Z Jackiem Łęskim o drodze od dziennikarstwa do PR–u i odwrotnie rozmawia Błażej Torański.

Czy aktor może być równocześnie recenzentem?

A dlaczego nie?

I recenzować swoje role?

Teoretycznie może, ale pytanie, czy ta recenzja będzie obiektywna. Swoich ról nie powinien recenzować.

No właśnie. Chodzi o bezstronność. W Twojej nocie w Wikipedii przeczytałem, ze Jesteś równocześnie dziennikarzem i PR–owcem. Tak można?

Nie odpowiadam za wpis w Wikipedii, bo to oczywiste, że albo można być PR–owcem, albo dziennikarzem. Jestem dziennikarzem i zawód PR–owca zawiesiłem na kołku.

Ot, tak, z soboty na niedzielę? Zrezygnowałeś z prowadzenia Agencji Influent PR?

Tak.

Kiedy Wirtualnemedia podały o Twoim powrocie do dziennikarstwa – przed laty byłeś znanym autorem tekstów śledczych – Michał Majewski napisał na Twitterze: „To głęboko nieetyczne zawodowo. I prowadzi do jeszcze większej degrengolady dziennikarstwa. Dziwię mu się”. Miałeś poczucie winy?

Absolutnie nie. Zdziwił mnie ten wpis, bo Michał doskonale mnie zna. Spotykałem się z nim – dziennikarzem, jako piarowiec – wielokrotnie. Nie przekazywałem mu żadnych błędnych informacji, nie namawiałem do pisania nieprawdy. Uważam, że zachowywałem się przyzwoicie i nie ma powodu, aby mnie źle oceniać. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Michał zna kulisy mojej działalności. Równocześnie współpracuje blisko z ludźmi, którzy mają większe powody do wstydu, aniżeli praca w public relations. Nie przeszkadza mu kryminalna przeszłość bliskiego współpracownika, Sylwestra Latkowskiego, który był szefem zorganizowanej grupy przestępczej, a przeszkadza moja działalność w PR.

Nie wypominajmy już Latkowskiemu jego przeszłości. Odpokutował. Jego kara dawno uległa zatarciu. Poszła w niepamięć.

Co do Latkowskiego się nie zgadzam. Jest bardzo dużo do wyjaśnienia.  Michał Majewski doskonale wie, że nie wybrałem działalności w PR z własnej woli, tylko taka była moja życiowa konieczność.

No tak, zawód dziennikarski Cię wypluł. Po głośnym tekście w „Życiu”, „Wakacje z agentem”, żadna redakcja nie chciała Cię zatrudnić. 

Z własnej woli nigdy bym z dziennikarstwa nie odchodził. Przez rok jednak nie miałem środków do życia. Chodziłem od redakcji do redakcji. Przygarnęli mnie przyjaciele, którzy  rozpoczynali przygodę z PR.

Skąd jednak wzięły się wobec Ciebie tak liczne zarzuty po powrocie do dziennikarstwa? Na przykład, że nie powinieneś wypowiadać się na temat koncernów i kontraktów zbrojeniowych, bo pracowałeś dla tej branży jako pijarowiec. Z zawiści? Z zazdrości?

Podejrzewam raczej, że wielu dziennikarzy ma wykrzywione pojęcie o PR-rze. Z pewnością mogli spotykać pr-owców, którzy zachowywali się podejrzanie. Stąd przekonanie, że wszyscy w PR zachowują się podobnie. Dominuje pogląd, że PR jest przeciwieństwem dziennikarstwa i jego głównym celem jest wciskanie dziennikarzom głupot do głowy.

Tak niejednokrotnie bywa.

Ja się takim pijarem nie zajmowałem. Jest jeszcze jedna rzecz. Wielu dziennikarzy ma przekonanie, że bycie pr-owcem to jest dolce vita, nie wiadomo jak wielkie pieniądze To fałszywy obraz.

Akurat pieniądze bywają wielkie. Dwaj bardzo znani przed laty dziennikarze śledczy na „dzień dobry” żądają sto tysięcy miesięcznie. Realizowali już milionowe kontrakty, np. z PZU.

To jest raczej wyjątek niż reguła. A wracając do tego z czym mi się kojarzy PR, to raczej porównałbym pr-owca do adwokata, który występuje w czyimś imieniu przed sądem czy opinią publiczną. Tłumaczy, dlaczego ich klient postąpił tak, a nie inaczej. I zazwyczaj dotyczy to osób podejrzewanych o niecne czyny. Ale przecież nie oznacza to, że adwokaci to niegodziwcy, którzy mieszają innym w głowach. Adwokaci przecież bronią także ludzi niesłusznie oskarżonych, którzy wpadli w tarapaty nie z własnej winy i nikt nie ma problemów z etyczną oceną ich postawy. Powiem tak: swoją działalność w PR traktowałem, jako przedłużenie pracy dziennikarskiej. Widziałem w tym sens, gdyż zazwyczaj moi klienci mieli kłopoty w biznesie, bo nieetycznie postępowali ich konkurenci. Były to przeważnie prywatne firmy, które potrzebowały wsparcia medialnego. Nie miałem poczucia, że jedynie zarabiam pieniądze, ale przekonanie, że służę dobrej sprawie, komuś pomagam. Prawda jest taka, że nie tylko pr-owcy potrafią być nieetyczni …

… dziennikarze także?

Owszem, ale czy jest to powód, żeby wszystkich dziennikarzy uważać za manipulantów? Pracując w public relations spotkałem się z takimi rodzajami świństw ze strony dziennikarzy, jakich nigdy nie widziałem u żadnego pijarowca.

Podaj przykład.

Znany tygodnik opinii napisał dwa teksty o firmie, którą reprezentowałem, a brała ona udział w procesie publicznie obserwowanym. Teksty były pozytywne, zgodne z prawdą. Po dwóch tygodniach przysłali fakturę, podpisaną przez redaktora naczelnego a zarazem prezesa–wydawcę. Szczęka mi opadła.

Nie zaznaczyli, że reklama? Że promocja? Chcieli kasy za dziennikarskie teksty?

Ależ skąd. Znam więcej takich przypadków.

Nie ma już według Ciebie – w czasach kruchego rynku pracy – przechodzenia na drugą stronę rzeki? Odejście z dziennikarstwa do pijaru nie jest już  biletem tylko w jedną stronę?

Nie dziwię się, że to budzi kontrowersje. Nie za każdym razem przechodzenie z PR do dziennikarstwa jest do zaakceptowania itd. Oczywiście równoczesne wykonywanie działań pijarowca i dziennikarza jest nieetyczne. Daleki jestem od generalizacji lekceważenia wątpliwości jakie można mieć w takich przypadkach. Tłumaczę tylko, dlaczego ja miałem prawo tak zrobić. Kiedy dostałem możliwość powrotu do mediów, odstawiłem aktywność w PR i wróciłem do swojej pasji.

Od marca tego roku realizujesz w telewizyjnej Jedynce program „Chodzi o pieniądze”. Prostym językiem tłumaczysz zawiłości gospodarki. W maju podano pierwsze wyniki oglądalności. Twój program śledziło średnio 788 tys. widzów. O 360 tys. mniej, aniżeli poprzedni program w tym samym paśmie i czasie.  W TVN w tym czasie wyprzedzały Cię „Kuchenne rewolucje”, w Polsacie serial paradokumentalny „Zdrada”. Smutny wynik.

Przyczyn jest wiele. Taki jest los programu, którego widzowie jeszcze nie znają. Mój program jest bardziej wymagający, aniżeli rozrywka, z którą konkuruję. Po pierwszej, przedwakacyjnej serii „Chodzi o pieniądze”, Telewizja Polska zleciła badania na dwóch grupach: tych, którzy oglądali program i na potencjalnych widzach. Ci drudzy, po obejrzeniu, stwierdzili: świetny program, ale nic o nim nie wiedzieliśmy. Taki program wymaga czasu na zbudowanie marki i regularności, a raz był nadawany co dwa tygodnie, innym razem w cyklu trzytygodniowym. Zmieniono też dzień nadawania – z czwartku na poniedziałek – i godzinę. Najbardziej popularne programy Telewizji Polskiej – jak na przykład „Express reporterów” czy „Sprawa dla reportera”, niezależnie od tego, że pochylają się nad nieszczęściami Polaków, co wzbudza emocje – mają stałe terminy emisji od dwudziestu lat. Prostych programów ekonomicznych, jak mój – gdzie tłumaczę, jak można zarobić i stracić, co się dzieje z naszymi pieniędzmi – jest, jak na lekarstwo. A w USA mają one bardzo dużą widownię. Pieniądze interesują każdego i chociaż szczęścia nie dają, każdy chciałby się o tym sam przekonać. Niech ci, którzy kwestionują mój powrót do zawodu ocenią, czy program „Chodzi o pieniądze” jest bezstronny, uczciwy i profesjonalny.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl