Z Rafałem Oraczem o tabletach, płatnych treściach w internecie i świecie form multimedialnych rozmawia Adam Owczarek.

Rafał Oracz - business development manager w Spoti.pl, CEO Online Media Group Poland. Z rynkiem mediów związany od 1996 roku, współtwórca spółek mediowych z grupy CR Media: CR Media Consulting, Ad Net, Ad Meritum. Członek Komisji Promocji Prasy przy ZKDP.


 

Coraz więcej gazet dostępnych jest w wersji na tablety, np. na iPada. To swego rodzaju prasowa rewolucja. Taka gazeta to dziś tylko ekstrawagancja i nowatorstwo wydawcy, czy już raczej biznesowa konieczność?

Nie nazwałbym tego mianem rewolucji. iPad, i tablety w ogóle, są po prostu kolejną platformą, dzięki której można dystrybuować treści. Można się było tego spodziewać obserwując rozwój smartfonów i czytników e-booków. Tablety zasługują jednak na szczególną uwagę ze względu na trzy czynniki. Po pierwsze pozwalają one na użycie znacznie większej liczby środków dizajnerskich i graficznych. To powoduje, że cieszą się tak dużą popularnością. Po drugie, iPad od początku swojego istnienia wprowadza prawie bezwyjątkową zasadę odpłatności za treści. W sytuacji konfrontacji z darmowym dostępem do treści na tradycyjnych stronach www, który to - ku rozpaczy wydawców - stał się obecnie prawem naturalnym, nowa platforma jest szansą na budowę nowego rynku. Po trzecie wreszcie, za iPadem stoi wielka machina promocyjna Apple, która - jak nikt inny - potrafi być twórcą nowego medialnego szumu…

No i szum jest, a my – rozmawiając o gazetach na tablety – w nim uczestniczymy. Właśnie, jaka powinna być gazeta na tablet?

Magazyny na tablety, czyli tzw. maglety, konkurują nie tylko między sobą, ale także z grami, filmami czy nawet serwisami www. Istnieje już trochę danych pokazujących, że czytelnicy - co nie jest dziwne - oczekują zarówno po magazynach na iPada, jak i po reklamach w nich zamieszczonych, znacznie większej interaktywności niż od wydań prasowych lub internetowych. Z jednej strony nawyki korzystania z tabletów bardzo przypominają sposób konsumpcji tradycyjnej prasy, czyli raczej w domu, np. w czasie relaksu; z drugiej - do najczęstszych błędów wydawców należy prawie całkowite pomijanie tych cech tabletu, które mogłyby znacznie zwiększyć szanse wydań magazynów w starciu z innymi aplikacjami.

Chodzi o multimedia?

Bardziej o możliwość dzielenia się treściami, komentowania ich i polecania. Ważna jest także lokalność - tablet jako urządzenie mobilne powinien mieć możliwość dostosowania treści do lokalizacji. Zwracam także uwagę na aktualizacje, nakłaniające do wielokrotnego powrotu do wydania…

A tu się okazuje, że wiele tytułów to po prostu zwyczajne PDF-y. Trudno tam znaleźć cokolwiek multimedialnego...

Niestety, dominującym podejściem wydawców jest dążenie do minimalizacji wysiłku związanego z obecnością na nowej platformie. Dotyczy to zresztą nie tylko Polski, ponieważ praktycznie wszędzie mamy do czynienia najczęściej z prostym przeniesieniem pliku PDF, będącego kopią wydania drukowanego. Wielu wydawców, na podstawie znikomego zainteresowania czytelników, wyrabia sobie potem opinię o niskiej skuteczności nowego medium. Doświadczenia wydawców na świecie pokazują, że najlepszy rezultat mają publikacje, bazujące na zupełnie nowym redagowaniu treści, które mocno angażują czytelnika w świat wzbogacony o formy multimedialne. Dobre przykłady takiego sposobu „opowiadania historii” można znaleźć w magletach „Letter to Jane”, „Project”, „Eureka”, „Post Master”, „SPIN Magazine”, a także w „The Economist”. Drugim zjawiskiem jest pojawienie się i sukces zupełnie nowego rodzaju „praso-podobnych” projektów takich jak Flipboard, który treści pozyskiwane z Facebooka i Twittera, przerabia na coś w rodzaju interaktywnego magazynu.

Cały czas mówimy o zagranicznych produkcjach. A co z rodzimymi pomysłami?

W Polsce najbliżej mi do trzech projektów. „Polityki”, gdzie wydawca postawił przede wszystkim na prostotę i funkcjonalność, i wyszedł z założenia, że czytelnik będzie sięgał po wydanie tabletowe przede wszystkim ze względu na treści, a nie kilka dodanych filmów, czy plików audio. Przeszkadza mi jedynie zbyt odtwórcze kopiowanie treści z druku, bez realnej wartości dodanej dla odbiorcy. Drugim dobrym przykładem, pomimo chłodnego przyjęcia, jest Przekrój. Tam wydawca pomyślał nad tym, co może być powodem, żeby ktoś chciał kupić wydanie tabletowe, i jest ono zdecydowanie czymś innym niż wersja drukowana, czy strona www. Trzecim przykładem jest Press - za pokazanie nowej drogi w dyskusji o tabletach, jaką jest wykorzystanie technologii HTML5.

A na tym opiera się Wasz pomysł, czyli Spoti…

Tak. To nowa społeczność internetowa działająca wokół wymiany treści. Powstała z myślą o osobach i instytucjach zainteresowanych publikowaniem, wymianą, komentowaniem i sprzedażą treści. Za pomocą Spoti można opublikować dowolny dokument, wystarczy wybrać odpowiedni plik, aby zamienić go w cyfrowy magazyn. Spoti Store daje natomiast możliwość sprzedaży takich publikacji.

Czyli mogę stworzyć własną e-gazetę bez potrzeby tworzenia specjalnej aplikacji, w dodatku dostępną na każde urządzenia, czy to na iPada, czy Galaxy Taba, czy jakikolwiek inny tablet?

Zgadza się. HTML5 standaryzuje wszystkie dostępne systemy i urządzenia. Tworzenie odrębnych aplikacji natywnych na każdy kolejny system, w nadciągającej wojnie producentów, to nakłady całkowicie nieuzasadnione, ani obecną wiedzą o modelach biznesowych magletów, ani jakąkolwiek inną istotną korzyścią jaką takie aplikacje miałyby nad wydaniami przygotowanymi w HTML5. To obecnie jedyny powszechnie dostępny format unifikujący pojawiające się na rynku urządzenia mobilne, a także komputery osobiste.

Standaryzacja jest chyba potrzeba, ponieważ rynek mobilnych aplikacji służących do czytania cały czas rośnie, i na pulpitach naszych tabletów pojawia się coraz więcej różnokolorowych ikonek. Taka mnogość aplikacji to dla użytkownika lub wydawców plus czy raczej minus?

Dane pokazują dość jednoznacznie, że 95% ściągniętych aplikacji po miesiącu nie jest już otwierana. Co więcej, pomimo ściągania wielu różnych programów, w miarę regularnie ludzie korzystają co najwyżej z kilku z nich. Sprzeczność tkwi już w samym założeniu Apple, które z jednej strony promuje tworzenie aplikacji, z drugiej zaś tworzy urządzenie, które mając niewiele pamięci, w dużej mierze bazuje na rozwiązaniach w tzw. „chmurze”. Nie umiem wytłumaczyć tego inaczej, niż jako zabieg marketingowy zmuszający wydawców do przyłączenia się do akcji „szukaj nas w AppStore!”, i zaangażowania ich w bezpłatną promocję marki Apple. Rozwiązania bazujące na HTML5 praktycznie likwidują ten problem, pozwalając wydawcom budować własną politykę sprzedaży i znacznie ograniczając obciążenie pamięci tabletu.

Jak rynek aplikacji na tablety będzie wyglądał powiedzmy za rok?

Na pewno powstaną rozwiązania integrujące ofertę wydawniczą, i to nie tylko taką tworzoną przez wydawców tradycyjnych, ale również przez coraz liczniejszą grupę tworzących e-wydania blogerów i wydawców internetowych, mające spójny system płatności i oferujące możliwość trzymania zakupionych publikacji nie u siebie na tablecie, ale w wirtualnej bibliotece dostępnej z wielu miejsc i urządzeń.

Ile dziś musi zainwestować wydawca, aby zrobić dobrą, multimedialną gazetę?

To przewrotne pytanie, bo uzależnia wartość wydania od sposobu jego przygotowania, a nie od atrakcyjności treści, jakie wydawca ma do zaoferowania. Produkcja dużego multimedialnego magazynu, jako aplikacji natywnej stworzonej specjalnie pod iPada czy tableta z systemem operacyjnym Android jest czasochłonna i kosztowna, ze względu na konieczność zatrudnienia wykwalifikowanych programistów. Na świecie przyjmuje się, że stworzenie dobrego i angażującego czytelnika magazynu na iPada, kosztuje pomiędzy 50 a 100 tys. dolarów. Znacznie tańsze i mające na obecnym etapie rozwoju rynku, znacznie większe uzasadnienie, jest stworzenie wydań jako aplikacji w formacie HMTL5, tym bardziej, że poza nieco wolniejszym działaniem, w praktyce w żaden sposób nie ogranicza to twórczej ekspresji wydawcy. Zasoby (finansowe i ludzkie), które należałoby przeznaczyć na samo techniczne tworzenie kolejnych wersji aplikacji natywnych, lepiej przeznaczyć na pracę redakcyjną i identyfikację powodów, dla których czytelnik w ogóle miałby kupić naszą publikację.

A może my w ogóle źle myślimy i zamiast e-gazety lepiej by było, gdyby wydawcy po prostu dopracowali swoją stronę internetową, albo rozwijali swoje profile np. na Facebooku?

To świetne pytanie, ponieważ odnosi się do kwintesencji problemu i odpowiedź na nie ukształtuje rynek mediów w najbliższych latach. Na razie możemy tylko spekulować… Trzeba cały czas pamiętać, że wszyscy poszukujemy sposobu na płatną dystrybucję treści i możliwość zarabiania nie tylko na przychodach reklamowych. Z jakiegoś powodu ludzie cały czas kupują prasę drukowaną i choć sprzedaż spada, to wciąż pozostaje ona jedynym skutecznym sposobem na sprzedanie komuś treści redakcyjnej, i to za godziwe pieniądze. Wszyscy mają więc nadzieję, że podobnie będzie z magletami, które przecież mogą zaoferować znacznie więcej zarówno pod względem funkcjonalnym, jak i wizualnym. Po drugie, doświadczenie z treściami w internecie dość wyraźnie pokazuje, że nie mają uzasadnienia zbyt duże nakłady ponoszone na ich jakość.

Liczy się bylejakość?

Nie. Najlepiej sprawdzają się krótkie i dość powierzchowne materiały, które generują duży ruch, możliwy do sprzedaży reklamowej. Wydawca prasowy dysponując marką ze „świata rzeczywistego”, wnosi więc do sieci wiarygodność i prestiż, a co za tym idzie - wartość kontentu. Podobnie rzecz się ma do wydań tabletowych. Z jednej strony, żeby były naprawdę uzależniające, powinny zmieniać się za każdym razem, gdy je otwieramy, ale jednocześnie – i tu pojawia się prawdziwy charakter prasy – być znacznie bardziej selektywne niż internet, czymś więcej niż zwykły strumień wszystkich informacji pochodzących od każdego z kim jesteśmy związani poprzez Facebooka czy Twittera. Wydawcy muszą po prostu nauczyć się wykorzystywać technologię, żeby lepiej robić to co potrafią najlepiej – opowiadać historie, i wyjaśniać rzeczywistość.


 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl