czekam na tematy, które są w stanie pogłębić jakąś historię, która się pojawi w newsach, jest bulwersująca, czy mocna lub ważna. Reporter musi mieć na nią pomysł, i często dzwonię do naszych reporterów i proszę, by się jej przyjrzeli, by starali się wydobyć z niej więcej, spojrzeli na nią z wielu stron, nie zawsze tak pośpiesznie, jak to jest w newsach …

Członkowie zespołu MER mówią, ze cenią sobie Pani uwagi, ale podkreślają też, że jest Pani bardzo wymagająca. Czy inaczej nie byłoby dobrego programu?

Jestem wymagająca, bo uważam, że to są dobre zasady współpracy…a oni o tym wiedzą. Jeśli mam do nich jakieś zastrzeżenia, czy do reportażu, to mam je tylko dlatego, że chcę, żeby reportaż był jak najlepszy. Natomiast nigdy nie chcę ograniczać ich indywidualizmu, indywidualności autora, bo uważam, że siła tych reportaży tkwi w tym, że każdy z nich inaczej opowiada - w swoim stylu, na swój sposób. Oni mają swobodę, a ja pilnuję tylko tego, żeby temat był rzetelnie zdokumentowany, z każdej strony, i żeby był tak opowiedziany, by widzowie chcieli to oglądać. Czyli musi wywołać w nich emocje - pozytywne, negatywne, jakiekolwiek, nie może być letni, chłody, czy byle jaki.

Była Pani reporterką, dokumentalistką. Czy nie żal Pani, że dziś jest jak gdyby po drugiej stronie?

Ja po prostu myślę, że przez tyle lat zmagałam się z takimi samymi problemami w pracy jak oni. Rozumiem więc ich problemy, rozterki twórcze i organizacyjne, wiem jak trudna i odpowiedzialna jest to praca…

To dobrze, ze szef ma podobne doświadczenia, jak załoga? Że jadł chleb z tego samego pieca?

W tej konkretnej działalności reporterskiej - tak. Bo mnie się wydaje, że samemu trzeba poznać smak jeżdżenia na dokumentację i spania nie wiadomo gdzie, zdjęć, montaży nocnych, porażek kiedy temat spada lub nie wyjdzie, słowem wszystkiego, co jest związane z trudami tej pracy. Ja przez to przeszłam i wiem, ile oni mają problemów. Staram się im pomagać, a dzięki MER nadal mogę się twórczo realizować.

Pamiętam rozmowę z Wojtkiem Barczakiem (reporter MER – red.), który przypomniał taki epizod, że kiedyś pojechał na zdjęcia i okazało się w czasie kręcenia, nagrywania materiału, że został wmanewrowany w jakąś sprawę, że jest inaczej niż myślał. I przerwał zdjęcia, i wrócił do Warszawy z pustymi rękami. A Pani to uznała za słuszną decyzję…

Pochwaliłam go za to , bo uważam, że najgorszą rzeczą jaką by mógł zrobić, to brnąć w jakąś założoną przez siebie tezę bez pokrycia i próbować ją na siłę udowadniać. Ja nienawidzę manipulowania faktami. Nie zawsze jest tak, że możemy dotrzeć do wszystkiego. To tak jak w życiu, jest jedna prawda, jeszcze jedna prawda i trzecia prawda, ale jeżeli wykażemy maksimum dobrej woli, to gdzieś tam dotkniemy tej prawdy, natomiast robienie reportażu pod założoną tezę i manipulowanie faktami…nie, tego nie przyjmuję. Dla mnie reporter, który to robi nie powinien w ogóle pracować w tym zawodzie.

10 kwietnia będzie emitowany w dwójce film dokumentalny o tragedii smoleńskiej według Pani koncepcji. Będzie inne spojrzenie na tę sprawę?

Ale ostatecznie jest to dzieło Wojtka Barczaka. Czy jest to inne spojrzenie? W tym filmie poruszamy sprawę tragedii z perspektywy zwykłych ludzi, czyli nas, i może ja bym nie nazwałabym go filmem dokumentalnym, to jest raczej bardzo staranny reportaż – spojrzenie na to nieszczęście, które nas dotknęło, od strony przeciętnych ludzi. To jest takie bliskie naszemu, „Ekspresowemu” patrzeniu na rzeczywistość. Skupianiu się na refleksji, na tym co nas może łączyć, a nie na tym co nas dzieli.

Pani już od prawie 10 lat jest szefową „Ekspresu Reporterów”. Jak się udało przetrwać na tym stanowisku, zważywszy choćby na upolitycznienie telewizji publicznej?

My nie dotykamy polityki, nie jesteśmy sztandarowym programem newsowym, publicystycznym. Wie pan, to jest trudne pytanie. Ja nie traktuję tego w ten sposób, że trwam na jakimś stołku. To, co robię jest kolejnym etapem, naturalnym – jak mi się wydaje – w moim życiu. Kiedyś ktoś mnie uczył zawodu, pomagał- dziś ja staram się to dawać, na ile potrafię, moim kolegom. Staram się robić jak najlepiej to, co umiem, być profesjonalistką. Tego samego uczę moich współpracowników i z takimi właśnie pracuję, bo to są znakomici ludzie i świetni dziennikarze. Cenię ich za uczciwość i rzetelność. Zawsze powtarzam: żeby być dobrym reporterem, trzeba być dobrym człowiekiem. Jak się jest dobrym człowiekiem, to warsztat można jeszcze troszkę podszkolić, można się od starszych kolegów wiele nauczyć, ale jeśli się nie ma w sobie pewnej pokory, szacunku do rzeczywistości, do bohatera, to w dłuższej perspektywie nie będzie się dobrym reporterem. Ja też wciąż się uczę – również od nich.

Robię po prostu to, co do mnie należy. I uwielbiam swoją pracę.

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl