Z Michałem Stróżykiem o zajściu na Krakowskim Przedmieściu i niezależności dziennikarskiej rozmawia Paweł Luty.
Michał Stróżyk – reporter i współpracownik „Gazety Polskiej” oraz aktywista pomorskiej młodzieżówki Prawa i Sprawiedliwości – kandydował z list tej partii w ubiegłorocznych wyborach samorządowych. 11 kwietnia został zatrzymany przez Straż Miejską w Warszawie podczas usuwania namiotu stowarzyszenia „Solidarni 2010” sprzed Pałacu Prezydenckiego.
Jak się Pan czuje?
Lepiej niż tydzień temu, ale jeszcze sporo czasu upłynie zanim wrócę do pełni zdrowia.
Podczas konferencji w Domu Dziennikarza dotyczącej zajść z 11 kwietnia padło stwierdzenie, że został Pan brutalnie pobity. Był Pan – jak twierdzi - bezpardonowo zaatakowany i skatowany przez Straż Miejską?
Wszystko widać na dostępnych filmach w internecie. Zachowanie Strażników nie było normalne względem człowieka czy obywatela oraz względem dziennikarza wykonującego swoje obowiązki. Jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe skąd taka agresja strażników miejskich. Nie było żadnego powodu, żeby się tak zachowywali.
Dlaczego nie chciał Pan opuścić namiotu „Solidarnych 2010” kiedy strażnicy miejscy Pana o to prosili?
Dlatego, że moim obowiązkiem było relacjonować to co się tam działo. Moim zawodem jest pokazywanie prawdy i tę prawdę pokazałem. Prawdą jest niestety to, że ludzie, którzy w jakikolwiek sposób domagają się prawdy o Smoleńsku mogą skończyć tak jak ja skończyłem.
Mówi Pan, że relacjonował wydarzenia z Krakowskiego Przedmieścia, ale na filmie wygląda to tak jakby utrudniał Pan strażnikom wykonywanie swoich obowiązków, czyli w tym przypadku - usunięcie namiotu „Solidarnych”.
Jestem wolnym człowiekiem i mam prawo stać na chodniku.
Ale to było dość szczególne miejsce na chodniku.
Tak, to był chodnik przed Pałacem Prezydenckim.
Chodzi mi też o to, że to był chodnik, nad którym był rozłożony namiot „Solidarnych”.
Byłem dokoła namiotu i w namiocie. Poza tym strażnicy miejscy wyciągnęli mnie na ulicę.
A czy nie został Pan wyciągnięty na ulicę, ponieważ utrudniał Pan wykonywanie obowiązków strażnikom miejskim?
Rozumiem, że stara się Pan usprawiedliwić zachowanie Straży Miejskiej.
Staram się zrozumieć obie strony.
Rozumiem. Nie jestem jakimś rosłym człowiekiem. Dwóch strażników chwyciło mnie za ręce, wyprowadziło bez problemu z tego miejsca gdzie stałem. Oni nie tylko mnie pochwycili, ale mnie powalili. Na filmie widać jak się zachowywali. Nie było żadnego powodu, żeby skuwać mi ręce, żeby okładać mnie kiedy leżę skuty na ziemi. Absolutnie nie było powodu, żeby w ten sposób zareagowali.
Powiedział Pan, że wykonywał Pan swoje dziennikarskie obowiązki. Pojawiły się już, i pewnie będą się pojawiały w przyszłości, wątpliwości dotyczące Pana niezależności dziennikarskiej związane z Pana współpracą z Prawem i Sprawiedliwością. Jak się Pan do nich odniesie?
Jako dziennikarz nie przestaję przecież być obywatelem. Każdy dziennikarz ma jakieś poglądy polityczne – ja mam swoje, Pan ma swoje.
Pytanie tylko czy ktoś kto chce się nazywać niezależnym dziennikarzem może współpracować z młodzieżówką jakiejkolwiek partii politycznej?
Ale ja nie jestem niezależnym dziennikarzem. Jestem dziennikarzem „Gazety Polskiej”. Rozumiem, że posłankę Śledzińską – Katarasińską też Pan o to zapyta. Albo dziennikarzy, którzy w tej chwili są dziennikarzami a innym razem mogą być np. ambasadorami w Ameryce Południowej i potem wrócić do dziennikarstwa. Polityka i dziennikarstwo to są dziedziny, które się przeplatają i nie uważam, żeby to było coś karygodnego, uniemożliwiającego mi pracę jako dziennikarza.
Ale czym innym jest bycie zwolennikiem jakiejś partii i bycie jej aktywistą.
Czyli nie mogę aktywnie wspierać ludzi, z którymi się zgadzam?
Nie chce mówić co dziennikarzowi wolno, a co nie. Chce podkreślić, że budzi to pewne wątpliwości związane z tym, że być może w swym dziennikarstwie nie jest Pan obiektywny.
Rozumiem te wątpliwości, ale swój zawód staram się wykonywać dobrze, rzetelnie relacjonować to co się dzieje i to o czym Pan mówi nie wyklucza tego.
Te wydarzenia nie zniechęciły Pana do kontynuowania swojej działalności medialnej?
Nie zastanawiałem się nad tym jeszcze.
fot. Paweł Luty