BŁAŻEJ TORAŃSKI: Miesięcznik PRESS przepytał studentów dziennikarstwa i opracował raport. Wynika z niego, że 46 proc. ankietowanych nie ogląda telewizji; 33,8 proc. nie czyta prasy; 15,1 proc. nie słucha radia, za to wszyscy korzystają z Internetu. Zaskoczyło to Pana?
KRZYSZTOF GURBA: Nie, to mnie kompletnie nie zaskakuje. To jest oczywista obserwacja, normalne zjawisko, szczególnie w pokoleniu, które obecnie wchodzi do zawodu dziennikarskiego. Pytanie tylko, czy ma nas to przerażać, czy wręcz przeciwnie – dawać nadzieję. Mnie nie przeraża. Pogodziłem się z rzeczywistością. Wiem, że tak jest. Jednym z błędów tego badania jest, że nie wiemy, kto był badany.
Ankietę wypełniło 191 studentów dziewięciu uczelni w całej Polsce. Mają od 17 do 26 lat.
Ale wyniki zależą od tego, na którym są roku studiów.
72,8 proc. studentów zadeklarowało, że chce pracować w zawodzie dziennikarza. Czy możemy być spokojni o swoich następców?
Spodziewałem się, że 100 proc. chce zostać dziennikarzami. Zwykle pytam o to na pierwszych zajęciach i wszyscy – z większym lub mniejszym wahaniem, zerkając na siebie –podnoszą ręce. Po to na te studia przyszli. To bardzo pozytywne, dobra motywacja, że chcą zostać dziennikarzami. Inna sprawa, ze nie muszą studiować dziennikarstwa, aby zostać dziennikarzami. Ale to jeszcze nie odpowiada na pytanie, czy mamy się obawiać o przyszłość zawodu. Nie liczy się bowiem ilość, tylko jakość.
No właśnie: jakość. Nie ma powodów do obaw, że młodzi „nic nie umieją, nie potrafią, nie wiedzą”?
Złe studia dziennikarskie potrafią zepsuć największy talent i potencjał. To badanie, z punktu widzenia przyjętej metody, jest, delikatnie mówiąc, nieprecyzyjne. Zwłaszcza, gdyby je porównać z badaniami warstwowymi prof. Agnieszki Stępińskiej z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, całkiem świeżymi, bo z 2013 roku. Tam o oczekiwania i pojmowanie zawodu zapytano około sześćset osób, z 19 tys. studentów dziennikarstwa i komunikacji społecznej w Polsce. Z badaniami PRESS jest tak, jakby spytać „jak się jeździ?” tych, którzy właśnie rozpoczęli kurs na prawo jazdy i tych, którzy są tuż przed egzaminem. Te porównania do siebie nie przystają. Dlatego badani często odpowiadają w stylu „jak mały Jaś wyobraża sobie dziennikarstwo”.
To prawda z tym Jasiem, ale takie są prawidłowości. Raport je pokazuje nawet w tym naiwnym pojmowaniu zawodu. Najwięcej z wypytanych przez PRESS wybiera ten zawód, bo ich zdaniem „dziennikarz dużo podróżuje po świecie i wpływa na opinię publiczną”. Ponadto „dziennikarz może poznawać i robić wywiady z celebrytami”. Czy są to zdrowe motywacje?
Dla mnie oczywiście tak. Jestem nimi zachwycony, jeśli nie są sformułowane tak powierzchownie, dziecinnie. W raporcie można się także dopatrzeć dwóch najważniejszych motywacji: misji, czyli mają cel społecznie użyteczny, nie myślą tylko o swojej sławie, ale i o „dobru ludzkości” i – jeszcze ważniejsza – pasja. Chęć podróżowania też jest pasją. Niech im będzie. Na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie robię wszystko, aby studenci żyli pasją, żeby w nich nie wygasła, bo to jest najsilniejszy motor działania, z tego rodzi się wszystko co dobre w dziennikarstwie.
Wspomniał Pan o misji. Wysoko, bo jako trzecią motywację wymieniają potrzebę „pomagania pokrzywdzonym przez władze/system obywatelom”. To krzepi?
Krzepi. Bardzo mnie to cieszy. Różnie jednak rozumie się misję w nurtach dziennikarstwa. Mówię studentom, że można dziennikarstwo kontynentalne przeciwstawić brytyjskiemu i amerykańskiemu. W starej, europejskiej szkole – niemieckiej lub francuskiej – dziennikarz jest społecznie użyteczny, ma do spełnienia zadanie, że ma być przywódcą społeczeństwa. W szkole brytyjskiej misja sprowadza się do kontroli społecznej, obywatelskiej, ostrzegania i czuwania nad wartościami. Jestem jej zwolennikiem i tego uczę studentów. Oni także nie chcą być przywódcami wiodącymi lud na barykady. Chcą kontrolować władzę, patrzeć jej na ręce i ostrzegać.
Zdecydowana większość (41,7 proc.) ankietowanych przez PRESS chciałaby pracować w Internecie. Wyjaśniają, że „Internet to przyszłość, daje najwięcej możliwości. Nastał czas nowych mediów”. Ledwie jedna trzecia wybiera radio i telewizję. Czy nie zwiastuje to śmierci papieru, gazet codziennych, o czym do znudzenia mówi się od lat?
Rzeczywiście papierowe wydanie dziennikarstwa, dla mnie najpiękniejsze, odchodzi w przeszłość, staje się hobby. To jest naturalne i nie będziemy zawracać Wisły kijem. Jest też inny aspekt: tradycyjne media elektroniczne gdzieniegdzie zaczynają przegrywać z mediami społecznościowymi albo w ogóle z Internetem. Po części jest to efekt konwergencji mediów, upodabniania się ich. Ciekawe jest także takie zjawisko: jeśli podważy się zaufanie do mediów tradycyjnych, głównie publicznych, to – dla przeciwwagi – wzrasta zaufanie do mediów społecznościowych. W Niemczech, w Finlandii czy w Brazylii, gdzie są mocne media publiczne, zaufanie do mediów tradycyjnych się utrzymuje, w krajach takich, jak Włochy czy Polska wzrasta zaufanie do mediów społecznościowych. Wzrastające zaufanie do mediów internetowych jest trendem światowym. Ani mnie to nie dziwi, ani nie przeraża. Wynika to z dostrzegania wartości w niezależności. Profesjonalni dziennikarze, ale i studenci dziennikarstwa, chcą być niezależni. A największą gwarancję niezależności dają media społecznościowe. Nie tylko nie odciągam swoich studentów od Internetu, wręcz przeciwnie – wpycham ich do niego, jeśli w takiej formie chcą realizować swoją niezależność. W raporcie PRESS zabrakło mi pytania o niezależność. W badaniach prof. Agnieszki Stępińskiej była to jedna ze wskazanych wartości dziennikarskich. Pośrednio możemy wnioskować, że z pragnieniem niezależności u badanych przez PRESS jest średnio. Dlatego, że te wypowiedzi są bardzo mainstreamowe. Wywodzą się z mediów głównego nurtu. Jeśli bowiem ci studenci cokolwiek czytają, to „Gazetę Wyborczą” i „Newsweek Polska”.
Ponadto „Przegląd Sportowy”, „Politykę” i „Rzeczpospolitą”.
Jeśli coś oglądają, to „Fakty” TVN, a słuchają RMF FM i Radia Zet. W Internecie czytają Onet i Wirtualną Polskę. Na pytanie o wymarzonego mentora w zawodzie dziennikarza na pierwszym miejscu wymieniają Jarosława Kuźniara.
Ex aequo z Mariuszem Maxem Kolonko.
To jest akurat ciekawe. Ale i tak w czołówce są dziennikarze mainstreamowi: Kuba Wojewódzki, Jacek Żakowski, Filip Chajzer, Tomasz Lis. Jedno jest pewne: większym jest dla nich mentorem Kuźniar, aniżeli Ryszard Kapuściński czy Hanna Krall. Wśród najbardziej znanych dziennikarzy prasowych wymieniają Tomasza Lisa. To jest mentalność mediów głównego nurtu. Na to nic nie poradzimy. Moi studenci z taką samą wiedzą na studia przychodzą. Ważne, żeby po studiach zachowali swoja niezależność.
Mówi Pan o niezależności i misji. Z omawianego przez nas raportu wynika, że najwięksi idealiści decydują się chyba na radio. „To medium, w którym czuć duszę”, „ma magię” – argumentują.
Rzeczywiście radio jest chyba najmniej narażone na celebrytyzm, dzięki czemu nie traci na wartości przez lukrowanie. Przez cepeliadę. Poza tym radio ma w sobie wartość, której nie da się zastąpić: wyobraźnię. Radia słuchamy, ale resztę musimy sobie dopowiedzieć. Dobre dziennikarstwo prasowe także w dużej mierze opiera się na tworzeniu materiału, który jest podstawą do świata wyobraźni. W radiu jest to ewidentne. Naturalnie działa na ciekawość i wyobraźnię. Wiele do warstwy słownej trzeba dodać. Niestety, na studiach coraz mniej mamy pasjonatów radia. Ale mamy świetne radio studenckie i wykładowców, którzy potrafią zarazić radiem, ukształtować przekonanie, że jest to medium specjalne. Dziennikarstwo radiowe jest specjalnym mistrzostwem.
Na telewizję z kolei decydują się, bo „jest najlepiej płatna”, „najbardziej prestiżowa w oczach społeczeństwa”, „można się tam wypromować”, „politycy się jej boją”. Przyciąga ich cepeliada?
Przede wszystkim – sława. Chęć pokazania się, potrzeba ekshibicjonizmu. Nie widzę w tym niczego złego. Często jednak studenci tak myślą do chwili, kiedy nie zderzą się z rzeczywistością. Wtedy rozumieją, że droga do telewizji jest często przypadkowa. Że świat, jaki widzą przez pryzmat kilkunastu gwiazd telewizyjnych nie przystaje do tego, który jest w telewizjach regionalnych. 89,9 proc. zbadanych przez PRESS uważa, że najlepiej zarabia się w telewizji. Niech spytają o to dziennikarzy Telewizji Kraków. Kiedy dowiedzą się, jakie są stawki, zrozumieją, że to jest bardziej wolontariat, aniżeli praca zarobkowa (śmiech). Równocześnie zrozumieją, że dobrą robotę dziennikarską można wykonywać za marne pieniądze. Mity rozpadną się. Na mojej uczelni staramy się tak ich przygotować do zawodu, aby najłagodniej przeżyli zderzenie z brutalnym światem mediów. Aby zrozumieli, że to nie tylko splendor, ale kawał ciężkiej roboty do wykonania.
Sprowadzenie z chmur na ziemię jest chyba najważniejszym zadaniem wykładowców, bo z raportu wynika, że studenci są niezwykle roszczeniowi. Oczekują pełnego etatu (68,3 proc.), dodatkowych szkoleń, ubezpieczenia zdrowotnego, służbowego komputera, telefonu, karnetów na siłownię i basen. Pańscy studenci też mają takie oczekiwania?
Nie, oni to wszystko dostają, ale pod takim warunkiem, że nie idą do dziennikarstwa, tylko do korporacji (śmiech). Żartuję, bo tego nie dostaną. Dziennikarstwo jest jednym z najbardziej stresogennych, trudnych zawodów. Roszczeniowość szybko im po studiach mija. Ale, jeśli mają wysokie aspiracje, to popieram. Ambitne plany, brak obaw, zdecydowanie czy nawet przebojowość, to są bardzo dobre cechy. Wspieram ich w tym i otwieram nowe perspektywy. Mówię: jeśli nie będziesz pracował w Polsce, to na świecie.
Czy kolejne pokolenie dziennikarzy będzie silnie społecznościowe? Aż 46 proc. studentów myśli, że „praca dziennikarza polega na śledzeniu mediów społecznościowych i wyciąganiu stamtąd informacji”. Jest jednak i dobra wiadomość: 63, 3 uważa, że jest to praca w terenie i polega na rozmowach z ludźmi.
To jest pocieszające, że chcą wyjść do ludzi. Że nie myślą: posiedzę za biurkiem, wykonam kilka telefonów i będę miał tekst. To fajnie, że deklarują ruchliwość, mobilność. Dobre jest także to, że chcą pracować w sieci. Taki jest trend. Sieć na tym zyska.