Z dr. Jackiem Wasilewskim o gumowym uchu „News of the World”, świecie Orwella, plotkach i etyce tabloidów rozmawia Aleksandra Głąb


dr Jacek Wasilewski – absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego oraz PWSTTiF w Łodzi. Prowadzi zajęcia z retoryki na Wydziale Dziennikarstwa UW oraz zajęcia o mediach w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Jego zainteresowania koncentrują się wokół retoryki, struktury komunikacji i przekazów perswazyjnych oraz zagadnień kategorii gender w języku i poprawności politycznej. Prowadzi przegląd prasy tabloidowej na antenie radia TOK FM. Współpracował z agencjami PR, a także m.in.: z „Polityką”, „Przekrojem” czy „Machiną”.



 

Jaką prawdę o tabloidach obnażyła tak naprawdę afera z „News od the World”?

Prawda jest taka, że żyjemy w globalnej wiosce i tabloidy spełniają funkcję takiego „gumowego ucha”. Tak jak na wsi każdy o każdym wszystko wie, tak my za pośrednictwem tabloidów chcemy się wszystkiego dowiedzieć. Tabloidy zaspokajają tę potrzebę, dodajmy – stałą potrzebę. Ci, którzy są najczęściej bohaterami tego typu prasy, to ludzie najbardziej znani i jednocześnie najbardziej narażeni na ostrzał bulwarówek. Rozwój prasy tabloidowej pokazuje, że debata publiczna ma coraz mniejsze znaczenie, a na sile zyskuje etos, sprawdzanie tego, co moralne, a co nie.

Ci najbardziej znani musza liczyć się z tym, że ich prywatność w każdej chwili może zostać naruszona. Żyjemy w świecie Orwella?

Zawsze tam żyliśmy, tyle tylko, ze co jakiś czas się przekonujemy, że takie coś ma miejsce. W czasie wojny działali szpiedzy i nikt się temu nie dziwił. Później, z UB czy SB było podobnie. I nagle przychodzi uświadomienie – media są odmiennym stanem, kolejną władzą. Teraz to one podsłuchują, to one są tajną służbą, to one wszędzie przykładają swoje ucho. Są strażnikami naszych strażników.

Sądzi pan, że przykład „NOTW” nauczy czegoś czytelników?

Czytelnicy w ogóle nie wyciągną z tego wniosków. Oni muszą karmić czymś swoją nudę, a tabloidy dostarczają im odpowiednich do tego wiadomości. Nie każdy ma profesurę z ekonomii, więc nie dla każdego zrozumiała będzie „Gazeta Prawna”, dlatego ludzie muszą sięgać po tabloidy. Moim zdaniem, czytelnicy jeszcze bardziej zaufają tego typu prasie, bo pomyślą sobie: skoro jakaś informacja jest podsłuchana, musi być prawdziwa. A to spotęguje ich zaufanie do tabliodów, da wrażenie, że coś jest na rzeczy. Afera z „NOTW” jedynie podniesie wiarygodność bulwarówek w oczach czytelników.

Przy okazji „NOTW” po raz kolejny na wokandę trafiło pytanie: ile dziennikarzowi wolno? No właśnie, ile? I czym wyznaczać granice?

Należy zacząć od tego, czy to jest w ogóle dziennikarstwo? Ja twierdzę, że to raczej służba specjalna, która pracuje dla fabryki sprzedającej plotki. Dziennikarstwo poszerza granice mojego wyboru, poszerza debatę publiczną i wolność słowa. W przypadku tabloidów liczy się przyłapanie, skompromitowanie kogoś. Produkuje się sytuacje po to, żeby podnieść nakład. To nie ma żadnego związku z dziennikarstwem. Nie więc mowy o zawodowej etyce.

Jednak prasa tabloidowa ma w Polsce najwięcej zwolenników. Co najbardziej przyciąga nas do bulwarówek?

Po pierwsze: rozrywka. Tabloidy sprzedają sytuacje zakulisowe, pokazują prywatne życie znanych ludzi. Z racji tego, że odkrywanie tajemnic jest przyjemne, a bulwarówki serwują je czytelnikom, ten rodzaj prasy trafia w dziesiątkę. Po drugie: tabloidy podnoszą poczucie wartości czytelników, dają wrażenie normalności własnych wyborów. Bo skoro obnażają sensacyjne wydarzenia, oddychamy z ulgą, że my się tak nie zachowujemy. I dochodzimy tym samym do trzeciej siły tabloidów: tego typu prasa wyznacza etyczność, pokazuje, co wolno, a co jest zabronione.

Piotr Bratkowski pisał niedawno na łamach „Newsweeka”, że tabloidy współcześnie przejmują rolę prasy opiniotwórczej, zaniżając warsztatowe i etyczne standardy. Z racji tego, że bulwarówki sprzedają się w Polsce najlepiej, jak to świadczy o naszym społeczeństwie?

Nie zgadzam się ze twierdzeniem, że tabloidy przejmują rolę prasy opiniotwórczej. One kształtują opinie w sytuacji, kiedy tylko one są źródłem informacji. Kiedy tabliod donosi o Frytce, wierzymy mu, bo w prasie opiniotwórczej o niej nie przeczytamy. Co innego, kiedy mowa choćby o Borysie Szycu –wiarygodne informacje w przypadku tego aktora można czerpać też z innych źródeł i wtedy mamy szansę porównania, wyważenia swoich opinii. Tabloid jest opiniotwórczy tylko w sytuacji, kiedy dochodzi do monopolizacji informacji. Generalnie traktujemy tego typu prasę z dystansem. Zakładamy, że bulwarówka prowadzi swego rodzaju grę, daje sygnał: bawimy się.

I pogoń za sensacją zawsze wygra z zawodową etyką?

Nie ma w przypadku tabliodów mowy o żadnej zawodowej etyce. Tabloid czegoś takiego nie uznaje, bo zawsze reprezentuje stronę moralności większości. Więc gdyby zaczął stosować etykę zawodową i oddzielać fakty od emocji, informację od komentarza, to po prostu – przestałby być tabloidem.

Na antenie radia TOK FM w żartobliwy sposób komentuje pan doniesienia prasy tabloidowej. Nie dostrzega pan w bulwarówkach żadnych pozytywnych cech?

Zalet prasy tabloidowej oczywiście jest kilka. Po pierwsze: ludzie coś czytają, to jest najważniejsze. Poza tym, tabloid lepiej niż chociażby telewizja tłumaczy np. emerytom rozmaite zmiany związane z konkretnymi posunięciami rządu. Bulwarówki mają świetnie opracowane infografiki, doskonale odnajdują się w roli poradnikowej. Dodatkowo, wytwarzają poczucie wspólnoty – czasem dobre, czasem nie. Bo jeżeli mowa o bohaterskim dziecku, które wykręcając numer ratunkowy pomaga swojej mamie, to jest to pozytywne zjawisko, pewien rodzaj edukacji. Jednak prasa tabloidowa to przede wszystkim produkcja plotek i skandali. To jest medium emocjonalne, gdzie informacja jest jedynie pretekstem do rozemocjonowania publiczności. Dlatego trzeba je traktować z przymrużeniem oka.


 


 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl