Z Bernardem Margueritte o polskim patriotyzmie, rzetelności w mediach i kryzysie cywilizacyjnym rozmawia Kajus Augustyniak
Bernard Jean Edmond Alexandre Margueritte ur. 1938 r. w Paryżu. Francuski dziennikarz i publicysta silnie związany z Polską. Prezes International Communications Forum, które zajmuje się problematyką mediów. Autor wielu artykułów m.in. w Le Monde i Le Figrao. W latach 1966–1970 był korespondentem pierwszego z tych pism w Polsce, jednak w 1971 został zmuszony przez władze do jej opuszczenia. W czasie wydarzeń Marca 1968 odegrał istotną rolę jako źródło informacji o wydarzeniach w Polsce dla prasy światowej. W 1977 powrócił do Polski jako korespondent francuskich mediów. W latach 1993–1994 wykładowca Ośrodka Studiów Rosyjskich oraz Ośrodka Prasy i Polityki Uniwersytetu Harvarda. Stały felietonista Tygodnika Solidarność.
W czasie wyborów parlamentarnych był Pan w USA. Czy polskie wybory były tam w ogóle zauważalne?
Akurat w tym czasie była tam uroczystość 25-lecia istnienia mojego byłego ośrodka na Harvardzie i musiałem tam być. Nie zauważyłem, żeby polskie wybory były tam tematem dnia. W prasie, którą czytałem nie znalazłem nawet jednej wzmianki na ten temat. Natomiast Polonia, ludzie, z którymi miałem do czynienia, była raczej rozczarowana wynikami, bo Polonia amerykańska w dalszym ciągu jest bardzo patriotycznie nastawiona i nie bardzo może się zgodzić z obecnym trendem w Polsce.
Pan też jest polskim patriotą - francuski dziennikarz mieszkający w Polsce. Oswoił się Pan już z tą Polską?
To za mało powiedziane. Byłem korespondentem w Polsce od 1965 roku. Zostałem wydalony z Polski na początku 1971 roku, wyjechałem do Stanów, byłem tam właśnie na Harvardzie, wróciłem do Polski w roku 1977 i oprócz jeszcze dwóch wyjazdów do Harvardu prawie cały czas jestem tutaj. Moja żona jest Polką, dzieci urodziły się w Warszawie na Woli. Lubię podkreślać, że Polska to nie moja matka, ale to moja żona i moje dzieci. To też zobowiązuje. Czuję się związany z tym krajem na dobre i na złe. Cała historia mojego życia to jest taki długi marsz ku polskości. Czasami mam wrażenie, że moja droga w niemiły sposób krzyżuje się z innymi, którzy mieli zaszczyt urodzić się w Polsce i uciekają od polskości albo wstydzą się polskości, jak to pan Tusk napisał w 1987 roku w słynnym artykule dla „Znaku”.
To znamienne, że w polskiej historii jest wiele osób obcego pochodzenia będących wielkimi patriotami.
Bo my wybraliśmy Polskę. Ktoś, kto urodził się w Polsce, uważa to za rzecz zwykłą, normalną, a my, którzy wybraliśmy Polskę, bardzo chcielibyśmy, aby ten życiowy wybór okazał się trafny.
Pan jest prezesem International Communications Forum. Czym ono się zajmuje ?
Ta sieć skupia ludzi dobrej woli w mediach. W tej chwili mamy około trzech tysięcy ludzi mediów w stu czternastu krajach. ICF zostało utworzone przez Anglika, Williama Portera, i zresztą do dziś sekretariat ICF jest w Londynie, a prezes, czyli ja, mieszka pod Warszawą. ICF dąży do tego, aby media odzyskały zaufanie społeczne i swoją godność. Tę godność gdzieś po drodze utraciliśmy. Do dziś pamiętam słowa mojego fantastycznego dyrektora „Le Monde” sprzed lat, który mówił, że z jednej strony naszym obowiązkiem jest przedstawić odbiorcom wszystko, co jest im potrzebne, aby zrozumieć, co się dzieje w ich mieście, kraju, na świecie, tak by mogli wyrobić sobie własny pogląd. Wtedy stają się obywatelami i żyjemy w autentycznej demokracji. A dodawał, że z drugiej strony naszym obowiązkiem jest rozumieć „drugiego”- co jest oczywiście szczególnie ważne dla korespondenta zagranicznego: „to pojedzie pan do innego kraju, będzie miał pan szansę odkryć ten kraj i ludzi, zrozumieć ich sposób bycia, religię, nastawienie, problemy, marzenia i przedstawić to naszym czytelnikom. Będzie pan mógł budować więzi, budować zrozumienie. Jeśli będziemy żyli na świecie, w którym ludzie będą się nawzajem rozumieć, to może będzie panować pokój.” To bardzo ambitna wizja mediów, które mają być podporą demokracji w każdym kraju oraz podporą pokoju i zrozumienia na świecie. To jest nasze, ludzi mediów powołanie, ale bardzo często jesteśmy od tego bardzo daleko.
A polski ICF?
W Polsce zrobiliśmy na razie niewiele, choć chcemy i tu robić więcej. Planujemy konferencję o mediach, między innymi o sytuacji mediów publicznych, o wpływie nowych mediów, cyfrowych na media tradycyjne. Cieszę się, że nowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krzysztof Skowroński był z nami związany od dawna i mam nadzieję, że wspólnie z SDP doprowadzimy do zorganizowania takiej konferencji. W Polsce też jest ogromnie dużo do zrobienia, bo media są w fatalnym stanie, co stanowi o zagrożeniu demokracji w tym kraju.
Ostatnio dużo się mówi o kondycji polskich mediów. Czy rzeczywiście na tle innych krajów wypadamy tak słabo?
Sytuacja jest dziwna, bo w Polsce jest wielu bardzo znakomitych dziennikarzy, a prasa jest straszna. Moim zdaniem media są w opłakanym stanie. Wydaje mi się, że jednym z głównych powodów tego, że media nie spełniają swojej roli, jest to, że stają się częścią układu i dbają o swoje interesy poprzez bezpośrednią ingerencję w życie polityczne, a widzieliśmy chociażby przy okazji sprawy Rywina. Dla mnie najbardziej bulwersująca była wówczas nie tyle zresztą sama próba korupcji, ile to, że przy okazji przekonaliśmy się, że wielki lider mediów polskich był jednym z filarów układu biznesowo-polityczno-medialnego. Wówczas nie ma już autentycznych mediów. W takim układzie dziennikarz nie może normalnie funkcjonować, a media nie mogą spełniać swojej podstawowej roli, którą jest podawanie odbiorcom w rzetelny sposób wszystkiego, co muszą wiedzieć, by zrozumieć, co się wokół dzieje. Wydaje się, że to już nie jest celem większości polskich mediów, choć jeszcze „Rzeczpospolita” jakoś się obroniła i jest dobrą gazetą, ale dni tej świetności zdają się już być policzone.
A czy to nie jest znacznie szersze zjawisko? Afera podsłuchowa w Anglii też dowodzi nam upadku etosu dziennikarskiego.
Oczywiście. Mówimy jednak o Polsce, bo ja jestem szczególnie wrażliwy na to, co się dzieje w Polsce, bo ciągle żyję tymi nadziejami, które mieli robotnicy Wybrzeża, i nie tylko Wybrzeża, w 1980 roku. Chcieli budować inny świat, inną cywilizację w wymiarze godności człowieka. Polska jest krajem „Solidarności” i Jana Pawła II, wobec niej są szczególne wymagania. Marzę o Polsce, która jest przykładem, inspiracją dla Europy. I jeśli Polska nie jest tym przykładem, to po prostu nie istnieje. Oczywiście dramat mediów dotyczy całego świata. I toczy się walka o to, by media uratować. Przy okazji różnych konferencji ICF widać, że zaczynamy rozumieć, że to nie dotyczy tylko mediów, a dosłownie każdego. W Ameryce koledzy z bardzo bliskiego nam ugrupowania „The Project for Excellence in Journalism” robili badania wśród widowni 43 stacji telewizyjnych. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że odbiorcy chcą być traktowani poważnie, że mają już dość tego, co dostają, chcą lepszych, bardzie zróżnicowanych wiadomości. Właściciele tych stacji, po zapoznaniu się z wynikami tej ankiety, opublikowanej później pod znamiennym tytułem „Quality sales”, zaczęli się do niej stosować i oglądalność wzrasta, nie spada. Mieliśmy w Anglii konferencję z udziałem nie tylko dziennikarzy, ale i właścicieli takich gazet jak „Guardian” czy „Financial Times”. Wspólnie stwierdziliśmy, że tak dalej być nie może. Ludzie tracą zaufanie do mediów i przestają się interesować sprawami publicznymi. Ci ludzie również nie idą głosować.
A w Polsce…
W Polsce też już to mamy. Niektórym to ułatwia zadanie, bo wystarczy piętnaście procent głosów narodu, by rządzić. To może się niektórym podobać, ale nasza demokracja staje się martwa. To zagrożenie dla całej tkanki społecznej, dla demokracji i dla samych mediów. Na szczęście widać początki zrozumienia tego problemu nawet u ich właścicieli i próby refleksji. Paradoksalnie pewne nadzieje wiążę z obecnym kryzysem światowym, który nie jest tak naprawdę kryzysem gospodarczym, tylko kryzysem cywilizacyjnym i dobrze byśmy zrobili wracając do tego, co mówił nam Jan Paweł II. Ten kryzys zmusza nas do zrewidowania naszego sposobu życia, naszej cywilizacji. Aby z niego wyjść potrzeba świadomych obywateli, którzy biorą sprawy w swoje ręce, i consensus ludzi na całym świecie. Aby wyjść z kryzysu, potrzebujemy mediów, które są autentyczne, prawdziwe, które pozwalają ludziom być obywatelami. Drugim powodem mojego optymizmu jest rozwój mediów cyfrowych, tych wszystkich blogów, twitterów i innych, bo dzięki nim mamy coraz więcej informacji, newsów, które atakują człowieka zewsząd. Mamy już nie tylko prawo człowieka, aby być rzetelnie poinformowany, ale też prawo człowieka do informowania. Ale media to nie są informacje, ich rolą jest takie przekształcenie wiadomości, by przedstawić odbiorcy to, co się dzieje, w zrozumiały sposób. Dzięki cyfrowym mediom on już w tradycyjnych nie szuka informacji; szuka natomiast senus tych wszystkich wiadomości. A to mogą mu dać tylko rzetelne media na dobrym poziomie. Media musza się więc zreformować i stać się bardziej godne, czyli realizować swoją misję.