Z Olgierdem Rudakiem o werbalnym okładaniu się po łbach, internetowych „kibolach” i prawie w Internecie rozmawia Adam Owczarek

Olgierd Rudak - redaktor naczelny i wydawca czasopisma internetowego „Lege Artis”. Prawnik, specjalista d/s prawnych w Money.pl. Publikował w „Najwyższym Czasie”, „Polityce” i „Gazecie Wrocławskiej”. Zawodowo interesuje się prawem autorskim i prasowym, a także zagadnieniami ochrony konkurencji. Miłośnik przyrody, gór i fotografii; zdobywca pierwszej nagrody w kategorii Playfoto w IV Wielkim Konkursie Fotograficznym National Geographic Polska.

 

Wydawca „Faktu” i „Pulsu Biznesu” zawiesił możliwość pisania komentarzy na swoich stronach internetowych. Stało się to w związku z pozwem jaki minister Radosław Sikorski skierował do prokuratury za obraźliwe wpisy na stronie „Pulsu Biznesu”, które miały szkalować jego żonę. Teraz kolejna gazeta zdecydowała się na podobny krok - przestało działać forum „Wprost”, zaś szefostwo firmy przyznaje, że ma to związek z konfliktem na linii „Puls Biznesu” - szef MSZ. Czy to oznacza, że skończyły się czasy, kiedy to można było bezkarnie wypowiadać się w sieci i obrażać innych?

Myślę, że od dnia, kiedy skończy się bluzganie w sieci jesteśmy równie daleko jak byliśmy powiedzmy 5 lat temu. I tak samo daleko będziemy za kolejne 5 lat. Tego się nie da załatwić w sposób organizacyjny, metodą nakazów i zakazów, bo choćby nie wiem jak surowe były sankcje albo bariery „wejścia w Internet”, zawsze znajdą się ludzie, których żadna kara nie wystraszy, albo i żadne utrudnienia nie staną na przeszkodzie w robieniu swojego. Na przykład minister Sikorski proponuje, by każdy dyskutant musiał się „przedstawić” przy pomocy numeru telefonu, co pozwoli na jego łatwe zlokalizowanie…

To dobry pomysł?

Myślę, że taki pomysł jest bardzo naiwny, choćby dlatego, że kartę pre-paid można kupić w prawie każdym kiosku. Problemem nie jest brak prawa ani nawet brak egzekucji tego prawa - prawo jest, wystarczy je zacząć z głową stosować.

Uporządkujmy fakty od strony prawnej - czy minister Sikorski słusznie zrobił pozywając redakcję? Przecież to nie redakcja, a internauci mieli obrażać jego żonę?

Opierając się wyłącznie na enuncjacjach prasowych zaryzykowałbym tezę, że pozew jest zdecydowanie przedwczesny. Administrator forum pozwalający na wypowiedzi użytkowników na forum podlega ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną, nie zaś prawu prasowemu, nawet jeśli jest równocześnie wydawcą prasy. I przepisy prawa są w zakresie jego odpowiedzialności za aktywności użytkowników jasne: nie ma obowiązku wstępnego sprawdzania treści dostarczanych przez użytkowników, a jeśli usługodawca nie wie o tym, że treści te są bezprawne, to nie ponosi żadnej odpowiedzialności, jeśli je usunie po otrzymaniu wiarygodnej informacji o bezprawnym charakterze.

Oznacza to, że jeśli posty na forum nie podlegają wstępnej moderacji, a minister nie wzywał administratorów do ich usunięcia, to pozew jest zdecydowanie przedwczesny.

Trudno sobie chyba wyobrazić moderowanie każdego wpisu…

W przypadku przynajmniej jednego z wydawców, czyli „Puls Biznesu”, można odnieść wrażenie, że forum było moderowane. Redaktor naczelny tej gazety publicznie przyznał, że bezprawne treści „przecisnęły się” przez sito moderacji. A to może mieć wpływ na stan prawny.

Wydawca przeprosił ministra, czy to oznacza, że przyznał się do winy?

To byłoby zbyt proste. Przeprosiny oznaczają także wyrazy ubolewania i w tym znaczeniu słowo „przepraszam” niekoniecznie oznacza „jestem winny”. Często przepraszamy, by załagodzić spór albo zatrzeć złe wrażenie. Myślę, że wydawcy myśleli o przeprosinach w takim tego słowa znaczeniu. Trudno mieć wpływ na to, co piszą anonimowe osoby pod redakcyjnymi artykułami, a tym bardziej trudno wpłynąć na to, co piszą w tzw. „wolnych wątkach”, niezwiązanych z pracą redakcyjną.

Można zatem powiedzieć, że z przeprosinami wyrwali się przed szereg?

Generalnie odnoszę wrażenie, że wydawcy niepotrzebnie wpadli w panikę. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć: albo chamstwo w sieci przeszkadzało im od zawsze, więc owa „kampania” przypadkowo zbiegła się z pozwami ministra Sikorskiego, albo raptem ktoś zechciał rzucić okiem w teksty wypisywane przez użytkowników.

A może minister tak naprawdę nie wziął tego do siebie, tylko chciał tym pozwem spowodować lawinę, która wreszcie zlikwiduje wspomniane chamstwo w polskim internecie? A skoro znalazł się pretekst...

Nie mam pojęcia, ale jestem prawie pewien, że nie przewidywał takiego obrotu sprawy: zamykania całych for internetowych, odcinania internautów od możliwości komentowania bieżących wydarzeń. Z drugiej strony nie przypominam sobie jeszcze takiego przypadku, żeby taka prominentna osoba kierowała pozwy przeciwko prasie o to, co o niej i jej najbliższych piszą czytelnicy. Dotąd spory dotyczyły ewentualnych materiałów redakcyjnych.

Z trzeciej jednak strony nie ma się co dziwić, skoro przykład idzie z góry - internetowi kibole tylko przenoszą do swoich awantur odpowiednio wzmocnione zachowania polityków, które można na co dzień zobaczyć w telewizji. Przecież oceniając wszystkie rzeczy tą samą miarą już jutro powinniśmy zamknąć parlament, a już kilku polityków nigdy więcej nie powinno otrzymać zaproszenia do żadnej audycji.

Tak sobie myślę, że wszystko to przypomina mi trochę sytuację z boisk – zamknięto w Polsce kilka stadionów, ale ten na którym zaczęły się słynne dziś burdy dalej działa. Awantura zaczęła się w „Pulsie Biznesu” a ucierpieli czytelnicy i internauci odwiedzający stronę „Wprost”…

Awanturnikom jest w zasadzie wszystko jedno gdzie będą wypisywać swoje brednie, wczoraj było to forum „Wprost”, a jutro będzie jakieś inny, niechby i prowadzony za oceanem, serwis. Im chyba nawet nie chodzi to, by możliwie dużo ludzi mogło przeczytać ich posty, trudno sobie bowiem zbudować na takiej działalności jakąkolwiek popularność. Chodzi o to, żeby się po prostu wyżyć w wylewaniu pomyj na głowy innych osób w zaciszu swojego domu. Jakikolwiek odbiór nie jest do niczego potrzebny.

Dochodzimy do ciekawych wniosków – z jednej strony nikt nie moderuje takich obraźliwych wpisów, a z drugiej nawet sami piszący tego nie czytają… Kto tak naprawdę odpowiada za to, co odwiedzający stronę internetową wpisują na forach i w komentarzach?

Wyłącznie autor. Usługodawca (administrator serwisu internetowego pozwalający na komentowanie) odpowiada tylko na warunkach określonych art. 14-15 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, a więc: „jeśli moderuje rozpowszechniane treści albo jeśli nie reaguje na wiarygodne zgłoszenie pochodzące od osoby zainteresowanej”. Oczywiście odpowiedzialność administratora nie zwalnia z odpowiedzialności internautów.

Mimo iż z tą odpowiedzialnością to różnie bywa, to do tej pory internet kojarzył mi się - i pewnie nie tylko mnie - z prawdziwie demokratycznym miejscem, gdzie każdy mógł się wypowiedzieć. Teraz nie ma takiej możliwości, albowiem wydawcy gazet zamykają fora, blokują możliwość komentowania. Internet przestanie być demokratyczny?

Trudno powiedzieć, jaki będzie obrót sytuacji. Nic się nie stanie, jeśli administratorzy portali prędko się zreflektują i ponownie włączą możliwość komentowania na swoich forach. Co najwyżej część ich zdeklarowanych sympatyków przerzuci swoje preferencje ku innym serwisom. Gorzej, jeśli pojawi się trend ulegania pozaprawnym naciskom polityków, na przykład w postaci proponowania rozwiązań odzierających internautów z ich prywatności, tylko po to, by komuś się przypochlebić. Jakby na to nie patrzeć nie byłbym specjalnie szczęśliwy gdyby to minister Sikorski podpowiadał programistom jakiego rodzaju funkcjonalności należy wdrażać ;-)

No właśnie… Ktoś na jakimś forum wpisuje coś obraźliwego na polityka, a kilka dni później strona - w jakimś tam stopniu - przestaje funkcjonować. Powinniśmy się z tego cieszyć, czy raczej tym martwić?

Jeśli byłaby to strona, której twórcy z założenia staraliby się uzyskać treści godzące w dobra osobiste innych ludzi, np. pełne wulgaryzmów, kłamstw, niespecjalnie bym się zmartwił jej zniknięciem. Jednak żadne forum internetowe nie jest i nigdy nie było wyłącznie areną werbalnego okładania się po łbach. Zamykanie forum internetowego na cztery spusty to stosowanie odpowiedzialności zbiorowej - za wybryki jednostek konsekwencje ponoszą wszyscy, także poważni - albo i krytyczni - komentatorzy naszej codzienności.

Do czego to zamieszanie nas doprowadzi? Jak teraz będą wyglądały fora i dyskusje w internecie? Cokolwiek się w ogóle zmieni?

Nic się nie zmieni, co najwyżej w paru portalach skończy się możliwość dodawania komentarzy przez niezarejestrowanych i niezalogowanych użytkowników. To niedobrze, bo uniemożliwia się w ten sposób anonimową wymianę opinii. Zaś sama w sobie anonimowość nie jest przecież niczym złym, jednak co do zasady nie powinno to spowodować większych perturbacji. Skądinąd pojawiły się już projekty zmiany przepisów o odpowiedzialności e-usługodawców za działania użytkowników, które zmierzają do wyjaśnienia pewnych wątpliwości nasuwających się w praktyce. Po ich wejściu w życie takie przypadki jak obecne pozwy ministra Sikorskiego w ogóle nie będą miały racji bytu.

Jakie mamy realne szanse na pociągnięcie do odpowiedzialności faktycznych osób wpisujących obraźliwe teksty na forach. Szanse od strony technicznej i prawnej?

Wszystko zależy od tego jak bardzo osoby te chciały być anonimowe. Przeciętny użytkownik w ogóle nie myśli o ukryciu się, więc przy niewielkim stosunkowo wysiłku operatora-dostawcy internetu oraz organów ścigania można ustalić z jakiego komputera została dana wiadomość wysłana. Oczywiście abonent usługi internetowej nie musi być autorem bezprawnej wypowiedzi, jednak jeśli tylko uda się go ustalić, to prawo będzie wiedziało co z nim zrobić.

Na koniec poradźmy - co powinien robić, np. prowadzący bloga, czy niewielki portal, aby zabezpieczyć się przed takimi zdarzeniami. Przecież takie wpisy mogły się pojawić na każdej stronie www...

Podstawowa rzecz to zastanowić się, czy naprawdę stać mnie na prowadzenie moderowanego forum - pamiętając, że prawo wychodzi z założenia, że jeśli ktoś moderuje treści pochodzące od użytkowników, to powinien rozpoznać te dane, które są bezprawne i zareagować. Natomiast administratorzy serwisów niemoderowanych powinni poważnie traktować wszelkie zgłoszenia i pretensje otrzymywane od różnych osób. Nie oznacza to, że każde żądanie usunięcia jakiegoś komentarza należy uwzględniać, jest przecież jeszcze prawo do krytyki, do piętnowania zjawisk niepożądanych i nie zawsze jest tak, że zastrzeżenia osób zainteresowanych usunięciem pewnych treści mają rację bytu. Jednak jeśli widzimy jakieś wulgaryzmy, obrażanie innych osób, zawsze lepiej od razu usunąć taki post, nie czekać na czyjąkolwiek reakcję.

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl