Z Klausem Bachmannem o populizmie w mediach, powinnościach dziennikarzy oraz wpływie zagranicznego kapitału na polskie media lokalne rozmawia Paweł Luty.

Klaus Bachmann (ur. 1963) – dziennikarz, korespondent zagraniczny, politolog, współpracował z takimi tytułami jak „Der Tagesspiegel” czy „Polityka”, członek zarządu Fundacji Batorego oraz wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.

 

Czym jest medialne „błędne koło populizmu”?

„Błędne koło populizmu” jest procesem, który zachodzi w społeczeństwie, w którym instytucje publiczne nie cieszą się wysokim poziomem zaufania pośród obywateli. Następuje jakieś bardzo dramatyczne wydarzenie, które jest nagłaśniane i szczegółowo opisywane przez media, jak na przykład sprawa Josefa Fritzla. Rozpoczyna się zakrojone na szeroką skalę ogólnonarodowe śledztwo prowadzone przez dziennikarzy, którego celem jest wyjaśnienie jak doszło do tragedii. Trzeba wskazać winnego. Różne pomyłki wychodzą na jaw, nawet te najbardziej błahe, co wzmacnia przekonanie obywateli, że państwo jest dysfunkcyjne, nieudolne, że nie można ufać jego instytucjom.

W Belgii w latach 2000 – 2004 doszło do czegoś, co można nazwać „polowaniem na czarownice”. Belgijskie media prześcigały się w odmalowywaniu w jak najczarniejszych barwach sprawy uprowadzenia pewnej dziewczynki. Niektórzy dziennikarze doszli do wniosku, że istnieje spisek, w który zamieszani są nawet członkowie rodziny królewskiej! Po tego typu rewelacjach media zaczęły wzajemnie podważać swoją wiarygodność. Jedna gazeta pisała, żeby nie wierzyć drugiej, a ta druga, że ta pierwsza pewnie jest częścią spisku. Wtedy czytelnicy zaczęli tracić zaufanie do mediów. Z drugiej strony poprawiły się statystyki społecznego zaufania dla instytucji publicznych. Te wahania wykorzystują partie populistyczne, które chcą na ich podstawie budować swój kapitał wyborczy.

Podobne zjawisko można było zaobserwować w Polsce na przełomie wieków XX i XXI, kiedy to popularność zyskały takie ugrupowania jak Samoobrona czy LPR, a ówczesny minister sprawiedliwości – Lech Kaczyński – pozował na szeryfa, który twardą ręką strzeże porządku publicznego. Szło to w parze z rosnącym poczuciem niepewności Polaków i utratą zaufania w stosunku do państwa. Potem miała miejsce afera Rywina i tak to błędne koło się toczyło.

W świetle tego, co Pan powiedział uważa Pan, że media powinny jak najwierniej opisywać rzeczywistość czy też w pewnym stopniu ją kreować?

Chyba nie da się uciec od tego, że dziennikarze wpływają na rzeczywistość. Nawet gdybym uważał, że tak nie powinno być to nie widzę jakiejkolwiek szansy na zmianę tego stanu rzeczy. Nawet gdy jeden dziennikarz powie „nie chce tego robić, widzę dokąd to prowadzi, nie mam zamiaru podważać zaufania w państwowe instytucje” to i tak znajdzie się ktoś, kto takich oporów mieć nie będzie. Dla przykładu: moim zdaniem pod koniec lat 90. w Polsce korupcja była dużo mniejsza niż na początku dekady. Pamiętam aferę Art B czy FOZZ, przy których afera Rywina to niewinna zabawa. Natomiast w „dobrym tonie” było pisać, że Polska staje się co raz bardziej skorumpowana. Zatem, nawet jeśli jakiś dziennikarz ma opory przed uczestniczeniem w tym zjawisku, a inni dziennikarze decydują się jednak w nim uczestniczyć to nie ma on wyboru. Chyba, że zmieni zawód.

A jaki wpływ miał przypływ zagranicznego kapitału na polskie media lokalne?

Kapitał zagraniczny, nieważne jakiego pochodzenia – mogła to być Orkla czy Passauer Neue Presse, odegrał bardzo pozytywną rolę. Wyparł kapitał pochodzący z tzw. „szarej strefy”, czy też nawet „czarnej strefy”. Na początku lat 90. regionalne media były zadłużone, prawie nikt nie czytał lokalnych gazet, a koszty druku wciąż wzrastały. Jednymi ludźmi, których stać było na utrzymywanie gazet byli gangsterzy i tak by pewnie zostało gdyby polski rynek nie został otwarty dla zagranicznych domów medialnych, gdyby nie zliberalizowano przepisów, gdyby Polska nie weszła do Unii Europejskiej. Sądzę też, że jeśliby proces napływu kapitału z zagranicy trwał 10 lat, a nie 3 – 4 jak miało to miejsce, to skutki dla rozwoju demokracji i mediów byłyby tragiczne.

Jak ocenia Pan polskie media na początku drugiej dekady XXI wieku?

Polskie media są bardzo specyficzne, trochę egzotyczne. Weźmy na przykład „Gazetę Wyborczą” – czy gdziekolwiek na świecie jakakolwiek gazeta może się tak nazywać? A w Polsce może. Muszę też stwierdzić, że są to media bardzo upolitycznione, zwłaszcza te ogólnokrajowe. Dziennikarze co prawda zmieniają redakcje, lecz nigdy nie opuszczają jednej grupy ideowej. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł przejść z „Gazety Wyborczej” do „Naszego Dziennika” czy na odwrót. Nie chcę mówić, że są one upartyjnione, ponieważ uważam, że akurat więcej jest gazet, które dyrygują partiami niż partii, które dyrygują gazetami. Polscy dziennikarze mają też skłonność do uprawiania tzw. campaign journalism, które polega na realizowaniu jakiś konkretnych kampanii, często o charakterze politycznym. Celem takich dziennikarzy nie jest przekazywanie informacji czy ewentualna wymiana poglądów, lecz osiąganie partykularnych celów. Dobrym tego przykładem jest popieranie i promowanie jednej partii a zwalczanie drugiej. U Polsce jest to bardzo widoczne. Aczkolwiek nie jestem w stanie powiedzieć czy jest to dobre czy złe. Z jednej strony można starać się sterować sympatiami wyborców, z drugiej strony można zmobilizować czytelników do czegoś, do czego nie byłoby w stanie zmobilizować ich państwo. Za przykład niech służy kwestowanie na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Gdyby politycy chcieli rozpocząć akcję takiego dofinansowania służby zdrowia pewnie pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. A dzięki wsparciu mediów WOŚP i Jerzy Owsiak osiągają sukcesy. To samo dotyczy kampanii przeciw aborcji czy przeciw lustracji. Można to interpretować jako pewną ingerencję w rzeczywistość polityczną, lecz media mogą także szybko, acz krótkotrwale, mobilizować swych odbiorców do wpłacania pieniędzy na szczytny cel. Dlatego też trudno jest mi oceniać to zjawisko.

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl