Trochę trwało przywracanie struktur SDP w Lublinie, ale wreszcie oddział został odbudowany. Już ten fakt jest chyba sukcesem?
Wojciech Pokora: Samego faktu przywrócenia struktur nie nazywałbym sukcesem, raczej traktowałbym to w kategorii pewnej powinności, to się musiało po prostu stać.
Dlaczego?
Ponieważ fakt, że oddział został zlikwidowany na chwilę, to tylko zakłócenie, a nie jakieś wiekopomne wydarzenie w życiu lubelskiego oddziału. Dziennikarze związani z Lublinem aktywnie włączali się w tym okresie w życie Stowarzyszenia: brali udział w projektach prowadzonych przez centralę, uczestniczyli np. w pracach Komisji Interwencyjnej, współpracowali z Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP czy z portalem SDP.
Ale nie można było przyjmować nowych osób…
Te powinności przejęła na siebie komisja członkowska oddziału warszawskiego. Proces przywracania struktur faktycznie trwał około półtora roku, ale traktujemy ten czas w kategoriach zakłóceń a nie wiekopomnych wydarzeń.
Prezes Krzysztof Skowroński podczas ostatniej wizyty w Lublinie zdradził, że lubelski oddział SDP ma najniższą średnią wieku. Ale prawda jest taka, że młodość przeplata się tu z doświadczeniem.
Nie wiem, czy jesteśmy najmłodszym oddziałem. Być może biorąc pod uwagę czas założenia, od listopada ubiegłego roku, to formalnie tak. Na pewno władze oddziału są zdecydowanie odmłodzone, ale doświadczeni dziennikarze też są z nami i wspierali nas przez cały ten okres przywracania struktur.
Jest sprzedawca i koneser wina, były polityk, ale też grupa młodych radiowców. Większość to ludzie, którzy do tej pory z SDP nie mieli nic wspólnego. Dlaczego postawiłeś na nowe twarze?
Wymienieni przez ciebie ludzie, to grupa osób, które włączyły się czynnie w proces przywrócenia struktur oddziału. W samym oddziale nadal mamy jednak i innych członków, kolokwialnie mówiąc „starych członków”, którzy należą do SDP od lat, a teraz składają na nowo deklaracje członkowskie umożliwiając nam odtworzenie dokumentacji, podbijają legitymacje i wyrażają chęć aktywnego działania. Można powiedzieć, że jesteśmy na etapie liczenia się na nowo i to bardzo cenny etap w organizacji z wieloletnim stażem, w której bardzo często członkowie figurują na papierze, a fizycznie nie ma ich w życiu stowarzyszenia od lat. Co ważne, nowe twarze to czynni dziennikarze. Żeby organizacja prężnie działała potrzebni są nie tylko doświadczeni dziennikarze, od których można przejmować pozytywne wzorce, z których dorobku może czerpać młode pokolenie, ale też ludzie, którzy mają te trzydzieści kilka lat, w świecie dziennikarskim warsztatowo już okrzepli i chcą od życia czegoś więcej. Chcą to swoje kilku, czy kilkunastoletnie doświadczenie zweryfikować, zestawić z tym, co mogą im przekazać koledzy z kilkudziesięcioletnim stażem pracy i wnieść jakiegoś ożywczego ducha do swoich redakcji lub też miejsc, w których mieszkają i pracują.
Nie jest łatwo przekonywać młodych dziennikarzy do wstąpienia w szeregi SDP. Jakich argumentów zamierzasz używać, by lubelski oddział się powiększał?
Na pewno nie zamierzam zaganiać nikogo kijem. Ostatnie walne zebranie delegatów przed rozpadem oddziału rozpoczęło się sprawozdaniem ustępującego prezesa. Pierwsze zdanie tego sprawozdania brzmiało: „Najważniejszym osiągnięciem Oddziału SDP w Lublinie jest utrzymanie istnienia Oddziału”. To podsumowanie pracy w latach 2014-17 najlepiej oddaje to, z czym się zmagaliśmy - z brakiem właściwego zaangażowania nie tylko władz, ale i członków oddziału w Lublinie.
Oddział wymagał głębokiej reformy i teraz taką możliwość dostaliśmy. Wszyscy. I od jej właściwego wykorzystania zależy czy będą nowi członkowie czy też będzie sam szyld bez treści. Myślę, że myślenie w kategoriach – zaprośmy nowych członków i jak już będą to się zastanowimy co z nimi zrobimy – nie sprawdza się w żadnej organizacji i nie sprawdzi się w SDP.
Jak nie kijem, to marchewką?
Trochę tak. Nowi członkowie będą, gdy zobaczą działanie, gdy spotkają na swojej drodze ludzi te działania prowadzących i wtedy zwrócą uwagę pod jakim szyldem to się dzieje. W drugą stronę to nie zadziała. Zatem najprościej odpowiadając na twoje pytanie powiem tak: zamierzamy działać i działaniem inspirować do wstępowania w nasze szeregi. Na pewno nie werbunkiem.
Legitymacja SDP się przydaje?
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich jest najstarszym i najliczniejszym stowarzyszeniem branżowym w Polsce. Legitymacja z tym logo przydaje się, ale przede wszystkim daje prestiż. Dla osób, które nie są zawodowo związane z żadną redakcją to także zawodowe „być albo nie być”, bo dziennikarz bez legitymacji prasowej może zapomnieć o czynnym wykonywaniu zawodu, chyba, że skupia się na redagowaniu cudzych treści, sam nie zdobywając informacji.
W szerszym ujęciu legitymacja SDP to dostęp do wielu produktów, które dla swoich członków ma Stowarzyszenie.
Co masz na myśli?
Konkretne rzeczy. Choćby pomoc prawną, wsparcie finansowe, wsparcie organizacyjne, dostęp do bezpłatnej pomocy medycznej i wiele innych, jak np. ulga w opłatach za korzystanie z miejsca w Domu Pracy Twórczej w Kazimierzu Dolnym. Myśląc czysto pragmatycznie, członkostwo w SDP się opłaca.
Podczas ostatniego Walnego Zgromadzenia Członków SDP w Lublinie wskazałeś na kilka priorytetowych działań oddziału. Poza otwarciem się na nowych ludzi, powiększaniem oddziału, mówiłeś o konieczności organizowania spotkań z dziennikarzami, rozwijaniu działalności wydawniczej, aktywnym udziale w już istniejących projektach dziennikarskich. Ambitne plany.
Bez działania nie ma oddziału. Tak myślę. Przed chwilą o tym mówiliśmy. Bez wyjścia z naszych miejsc pracy, z biura organizacji na zewnątrz nie ma mowy o budowaniu struktury. Ona sama w sobie nie jest wartością. Są nią ludzie, którzy tę strukturę tworzą. Jeśli mamy obecnie w Polsce oddziały, z których chciałbym czerpać przykład, to właśnie te, które otwierają się na inne środowiska, które organizują wydarzenia, które przygotowują produkty dla swoich członków, takie jak szkolenia, publikacje, wsparcie prawne, czy finansowe. Organizację posiadającą szyld, biuro i masę członków na papierze już w Lublinie mieliśmy. Teraz chcemy mieć organizację, dzięki której możemy się rozwijać, pokazywać przykłady świetnego dziennikarstwa - nie tylko z określonej strony barykady, bo walki plemienne nie powinny przekładać się na warsztat. Organizacja branżowa, to w moim rozumieniu, nie tyle miejsce pielęgnacji swoich światopoglądów, co miejsce budowania nici porozumienia. Mimo że dziś środowiska dziennikarskie są podzielone niemal tak samo jak polityczne, to mamy coś, co nas łączy i na czym należy budować - etos, kodeks etyki i wreszcie wspólny cel, pewnie górnolotny, ale innego dziennikarz nie ma - poszukiwanie prawdy.
Bez pieniędzy ciężko będzie zrobić cokolwiek. Ze składek od kilkunastu osób też raczej trudno będzie o zorganizowanie spotkań autorskich i innych wydarzeń, z którymi lubelski SDP mógłby „wyjść w miasto”. Masz pomysł skąd wziąć na te działania pieniądze?
Pielęgnuje od lat jedno powiedzenie, które sprawdza się w wielu dziedzinach życia i doskonale pasuje na wstęp do rozmowy o pieniądzach: „ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia, a tę mamy nieograniczoną”. Pieniądze nigdy nie mogą stawać na drodze do realizacji zamierzonych celów. One też nie wyznaczą celów. Najpierw muszą pojawić się działania, do nich będziemy dopasowywać budżet. Jedną z ostatnich rzeczy, które udało mi się zrobić w oddziale zanim się rozpadł, to było nawiązanie współpracy z Katedrą Języka Mediów i Komunikacji Społecznej Wydziału Nauk Społecznych KUL. Przygotowaliśmy spotkanie autorskie z jednym ze znanych dziennikarzy, który prezentował swoją książkę.
Pamiętam. Mówisz o spotkaniu z dokumentalistą i dziennikarzem specjalizującym się w relacjonowaniu konfliktów zbrojnych Marcinem Mamoniem.
Tak. Znany dziennikarz, który przyjechał do Lublina, choć nie mieliśmy na to ani złotówki. Mimo to, udało nam się spotkanie zorganizować, pokryć koszty przejazdów, honorarium i zorganizować nocleg z wyżywieniem. Czemu o tym mówię? Bo gdybym wówczas myślał o pieniądzach, to dziś pewnie bym zaczął kadencję od pisania pism do Warszawy z listą żądań finansowych. A to nie jest najważniejsze. Oczywiście, że bez finansowania trudno mówić o działaniach na jakąś poważną skalę, ale ja wyznaję zasadę, że najpierw wiedzmy, co chcemy zrobić, zacznijmy pracę, a finansowanie się znajdzie w stosownym czasie.
Poza tym pamiętaj, że nie jesteśmy organizacją nastawioną na zysk, nasze działania są społeczne, zatem na pewno uda nam się tak zorganizować, żeby nie dokładać do każdej inicjatywy z domowych budżetów.
Wspomniałeś o zniżkach dla członków SDP na pobyt w Domu Pracy Twórczej w Kazimierzu Dolnym. Nie masz wrażenia, że lubelskie środowisko dziennikarskie zupełnie nie wykorzystuje tego miejsca?
Wielokrotnie spotykając się z dyrektorem domu dziennikarza poruszaliśmy ten temat. On wręcz mówi, że zna większość zarządów z innych województw, a nie zna ze swojego.
Trzeba się więc uderzyć we własną pierś.
Tak. Skoro nie ma działań, to nie ma potrzeby spotkań, a skoro nie ma spotkań, to potencjalne miejsca spotkań stoją puste. Druga przyczyna jest prozaiczna. My jesteśmy tutejsi. Nasi koledzy z innych województw czują dreszcz emocji jadąc do Kazimierza, bo to wyprawa często kilkudniowa. Więc korzystają z domu nocując tam, spędzając urlopy z rodzinami. My do Kazimierza wpadamy na kilka godzin i uciekamy do domów. Ja często korzystam z parkingu jak odwiedzam Kazimierz, ale do domu nie mam potrzeby zaglądać, bo nawet gdybym chciał zjeść obiad, czy napić się kawy to nasz dom takiej możliwości nie stwarza. A szkoda.
Jak to zmienić?
Otwórzmy ten dom. Stwórzmy miejsce, do którego można wpaść nawet podczas kilkugodzinnej wizyty w Kazimierzu. Myślę, że ma on potencjał, by uruchomić w nim restaurację z ogródkiem. Jeśli chodzi o oddział, to mam kilka pomysłów na wykorzystanie tego miejsca dla naszych działań. To świetne miejsce na szkolenia, czy spotkania. Myślę, że będziemy nie tylko gośćmi, ale w jakimś zakresie gospodarzami tego miejsca.
Otwarcie mówisz też o tym, że chciałbyś wykorzystać potencjał drzemiący w lokalnych mediach.
Od zawsze bałem się tego, że SDP kojarzy się ze stowarzyszeniem branżowym byłych, obecnych i w jakimś stopniu przyszłych dziennikarzy mediów publicznych. Jest to jednak myślenie bez przyszłości. Nam jest potrzebna szeroka formuła, w której odnajdują się nie tylko dziennikarze mediów publicznych, ale głównie (bo jest ich więcej) sektora prywatnego. Cieszę się, że coroczne nagrody dziennikarskie SDP nie są czymś, co takie myślenie o naszym stowarzyszeniu by utrwalało.
To fakt, każdego roku laureatami są dziennikarze reprezentujący różne środowiska.
Bo nie ma znaczenia środowisko, a wykonywana praca. Jeśli robota jest dobrze zrobiona, to jakie znaczenie ma nazwa redakcji? SDP powinien promować dobre dziennikarstwo, a w mediach lokalnych jest jego mnóstwo przykładów. I dlatego bardzo zależy mi na tych ludziach.