Z Wiktorem Świetlikiem o pobiciu Michała Stróżyka, aresztowaniu Andrzeja Poczobuta i wolności prasy rozmawia Paweł Luty.

Wiktor Świetlik - (ur. 1978). Dziennikarz, publicysta, felietonista. Pisał m.in. dla „Nowego Państwa”, „Wprost”, „BusinessWeek Polska”, „Gazety Polskiej”, „Filmu” i „Faktu”. Przez 3 ostanie lata miał stałą rubrykę z felietonami w „Polska The Times” zatytułowaną „Tydzień przez Świetlik”. Od początku bieżącego roku jest stałym felietonistą „Super Expressu” i tygodnika „Uważam Rze”. Autor książki: „Bronisław Komorowski. Pierwsza niezależna biografia”, wydanej już po ostatnich wyborach prezydenckich. Od 2009 dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

 

Czy w Polsce media są wolne?

To często zadawane pytanie. To jest trochę tak jak z wolnością czy demokracją. Generalnie ją mamy, ale nie ma stanu idealnie wolnych mediów. To jest coś do czego powinno się dążyć i cały czas o to dbać. To bardzo szerokie pytanie. Uważam, że w Polsce mamy wolne media, aczkolwiek mamy wiele problemów z wolnością mediów.

Jakie jest główne zagrożenie dla wolności mediów w Polsce?

Nie ma jednego głównego zagrożenia. Jest ich kilka. Bardzo poważnym zagrożeniem jest sytuacja ekonomiczna mediów. Innym są naciski polityczne, brak kultury politycznej. Brak jest tradycji i respektu dla wolnego słowa. Jest to mieszanka czynników ekonomicznych, mentalności post-peerelowskiej i wielkości rynku medialnego w Polsce – jest on bardzo wąski.

Ostatnio szczególnie aktywne w sferze piętnowania działalności polityków wymierzonej w wolność prasy jest środowisko związane z „Gazetą Polską”. Uważa Pan, że ich obawy są przesadzone? Czy polski rząd rzeczywiście tłamsi wolność słowa?

Zawsze jest tak, że większy problem mają media opozycyjne wobec danej ekipy rządzącej. Polscy politycy, także ci obecnie rządzący, mają duży problem z wolnością słowa – nie są do niej przywiązani jako do czegoś, co powinno obowiązywać w państwie. Znam dwa spektakularne przykłady zachowań Donalda Tuska, które wskazywały na niezbyt duży szacunek dla wolności słowa.

Pierwszy to sprawa wiceszefa ABW ppłk. Jacka Mąki – wiele wskazywało na to, że nielegalnie używał materiału z podsłuchów w swojej cywilnej sprawie i powinien zostać za to zdymisjonowany, ale Donald Tusk się na to nie zdecydował. Drugi, to dziwne zachowanie premiera w programie Tomasza Lisa. Wygrażał wtedy dziennikarzom, że będą płacić wyższe podatki, że zlikwiduje 50% koszt uzyskania przychodu. Te przykłady obrazują generalny stosunek polityków do dziennikarzy: zarówno obecna władza jak i poprzednie mają kiepski stosunek do mediów.

Czy za „kiepski stosunek do mediów” uznałby Pan także dzielenie przez Jarosława Kaczyńskiego mediów na polskie i polskojęzyczne?

Nie pamiętam dokładnie sytuacji, by tego rozdziału dokonywał prezes PiS, robił to na pewno ojciec Rydzyk. Ale Kaczyńskiemu zdarzało się atakować dziennikarzy, na przykład RMF FM, wytykając im, że pracują dla mediów, których właścicielem jest kapitał zagraniczny. To bardzo złe zachowanie, sugerowanie, że na przykład, dziennikarz na konferencji zadaje trudne pytanie, bo jest sterowany przez agenturę. Ale dziś widzę już więcej nadużyć po stronie obecnej ekipy. Może dlatego, że PiS rządził tylko dwa lata a Platforma Obywatelska rządzi już prawie cztery lata. Może PiS potrzebował więcej czasu, żeby „się rozwinąć”.

Jako element nadużyć PO względem mediów, a konkretnie prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz – Waltz, podawany jest przykład zatrzymania Michała Stróżyka. Uważa Pan, że to co się stało 11 kwietnia jest jednostkowym przypadkiem, czy raczej przejawem pewnej tendencji?

Widziałem film z tego wydarzenia i faktycznie zaistniała sytuacja jest niedopuszczalna. Człowieka, mówiąc kolokwialnie, rzucono na glebę, uderzył twarzą w bruk, później wylądował w szpitalu. Tak ostra interwencja była niepotrzebna. Nie słyszałem też o tym, żeby w jakikolwiek sposób ukarano osoby, które brały udział w tej interwencji. Nie dopatrywałbym się bezpośredniej inspiracji Hanny Gronkiewicz – Waltz w tym konkretnym wydarzeniu, ale nie podoba mi się polityka władz Warszawy w stosunku do rozmaitych form działalności obywatelskiej. Nie podobała mi się akcja likwidacji Kupieckich Domów Towarowych przy pomocy pał, gazu i wynajętych „karków”. Tak samo nie podoba mi się konfrontacyjna polityka władz miasta i Straży Miejskiej w stosunku do tzw. „obrońców krzyża”.

Też widziałem film z 11 kwietnia i odniosłem wrażenie, że Michał Stróżyk utrudniał pracę straży miejskiej, która w tamtym momencie polegała na usunięciu namiotu „Solidarnych”.

Mimo wszystko zakuwanie w kajdanki i rzucanie go na ziemię nie było konieczne. Respektuję odmienność Pana poglądu, ale uważam, że stanowczość zastosowanych środków była zdecydowanie przesadna. Można to było zrobić w inny sposób i nie jestem przekonany czy namiot „Solidarnych” w ogóle trzeba było likwidować. Jeżeli człowiek nie stawia oporu, nie bije się ze strażnikami, to nie stwarza zagrożenia. Moim zdaniem Michał Stróżyk nie stwarzał zagrożenia. Wylądował w szpitalu z kołnierzem ortopedycznym na szyi – jest to przesada. Sądzę, że gdyby 11 listopada podczas starć organizacji radykalnie lewicowych i radykalnie prawicowych Straż Miejska w ten sposób potraktowała dziennikarza „Gazety Wyborczej”, to protestowałyby zagraniczne dzienniki lewicowe i obrońcy praw człowieka.

W sprawie Michała Stróżyka jeszcze jedna kwestia budzi kontrowersje: kwestia powiązań politycznych. Michał Stróżyk jest zaangażowany w działalność młodzieżówki Prawa i Sprawiedliwości, startował w wyborach samorządowych z listy PiS. Uważa Pan, że tego typu związki dziennikarza z jakąkolwiek partią polityczną są dopuszczalne?

Generalnie wolę kiedy dziennikarze się nie angażują. Po pierwsze, proszę zauważyć, że dziennikarza czy działacza młodzieżówki nie można traktować w taki sposób w jaki Straż Miejska potraktowała Michała Stróżyka.

To jest oczywiste.

Po drugie, są różne rodzaje mediów. Są media całkowicie niezależne, są także media związane z partiami. Proszę sobie przejrzeć kilka archiwalnych numerów pisma „Pogłos”, a znajdzie tam Pan artykuły paru tuzów polskiej publicystyki. Natomiast wracając do tamtej sytuacji, powtarzam, to nic nie zmienia. W przypadku Andrzeja Poczobuta władze Białorusi używają dokładnie tego samego argumentu, że on był aktywistą politycznym. I on był aktywistą politycznym, ale co z tego? W środowisku „Gazety Wyborczej” jest szereg osób, które były związane z Unią Wolności, czy były zaangażowane politycznie. Czy z tego powodu nie powinni podlegać zasadom dziennikarskiej solidarności koleżeńskiej? Oczywiście, że powinni im podlegać. Argumentacja, że jeśli facet angażował się politycznie to można mu wtłuc, bo dziennikarze nie będą reagowali, jest okropna.

To też jest oczywiste. Jestem daleki od tego, żeby usprawiedliwiać pobicie kogokolwiek. Ale mam wątpliwości czy powinniśmy łączyć działalność dziennikarską z polityczną.

Nie powinno łączyć się działalności politycznej z dziennikarstwem, ale różnie z tym bywa. Sporo mówi się o niezależności, ale przecież te światy często się przenikają. Znam przypadek świetnego dziennikarza ekonomicznego, a zarazem społecznika zaangażowanego na poziomie radnego w życie swojej gminy. W tym przypadku to nie razi. Natomiast Stróżykowi radziłbym dokonać wyboru. Jest młody więc w końcu pewnie dokona.

Co można zrobić, żeby w przyszłości nie dochodziło do takich wydarzeń jak zatrzymanie Michała Stróżyka czy aresztowanie Andrzeja Poczobuta?

Obecnie w Polsce recepcja mediów jest bardzo zła. To widać np. w orzecznictwie sądów. Do tego środowisko dziennikarskie jest skonfliktowane i bywa skrajnie niesolidarne. Poprzez własne wewnętrzne kłótnie dziennikarze są słabi. A kiedy są słabi to łatwo ich ograniczać, łatwo nimi manipulować, łatwo ich wykorzystywać w walce politycznej.

Myślę, że trochę pomoże nam ustawodawstwo europejskie. Sądzę, że takie podstawowe sprawy jak respektowanie prawa dostępu do informacji publicznej czy poszanowanie wolności słowa zostaną w końcu wygrane na poziomie unijnym. Wiążę także nadzieję z dziennikarzami obywatelskimi aktywnymi w internecie. Wierzę, że zaczną przestrzegać pewnych standardów, będą profesjonalni. Kluczowe jest to, żeby media były pluralistyczne i żeby wszystkie opcje miały swoje media oraz prawo głosu. Ludzie, którzy tego nie pojmują są osobami, które wciąż jedną nogą tkwią w PRL-u. Bardzo chciałbym ich przekonać do zmiany podejścia.

W jakie działania Centrum Monitoringu Wolności Prasy mogą zaangażować się chętni do tego dziennikarze?

Prowadzimy szereg akcji. Ostatnio sporym sukcesem była konferencja na rzecz wyjaśnienia śmierci poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Apelowaliśmy do dziennikarzy, żeby dali sobie spokój z politycznymi podziałami i informowali o tym. Odzew był naprawdę spory. Prowadzimy także walkę, żeby zmieniono paragraf 212 kodeksu karnego oraz, żeby zmieniono paragraf dotyczący ujawnienia tajemnicy z postępowania sądowego. Staramy się monitorować sytuację prasy lokalnej, bo tam dopiero dochodzi do nadużyć. Śledzimy ustawodawstwo, legislację. Są to rzeczy, które powinny łączyć dziennikarzy. Podejmujemy szereg działań i nie dzielimy dziennikarzy na takich, czy siakich. Chcę bronić zarówno Poczobuta jak i Stróżyka, i to jest dla mnie kluczowe. Ostatnio prowadziliśmy warsztaty dla naszych młodych kolegów z Białorusi. Staramy się przekraczać podziały środowiskowe, aczkolwiek mamy świadomość ich nieuchronności.

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl