Studia dziennikarskie wybiera wciąż bardzo dużo osób, czy patrząc na sytuację na rynku mediów nie są one fabryką bezrobotnych?
Rzeczywiście, zainteresowanie jest duże, ale nie możemy zapominać, że studia dziennikarskie stanowią tylko niewielką część tego, co oferuje na przykład nasz wydział. To się rozkłada na kilka kierunków pokrewnych, więc nie jest to taka duża grupa.
Czyli nie ma fabryki bezrobotnych?
Nie ma, choć znalezienie pracy w zawodzie nie jest łatwe.
A zainteresowanie jest nadal spore.
Myślę, że ono wynika z tego, że wielu młodych ludzi podejmuje decyzje o wyborze zawodu dziennikarza pod wpływem mediów plotkarskich i tzw. celebrytów. Widzą znane osoby w mediach i wydaje im się, że wszyscy tak działają i mają wysokie zarobki. Widzą media przez pryzmat znanych postaci z telewizji.
Czyli większość z nich w momemcie wyboru studiów nie ma świadomości, że dziennikarstwo w tej chwili to przede wszystkim "wolny strzelec", umowy śmieciowe i samozatrudnienie?
Tak. Ale to do nich dość szybko dociera. Jeśli komuś uda się załatwić pracę w jakieś redakcji w czasie studiów, to potem jej pilnuje. Najczęściej znajdują ją na drugim roku, ale zdarza się, że i też na pierwszym. Zaobserwowaliśmy na uczelni ciekawe zjawisko, wielu studentów nie chce korzystać z różnych form wymiany z uczelniami w innych krajach, takich jak Erasmus. Jak ktoś już znalazł pracę, to nie będzie wyjeżdżał za granicę i ryzykował jej utratę. Woli pilnować jej na miejscu.
Ci, którzy znaleźli pracę, wreszcie kiedyś kończą studia licencjackie i zaczynają magisterskie...
Nie wszyscy. Występuje też zjawisko niekończenia studiów. A raczej zawieszania ich na jakiś czas. Oni potem wracają, bo okazuje się, że pracodawcy od nich wymagają posiadania dyplomów wyższych uczelni. Przecież prawnie nie ma czegoś takiego, jak niepełne wyższe wykształcenie, więc prędzej czy później wracają, by studia skończyć. Występuje również kolejne interesujące zjawisko. Okazało się, że studia licencjackie dla wielu wyczerpują potrzebę edukacji wyższej. Nie ma kontynuacji w dwuletnich studiach magisterskich. Mam się kiedyś wydawało, że to będzie taka edukacja dwustopniowa. A teraz okazało się, że wcale taką być nie musi. Nie wszystkim zależy, by przed nazwiskiem mieć tytuł zawodowy wyrażony trzema literami „mgr”.
Oczywiście, potem okazuje się, że z różnych powodów trzeba zrobić studia drugiego stopnia, bo sam licencjat nie wystarcza. Ale bez wątpienia jest takie zjawisko, że studia licencjackie dla wielu mogą być zamknięciem procesu edukacji.
Ale ktoś w końcu na te studia magisterskie przychodzi...
Bardzo często są to ludzie po innych kierunkach. Zrobili licencjat z czegoś innego i teraz postanowili spróbować swoich sił w dziennikarstwie. Powodów jest wiele. Zmiana zainteresowań, możliwość pracy i tak dalej. Tak samo jak w przypadku innych kierunków studiów licencjackich. Tutaj też występuje kolejne ciekawe zjawisko, które ja określam jako „pranie dyplomów”.
Na czym to „pranie dyplomów” polega?
Wielu młodych ludzi w momencie podejmowaniu decyzji o studiach licencjackich wybierała mniej atrakcyjne lub przypadkowe kierunki, tańsze i mało znane uczelnie. Motywy mogły być różne. Sytuacja finansowa lub rodzinna, które uniemożliwiała studia i pobyt w dużej aglomeracji takiej jak Warszawa, Kraków lub Poznań. Mógł być to też najzwyczajniejszy w świecie lęk. Obawa, że nie poradzę sobie na dobrej uczelni, więc skończę pierwsze lepsze studia, żeby mieć jakiś papier. Mogli się też bać, że nie dostaną się na dobrą uczelnię lub też na nią się nie dostali. I kiedy mają już ten licencjat, którym się nie można specjalnie pochwalić, bo uczelnia nieznana, a kierunek też nieciekawy, to wtedy postanawiają zrobić magisterium na prestiżowej uczelni, tym bardziej że chcą funkcjonować w dużym ośrodku jak na przykład Warszawa, gdzie jest atrakcyjny rynek pracy. Dobra, znana uczelnia daje im dodatkowy prestiż. To nazywam „praniem dyplomów”, choć oczywiście nic nagannego w tym zjawisku nie ma.
Niektórzy mówią, że studia dziennikarskie to przysposobienie zawodowe, ale przecież klasycy tego zawodu stworzyli całkiem dobrą literaturę. Dziennikarstwo i jego dokonania to także część wiedzy o historii najnowszej. Wydaje mi się, że trudno przekazać studentom wiedzę w czasie trzech lub dwóch lat. Który system sprawdził się lepiej? Stary z pięcioletnimi studiami, czy też ten nowy, dwustopniowy boloński?
W przypadku kierunków humanistyczno-społecznych, a takim jest dziennikarstwo, jestem zdecydowanym zwolennikiem modelu pięcioletnich studiów. To pozwala w sposób wnikliwy opanować wiedzę, poznać dobrze poszczególne gatunki, jest też czas lektury. Trzyletnie i dwuletnie studia siłą rzeczy muszą to traktować pobieżnie, bo inaczej nie da się tego przerobić. Gdyby studia magisterskie były kontynuacją licencjackich, to oba stopnie uzupełniałyby się. Jednak tak nie jest. Mamy odrębne studia. Na studiach magisterskich pewne rzeczy trzeba też przerabiać od początku. Jest to ze stratą dla studentów.
Intryguje mnie dlaczego młodzież wybiera dziennikarstwo. Na podstawie własnych doświadczeń w kontkacie z młodzieżą akademicką przypuszczam, że to może wynikać także z potrzeby zdobycia odpowiednich narzędzi do poruszania się w rzeczywistości. Paradoksalnie dziennikarstwo, które na całym świecie przeżywa kryzys, dysponuje – jako jedna z niewielu branż – narzędziami do poruszania się w tej cyfrowej epoce.
Pokazują to wybory dokonywane przez studiującą młodzież. Oni wybierają to, co dzisiaj jest modne, czyli telewizję i internet. To ich pociąga, bo to jest efektowne. Można zaobserwować ogólną tendencję braku zainteresowania dziennikarstwem prasowym lub agencyjnym. Kiedy przychodzi do wyboru specjalizacji, wszyscy chcą iść „na telewizję”, a nikt nie chce być dziennikarzem prasowym lub agencyjnym.
Ale przecież to właśnie te specjalizacje dają dobry warsztat, którym powinien dysponować profesjonalny dziennikarz.
Oni tego nie widzą. Przyciąga ich to, co modne i w ich rozumieniu atrakcyjne. To z czegoś wynika. Zresztą widać, że nie czytają. Nie czytają reportaży i innych dużych form. Wybierają to, co jest jest dostępne w internecie. Liczy się dla nich też osobista, fizyczna obecność w mediach, tak jak w telewizji, czy w krótkich filmach w sieci internetowej.
Nie wyobrażamy sobie jak się potoczy los współczesnych studentów dziennikarstwa, bo nie wiemy jak będą w ogóle w wyglądały media za lat kilka czy kilkanaście. Jednak w ostatnim czasie były pokolenia dziennikarzy, którym się udało.
Bez wątpienia falą pokoleniową, która odniosła największy sukces było pokolenie dziennikarzy, które wchodziło do zawodu zaraz po przemianach ustrojowych. Oni trafili na podatny grunt. Nastąpił proces wypłukiwania z rynku tych, którzy reprezentowali minioną epokę. Nowe pokolenie wchodziło w ich miejsce i rozpychało się na nim. Druga fala pokoleniowa nadeszła wraz z pojawieniem się internetu. To było miejsce dla młodych ludzi. Takich zresztą szukały zakładane wówczas portale, bo nie wszyscy dziennikarze wtedy chcieli lub potrafili przestawić się do pracy w nowych mediach. Młodym dziennikarzom było w naturalny sposób łatwiej. I z tego skorzystali.
Jakie są największe zagrożenia w kształceniu przyszłych dziennikarzy?
Paradoksalnie największym zagrożeniem jest postęp technologiczny. Trudno uczyć młodych dziennikarzy bez możliwości dostępu do nowoczesnego, profesjonalnego sprzętu, a to są naprawdę duże koszty, na które nie wszystkie uczelnie stać. Możemy – mój wydział – kupować nowoczesny sprzęt ze środków pozyskanych ze studiów zaocznych, ale studiujących w ten sposób jest coraz mniej. A sprzęt starzeje się bardzo szybko. Pracownie – głównie telewizyjne – przygotowane przez niektóre uczelnie kilka lat temu, dzisiaj dysponują już urządzeniami przestarzałymi. Przecież nie można uczyć studentów na sprzęcie archaicznym, którego nie ma już w mediach. To mija się z celem i zmniejsza atrakcyjność uczelni.
Drugim zagrożeniem jest internet i wynikający z niego brak zainteresowania gatunkami i formami dziennikarskimi. Bez tego trudno mówić o profesjonalnym rozwoju.
A coś dla nas może być źródłem optymizmu?
Trzeba pamietęać, że to są studia pierwszego kontaktu. Choćby z tego punktu widzenia są one dla wielu ważne. Można poznać ten zawód od wewnątrz, a nie tylko naskórkowo.