Z Moniką Sieradzką o filmie „Smoleński lot”, żałobie, prywatności i szukaniu przyczyn tragedii rozmawia Marek Palczewski

Monika Sieradzka. Dziennikarka i dokumentalistka związana z TVP od 1993. Reporterka i wydawczyni Wiadomości, korespondentka TVP w Skandynawii, autorka programów o tematyce międzynarodowej, szefowa serwisów informacyjnych TVP Info. Autorka icznych reportaży i filmów dokumentalnych dla BBC, TVP, ARTE, ZDF (m.in. śledczy film Necrobusiness, I. nagroda na festiwalu Tempo w Sztokholmie 2008). 6 kwietnia TVP1 pokazała jej film dokumentalny „Smoleński lot”.

 

Pani film opowiada historię trzech rodzin ofiar tragedii smoleńskiej. Co zadecydowało o takiej koncepcji filmu?

Ja bardzo długo mierzyłam się z tym tematem, z ogromem motywów i wątków tego gigantycznego kompleksu jakim jest tragedia smoleńska. Odbyłam wiele spotkań z  rozmaitymi ludźmi, którzy mieli w jakikolwiek sposób do czynienia z tą tragedią, w tym z osobami, które stały się później bohaterami mojego filmu. Nie było tak, że od początku było dla mnie jasne, że kluczem do pokazania Smoleńska będą wspomnienia i przeżycia tych trzech rodzin.

W którym momencie stało się to jasne?

Kiedy poznałam te trzy panie (w filmie występują m.in. Marta Murzańska-Potasińska, Jolanta Przewoźnik i Izabella Sariusz-Skapska – red.) i porozmawiałam z nimi, uświadomiłam sobie, że jedynym sensownym, prawdziwym i autentycznym, takim niezafałszowanym kluczem, drogą do opowiedzenia o tej tragedii i żałobie jest spojrzenie na to, co się stało, przez ich subiektywny świat, przedstawienie tego jak one przeżywają własną żałobę i jak one postrzegają to, co się dzieje wokół nich. Kiedy zdecydowałam się na tę konstrukcję, czyli bardzo subiektywną opowieść, postanowiłam też, że ja nie będę niczego dopowiadać. Cała narracja  filmu składa się tylko z tego, co mówią bohaterki, oczywiście nie mówię o części lotniczej, w której wypowiadają się eksperci, natomiast cała narracja, ta osobista część, emocjonalna, to jest tylko i wyłącznie ich głos.

Łatwo było je przekonać do tych zwierzeń?

To nie nastąpiło od razu, to nie było tak, że one drugiego dnia wystąpiły przed kamerą. To był proces. Dla mnie ważne jest przed przystąpieniem do zdjęć, by wejść w jakąś relację z bohaterem. Próbowałam więc nawiązać z nimi bliskie relacje i mam nadzieję, że mi się to udało, na tyle, że się otworzyły. Bo nie chciałam być zbywana zdawkowymi opowieściami. Wiedziałam, że albo się otworzą i będzie ten film w takim kształcie jak to sobie wyobraziłam, albo go nie będzie wcale. No i się udało.

Czy myśli Pani, że inne osoby - na przykład panie Kochanowska, Błasik, czy Wassermann - by się nie otworzyły?

Może by się otworzyły. Równie dobrze można by zapytać o kolejne kilkadziesiąt osób: dlaczego nie one? Argument, że w filmie nie wystąpiły inne panie jest klasycznym argumentem pochodzącym od osób, które chcą dzielić ludzi, chcą dzielić rodziny smoleńskie, które straciły kogoś bliskiego, przeciwstawiając te panie innym paniom. Dlaczego wymienia Pan panią Kochanowską, Błasik i Wassermann, i Mertę? Ja nie postrzegam mojej decyzji o wyborze bohaterek w ten sposób, że wzięłam rozmówców z jednej opcji politycznej i dla równowagi miałabym wziąć też z innej. Nie kierowałam się takimi kryteriami.

Wybrałam osoby, które mają charyzmę przed kamerą, które świetnie mówią, które potrafią dzielić się uczuciami, i które są autentyczne, nie sprzedają swoich emocji, nie robią z tego taniego show. To był mój klucz.

Rozumiem, że Pani próbuje oderwać swój opis sprawy smoleńskiej od polityki, ale czy to jest w ogóle możliwe, żeby tę tragedię pokazać poza politycznym kontekstem?

Cały mój film, a na pewno ta jego część, w której bohaterki ujawniają to w jaki sposób przeżywają żałobę, kiedy jedna z nich mówi, że nie chce być wdową narodową jest przeciwstawiony kakofonii polityków, w której nagłaśnianiu niestety uczestniczą media. To jest przeciwstawienie osobistego przeżywania tragedii.

Nawiążę do tej wypowiedzi Marty Potasińskiej, że nie chce być wdową narodową; czy Smoleńsk jest sprawą tylko tych rodzin ofiar, czy też raczej sprawą wszystkich Polaków?

Sprawa smoleńska, w której Polska straciła tak wielu wybitnych ludzi jest tragedią narodową i starania o wyjaśnienia tej tragedii, dążenie do wyjaśnienia wszystkich szczegółów, to nasza narodowa sprawa, ale rozdzieranie szat i płakanie przed kamerą, nie jest publiczną powinnością osób, które straciły swoich bliskich. Żałoba jest sprawą prywatną. Oczywiście , to nie znaczy, że nie mamy robić uroczystych obchodów, nie upamiętniać tych ludzi, tak jak upamiętniamy od wielu lat ofiary Katynia, albowiem to jest nasza narodowa tragedia i narodowa trauma. Ale żałoba jest sprawą prywatną, i wielu bliskich ofiar uważa, że żałoba została im ukradziona, zabrana , zawłaszczona.

To jedna sprawa, ale druga to konieczność wyjaśnienia, co się stało w Smoleńsku. Witold Gadowski, b. szef TVP1, stwierdził na swoim blogu, że z tego filmu nie dowiedział się niczego nowego. Zgodzi się Pani z nim?

Witold Gadowski, były szef telewizyjnej Jedynki, najwyraźniej ma problem z rozróżnianiem gatunków telewizyjnych. To tak, jakby poetyckością mierzyć newsy, a informacji szukać w etiudzie filmowej. Mój film nie jest filmem śledczym, jest filmem o emocjach,  osobistym dramacie tych kobiet, o historii Izy Skąpskiej, która straciła i dziadka i ojca w dwóch tragicznych wydarzeniach – w Katyniu i w Smoleńsku. Przykładanie do niego miarki śledczej czy informacyjnej jest chybionym pomysłem.

W tym dokumencie mówi Pani też o odpowiedzialności. I mam wrażenie, że mimo, iż chciała Pani rozłożyć ją równo na Polaków i Rosjan, to większą odpowiedzialnością obarczeni zostają Rosjanie – kontrolerzy lotu. Sama decyzja o lądowaniu jest nazwana w filmie decyzją polityczną. Czy nie ujawnia Pani tym samym swojego stosunku do przyczyn tej katastrofy, przyczyn tej tragedii?

Przyczyn tej tragedii jest wiele, o tym pan wie. Wątków tej tragedii jest też wiele. Ja musiałam skoncentrować się w sposób dość syntetyczny na kilku najważniejszych punktach . Staram się zerwać z czarno-białym schematem postrzegania winy; a  przez czarno-biały schemat rozumiem, że Polacy obwiniają Rosjan, a Rosjanie Polaków.

U mnie dwóch Rosjan wypowiada się przeciwko Rosjanom; jeden mówi o zarośniętej przestrzeni wokół lotniska, a drugi o tym, że była to decyzja polityczna, i że kontrolerzy na wieży byli pod presją Moskwy. Polacy z kolei mówią o błędach zarówno naszych, jak i Rosjan. Ja nie oceniam kto zawinił. Trwa w tej sprawie śledztwo. Mnie się wydaje, że w kilku punktach, które zaznaczyłam, zawiódł instynkt zachowawczy. Zabrakło lidera na pokładzie polskiego samolotu, bo zrezygnowała z niego strona polska. Z rosyjskiej strony widać skandaliczny sposób prowadzenia tego lotu z wieży, fatalny stan lotniska, tak zwanej wieży kontrolnej i tak zwanych świateł podejścia. Płk Latkowski mówi, że sytuacja przerosła kapitana Protasiuka, a to w związku z tym, że w samolocie były osoby, które być może – wyjaśni to pewnie śledztwo, próbowały „pomagać „ mu w podejmowaniu decyzji. Nie jest to do końca wyjaśnione czy działał pod naciskiem, czy też może czuł taką wewnętrzną presję spowodowaną rangą tego lotu i tej ważnej wizyty.

Przedstawiam Rosjan również jako ludzi uwikłanych w swój własny system. Oni wisieli na telefonie z Moskwy, widzieli , ze jest mgła, samolot im znikał z radarów, a oni pytali Moskwę co mają robić. Jak ludzie z Moskwy mogli podejmować decyzje, skoro nie było ich w Smoleńsku ? A ci na miejscu z kolei nie mieli od razu świadomości, że się rozbił samolot, który naprowadzali, to więc jakie to było naprowadzanie?

Czyli jednak przyznaje Pani, że próbowała szukać odpowiedzi o przyczyny tragedii…

Oczywiście, że w pewnym sensie tak, to taki naturalny dziennikarski odruch. Tylko że jak pan zauważył, koncepcja tego filmu, proporcje w tym filmie, wskazują na to, że nie jest to dokument stricte śledczy.

W filmie pojawiaja sie kilka – jak mi się wydaje - kluczowych opinii. Jolanta Przewoźnik mówi, że problem Katynia nas łączy, a nie dzieli i to samo powinno być ze Smoleńskiem. Czy Pani uważa, że to jest możliwe?

To jest życzenie, to jest marzenie Joli Przewoźnik, której mąż zajmował się budowaniem cmentarzy na wschodzie i Katyniem. Czy to jest możliwe? Pewnie będzie możliwe w przyszłości. Ja ubolewam nad tym, że w tej chwili Smoleńsk nas dzieli. Smoleńsk podzielił polityków, ekspertów, rodziny smoleńskie, które z jednej strony są w tej chwili połączone tym bólem, tym Smoleńskiem, a jednocześnie podzielone.

W filmie pokazuję, że te pierwsze dni żałoby były dostojne, godne, pełne szacunku dla zmarłych, pełne takiej ciszy, prawdziwej żałoby, Potem ta żałoba tak łatwo przeszła w przepychanki, kakofonię, kłótnie, walki pod krzyżem i to jest ta różnica właśnie. Bohaterkom wydawało się, kiedy otrzymywały wyrazy współczucia od różnych ludzi, że ta żałoba nas połączyła, tymczasem szybko przekonały się, że tak nie jest, i to było dla nich nieprzyjemnym otrzeźwieniem.

Co będzie 10 kwietnia?

Ja się boję 10 kwietnia. Obawiam się, że 10 kwietnia będzie taką kropką nad „i” w procesie tego rozdarcia Polski, które dokonywało się systematycznie przez te wszystkie miesiące od tragedii.

fot. J.A. Stoltz

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl