Z Dariuszem Gawinem o antysemityzmie i antyizraelskości w polskich mediach rozmawia Paweł Luty.
Dariusz Gawin – historyk i socjolog, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego i pracownikiem Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, pisuje do takich tytułów jak „Przegląd Polityczny”, „Res Publica Nowa”, „Tygodnik Powszechny”, „Rzeczpospolita”, współpracuje także z „Teologią Polityczną” i „Krytyką Polityczną”, współprowadził audycję „Trzeci punkt widzenia” w TVP Kultura.
W polskich mediach jest obecny antysemityzm i antyizraelskość?
Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, mogę jedynie się wypowiedzieć jako odbiorca mediów szczególnie zainteresowany tematami publicznymi. Mam wrażenie, że jeżeli pojawiają się elementy antysemickie to one są absolutnie marginalne. W polskim życiu politycznym nie pojawiają się hasła antysemickie. Antysemityzm jest marginesem – zupełnie inaczej niż 100 lat temu czy 70 lat temu. Ówczesne wielkie media były otwarcie i ideologicznie antysemickie.
Oczywiście to nie zmienia faktu, że osoby, które są na tym punkcie szczególnie wrażliwie, zajmują się tymi sprawami zawodowo, są w stanie wskazać szereg przypadków antysemityzmu, nawet w mediach. Oczywiście pozostaje jeszcze pytanie jak zdefiniować antysemityzm i czy sytuacja w Polsce pod tym względem jest gorsza niż w innych krajach Europy? Mi się wydaje, że nie.
Czy antysemityzm jest poważnym problemem w wymiarze społecznym, na poziomie wspólnotowym?
Antysemityzm po Holokauście nawet w formie mniej agresywnej zawsze jest szczególnym problemem. Z tym, że ten antysemityzm w Polsce nie jest porównywalny z antysemityzmem występującym gdzie indziej na świecie. To jest sprawa, która nie jest obecna w głównym nurcie. Najlepszym dowodem jest polska polityka – żadna poważna siła polityczna po 1989 roku nie odwoływała się wprost do haseł antysemickich, chociaż zdarzały się ruchy populistyczne, czy posługujące się dosyć agresywną retoryką w stosunku do przeciwników politycznych. W Polsce po 1989 roku dzięki antysemityzmowi nikt mandatu poselskiego nie zdobył. Choć oczywiście są stowarzyszenia i osoby, które takie poglądy wyrażają, ale to jest margines.
Występuje antysemityzm, który można wykryć narzędziami socjologicznymi czy antropologii kulturowej i jest on o tyle dziwny, że jest to tzw. antysemityzm bez Żydów. Pamięć o Żydach jest dosyć dziwaczna, a jednocześnie obecnie jest ich w Polsce jedynie cząstka w porównaniu do czasów sprzed II wojny światowej. Ale nie wydaje mi się, żeby to był rzeczywisty i poważny problem w Polsce, choć trzeba sytuację cały czas monitorować i zwracać na nią uwagę.
Jak ocenia Pan siłę zjawiska polegającego na oddzielaniu antysemityzmu od antyizraelskości?
Ten proces jest związany z tym, że Polska co raz bardziej, na dobre i na złe, europeizuje się – w takim sensie, że zaczyna przypominać zachodnioeuropejskie społeczeństwa. Cechą charakterystyczną tych społeczeństw jest to, że część establishmentu, szczególnie w młodym pokoleniu, łączy zażartą i szczerą walkę z antysemityzmem, czasem posuniętym do filosemityzmu, z postawą radykalnego krytycyzmu wobec państwa Izrael.
Walka z antysemityzmem idzie ręka w rękę z antyizraelskością. Ma to związek z głęboką ideologiczną niechęcią do idei narodu i państwa narodowego jako takiego. Tak jak polski nacjonalizm ze swej istoty jest czymś zawsze złym, ale także patriotyzm polski jest dla tych ludzi podejrzany. Tak samo stosunek do Izraela jest niechętny, ponieważ Izrael zbudowali żydowscy nacjonaliści, czyli syjoniści. Skutkuje to tym, że młodym ludziom w Polsce słowo „Gaza” mówi wszystko a słowo „Sderot” nie mówi nic.
Sderot jest małą miejscowością w Izraelu położoną niedaleko granicy ze Strefą Gazy. Ta miejscowość stała się symbolem ciągłego zagrożenia, ponieważ regularnie spadają na nią rakiety domowej roboty wystrzeliwane przez palestyńskich terrorystów. Ludność cywilna Sderot jest cały czas sterroryzowana. Młodzi europejczycy wiedzą bardzo dużo o losie Palestyńczyków, wiedzą też dużo o losie Żydów w czasie II wojny światowejm, a za bardzo nie chcą nic wiedzieć o tym jak społeczność izraelska jest dzisiaj terroryzowana.
Jako odbiorca mediów, mógłby Pan powiedzieć, ze media wspierają ten proces, o którym Pan przed chwilą powiedział?
Myślę, że tak. Polskie media też się europeizują, czyli zaczynają przypominać media niemieckie czy francuskie. Żyjemy w świecie, w którym nie ma jednoznacznie złych i jednoznacznie dobrych wyborów. Europeizując się nabieramy część cech, z naszej perspektywy, niepożądanych. Widać to na przykładzie stosunku do Stanów Zjednoczonych – naszego wspólnego sojusznika. Im więcej dystansu do Ameryki, którą Polacy kiedyś bardzo kochali, tym więcej także dystansu do Izraela. Jest to proces skomplikowany, lecz myślę, że jest to rzeczywista zależność.