Zaskoczyła mnie wiadomość, że Radio Lublin ma redakcję reportażu. Żyłem w przekonaniu, że po śmierci Radiokomitetu taka redakcja przetrwała wyłącznie w Polskim Radiu w Warszawie. Jak to się stało, że redakcja reportażu ocalała w Lublinie?
Ona nie ocalała, ale została utworzona. Stało się to właśnie w roku 1993 gdy rozwiązano Radiokomitet, a regionalne rozgłośnie uzyskały samodzielność. Jednak tradycja reportażu w Lublinie jest dużo starsza. Od lat 60. „podwaliny” pod rozwój gatunku kładli tak znani reportażyści jak Janusz Danielak, Janusz Weroniczak i Zbigniew Stepek. W 1964 powstał doskonały, aktualny do dziś dokument „Traktat o czasie” tandemu autorskiego Weroniczak/Danielak, który reprezentował radiofonię polską na konkursie Prix Italia. Potem było kolejne pokolenie reportażystów związane z Redakcją Wiejską, którą kierował Janusz Winiarski. W tej redakcji uczyły się warsztatu Anna Kaczkowska i Małgorzata Sawicka. Gdy Janusz Winiarski został pierwszym Prezesem Regionalnej Rozgłośni Polskiego Radia w Lublinie utworzył Redakcję Reportażu, bazując na ludziach, którzy wrócili do rozgłośni po przerwie w latach 80. Pierwszą szefową została Małgorzata Sawicka i… zaczęła wychowywać kolejne pokolenie reportażystów. W tej chwili w redakcji pracuje pięć osób: Katarzyna Michalak – kierująca zespołem, Agnieszka Czyżewska Jacquemet, Monika Hemperek, Mariusz Kamiński, Monika Malec. Od niedawna towarzyszy nam Mateusz Sadowski - współpracownik. Młody człowiek również zafascynowany opowiadaniem o świecie dźwiękiem. Ta sztafeta pokoleń oparta jest na relacji mistrz – uczeń co gwarantuje ciągłość i wysoki poziom powstających prac. Tradycja jest tak silna, że w środowisku już od wielu lat mówi się o Lubelskiej Szkole Reportażu.
Czy to znaczy, że jedynym zadaniem dziennikarzy redakcji jest robienie reportaży bez innych obowiązków?
Mamy komfortową sytuację, bo cały nasz czas możemy poświęcić reportażowi. Sporadycznie zajmujemy się współpracą z Redakcją Aktualności bądź Publicystyki Społeczno - Kulturalnej.
Wiecie, że jesteście w absolutnie uprzywilejowanej sytuacji jak na rozgłośnie regionalne?
Wiemy, bo oprócz Lublina, w rozgłośniach regionalnych, osobna Redakcja Reportażu istnieje jeszcze tylko w Białymstoku. (śmiech) Bardzo dziękujemy wszystkim kolejnym zarządom, prosimy o jeszcze i obiecujemy, ze będziemy trzymać poziom. Myślę, że mamy się czym pochwalić jako Redakcja. Kilka międzynarodowych nagród w tym najważniejsza - radiowy Oskar - Prix Italia dla Katarzyny Michalak i Prix Europa, które otrzymała wraz z Moniką Hemperek. Mamy w redakcji trzech stypendystów Europejskiej Unii Nadawców i trzech Reportażystów Roku. Nagrodę Wolności Słowa SDP dla Anny Kaczkowskiej i podwójne nagrody SDP dla Mariusza Kamińskiego za audycje historyczne. Monika Malec otrzymała nominacje do tytułu Reportażu Roku. Tegoroczna nagroda SDP im Aleksandra Milskiego przyznawana redakcjom mediów lokalnych za „podejmowanie tematów ważnych dla ich społeczności” to wielki zaszczyt dla całej redakcji. Tym bardziej że większość poruszanych tematów nawet tych, które zdobywają potem międzynarodowy rozgłos, związana jest właśnie z regionem. Uniwersalność historii w reportażu nie kryje się w wielkich globalnych wydarzeniach lecz w losie pojedynczego człowieka. Reportażysta musi go tak przedstawić aby słuchacz mógł się w tej opowieści odnaleźć, utożsamić z całością lub częścią, dotknąć metafory lub zrozumieć mechanizmy działania. Nasz region ze względu na historię i teraźniejszość jest prawdziwą kopalnią tematów. O dorobku i pozycji redakcji może też świadczyć fakt, ze w tym roku w maju jesteśmy gospodarzami 41 Międzynarodowej Konferencji Reportażu, na która przyjadą między innymi reportażyści z BBC, Radio France, radiofonii skandynawskich, niemieckich i amerykańskich. Wcześniej tego typu spotkania odbywały się w Londynie, Berlinie, Bazylei czy Oslo.
Ile miejsca na antenie Radio Lublin poświęca na reportaż?
Codziennie od poniedziałku do czwartku mamy stałe godzinne pasmo od 18 do 19. W niedzielę spotykamy się ze słuchaczami między 14 a 15. Z tym, że audycja niedzielna jest specyficzna. Nazywa się „Drzewo rodzinne” i ma formę „parareportażu”. Prezentujemy w niej tradycje, przekazy rodzinne, ciekawe wielopokoleniowe historie. Słuchacze bardzo ją lubią.
A ile jest premier w miesiącu?
Mamy prawo do dwóch premier w miesiącu na każdego członka redakcji, ale ze względu na pracochłonność formy jaką jest reportaż często nie jesteśmy wstanie tego wykorzystać. Wtedy korzystają z tego czasu nasi współpracownicy i dziennikarze z innych redakcji.
Jest coś co mnie zawsze zadziwia w polskim reportażu radiowym. Jak to się dzieje, że zajmują się tym głównie kobiety? U was jest to samo. Cztery do jednego dla pań.
Może dlatego, że to bardzo trudne i nie zawsze popłatne… A może dlatego, że jest to też materia bardzo delikatna, związana z ludzkimi emocjami. Kobiety nie boją się, nie wstydzą się emocji potrafią je okazywać i je przyjmować, potrafią równocześnie mieć do nich większy dystans. Ta umiejętność obchodzenia się z emocjami jest kluczowa, szczególnie w reportażu radiowym, który ma do dyspozycji tylko lub aż dźwięk… lub ciszę. Reportażysta radiowy za ich pomocą musi stworzyć teatr wyobraźni przenieść słuchacza do miejsca, którego nigdy nie widział. Poruszyć odbiorcę stworzyć most emocjonalny pomiędzy nim a bohaterem opowieści. Dźwięk jest ulotny ale emocje zapadają w serce i w pamięć. Trzeba też pamiętać, że reportaż zaczyna się tam gdzie kończy się informacja o tym co, gdzie i kiedy, a zaczyna się pytanie dlaczego, jakie są przyczyny i skutki, co z tego wynika. Reportażysta zadaje pytania wtedy gdy dziennikarz informacyjny kończy swoje zadanie. Reportaż to też często oddawanie głosu ludziom, których nikt nie słucha. Mówienie głośno o sprawach trudnych, których nikt nie chce przyjąć do wiadomości.
Właśnie. Macie na koncie sukcesy w reportażu interwencyjnym. „Ciepłe wnętrza” spowodowały błyskawiczną pomoc dla osieroconego rodzeństwa, którym opiekuje się ich nastoletnia siostra. To wy organizowaliście tę akcję?
Nie, nie prowadzimy zorganizowanych akcji. Dobry reportaż mówi sam za siebie i tu wracamy do emocji… Bardzo często po wysłuchaniu audycji następuje odruchowa reakcja słuchaczy. W tym wypadku audycja poruszyła bliższych i dalszych sąsiadów osieroconych dzieci. Sami zaczęli się zgłaszać do nich z ofertą pomocy. Potem temat podchwyciły inne media i sprawa poszła „w Polskę”. MOPS założył konto i wszystko zakończyło się wyremontowaniem domu. My jesteśmy takim czerwonym sygnałem mówiącym: „Uwaga! Tu można zrobić coś dobrego”. Reszta to reakcja słuchaczy.
Zainteresował mnie Pani reportaż „Przystanek Inny”. Zarejestrowała Pani jakie emocje budzi fakt, że przez kilka dni w lubelskiej komunikacji miejskiej komunikaty z nazwami przystanków czytali nie wynajęcie lektorzy, ale imigranci. Czeczeńcy.
Tak czytali je po polsku, ale ze słyszalnym wschodnim akcentem wynikającym z tego, że pierwszym słowiańskim językiem z jakim się zetknęli był rosyjski. To była audycja o granicach akceptacji. O tym jak my możemy się przejrzeć w oczach Innego i czego się wtedy dowiadujemy o samych sobie.
Kto wpadł na pomysł tego komunikacyjnego happeningu i zbadania reakcji pasażerów?
Reportaż to był oczywiście mój pomysł, ale zrodził się gdy usłyszałam jak Czeczeni ćwiczą w naszym studio przed nagraniem. Natomiast pomysł samego happeningu był autorstwa wrocławskiej artystki Karoliny Frejno w ramach projektu „Rozdroża”.
Poświęcacie dużo miejsca wielokulturowości i mniejszościom narodowym. Dlaczego?
Nasz region, jak i reszta kraju, jest obecnie bardzo jednolity narodowościowo, ale historycznie taki nie był. Ciekawi nas czego możemy się nauczyć patrząc na to jak te różne kultury i tradycje współistniały ze sobą przez setki lat i jak kruche było to współistnienie. Wielokulturowość jest bardzo ciekawa dla reportażysty, ale często trudna dla osób, które w niej żyją.
Mówimy o terenach zamieszkałych kiedyś licznie przez Rusinów i Żydów…
… także przez Białorusinów i niemieckich osadników. To był tygiel, którego już nie ma, więc zbieramy te okruchy, ślady, które pozostały i staramy się żeby z tego wynikało coś dla nas. Tu i teraz. Uważam bowiem, że nawet jeżeli reportaż dotyczy bardzo odległej przeszłości musi poruszać współczesnego człowieka. Reportaż to nie jest tylko dokumentacja faktów, tym zajmują się historycy. To jest raczej dokumentacja tego co dzieje się w ludzkim sercu, ludzkiej głowie, gdzieś „pomiędzy uszami”.
Jakie są reakcje słuchaczy? Wiemy przecież, że wielokulturowość ściany wschodniej zakończyła się brutalnie i krwawo.
To trudne pytanie i nie wiem jak odpowiedzieć. Reakcje są… różne takie jak reakcje ludzi w autobusach, którzy usłyszeli dobrze znane nazwy czytane z innym akcentem. Jedni nie mają kłopotów z akceptacją Inności. Dla części to jest sprawa zupełnie obojętna. Są też osoby o osobistych lub rodzinnych bardzo złych doświadczeniach, którym ze zrozumiałych względów trudno spojrzeć na świat oczami Innego. I są ci, w których wszelka Inność budzi agresję tylko dlatego że jest inna. I myślę że te schematy zachowań niezmiennie dobrze się mają… od wieków.
Jeszcze raz gratuluje nagrody i ze względu na waszą unikatową redakcję życzę utrzymania status quo.
Nie, proszę życzyć rozwoju.
No to życzę.
A ja dziękuję.