Kucamy, choć nas leją z lewa i prawa.
„Nasz Dziennik” pokazał zdjęcie odważnego człowieka. Denis Lisow nie dał sobie odebrać dzieci. A my naszego walecznego konsula w Norwegii poświęciliśmy w imię rury-pipy.
Grzeczna polityka to nie tylko wstyd, ale i naiwność. To ciele potulne co to niby dwie matki ssie to również dziennikarze i media. Patrzę na zdjęcie dzielnego i skutecznego faceta. Walczył o swoje dzieci. Na szczęście znalazł się mądry sędzia Pani Żaneta Seliga-Kaczmarek. Taki mini polsko-rosyjski sojusz przeciw muzułmańsko-liberalnemu po szwedzku. I jeszcze katolicka gazeta się dołożyła piórem Pani redaktor Pauliny Gajkowskiej. Brawo! Tak trzymać!
Jednak nie zawsze jest tak miło. Do szkół wpuszcza się agitatorów serwujących dzieciom wiedzę, do której uczniowie powinni stopniowo dorastać. Zresztą cały edukacyjny konflikt władza-nauczyciele to żenujące widowisko. Ambicje, ambicyjki i puste obietnice. Gdyby rzecz toczyła się na poziomie żłobka, można by liczyć, że maluchy by nie zrozumiały. Ale uczniowie zapamiętają tę lekcję. Jedna i druga strona konfliktu błaźni się na ich oczach. I jak tu szanować potem dorosłych, skoro oni sami nawzajem zupełnie się nie szanują.
Wychodzący na negocjacje politycy, choćby nie wiem jak ładnie się ubrali, tracą więcej niż myślą. Ich wątpliwy autorytet – pal sześć. Niestety traci „dobra zmiana”, przez złotoustych partaczy staje się nieskuteczna i mało wiarygodna. Błędy personalne się zdarzają, ale trzeba je szybko korygować. Tęsknota za sytą Brukselą nie może usprawiedliwiać porzucenia przyjętych obowiązków. Bezpieczeństwo społeczeństwa, edukacja dzieci to priorytety. Ludzie to wiedzą, widzą co się dzieje i oceniają. Kara może być bolesna.
Pozycja kuczna dobra jest przy defekacji. Jeśli wpuszczamy do naszego kraju niegrzecznego gościa, trzeba mu dobitnie wytłumaczyć niewłaściwość postępowania. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych to już niechlubna tradycja ostatnich lat. Najpierw bardzo zawodowo dojrzały wice stał jak żona Lota, gdy przy nim inny ważny wygłaszał mowę o polskich obozach koncentracyjnych. Teraz lekceważy się uchwałę Kongresu USA nr 447! Polonia w Stanach alarmuje, a w Alei Szucha – śpią. Chrapanie niesie się, ale jakoś nie budzi. Zapewnia się nas, że nic to!
Ale nie będzie już tych, którzy to mówią, gdy wredne wobec Polski żądania zaczną być egzekwowane. Miały nas bronić onegdaj Anglia i Francja, Rydz machał buławą, a zgrzybiał schowany za szafą. Demokracja to wspaniała rzecz. Ale za chwilę wcale nie demokratycznie będzie do śmiechu Ukraińcom, gdy „na tronie” zasiądzie im komik.
Anglicy jawią się teraz wszem i wobec jako „najbardziej zdecydowani” osobnicy. Chcieliby wyjść na siedząco – ale tak się nie da. Niemcy się okrutnie spacyfikowali. Kucają przed radykalnym islamizmem. Krzyczeli jeszcze niedawno „trzy razy K: Kinder, Küche, Kirch”. Teraz mówią k… mać, co myśmy z naszym krajem zrobili. Francuzi po de Gaulle’u i innych zaczęli dla odmiany wybierać napoleonków. Wyniki, na żółto, widzimy raz na tydzień na ulicach. Na razie najbardziej brutalna policja świata – czyli francuska – protestującym wybija oko po oku. Już kilkudziesięciu obywateli w kraju Joanny d’Arc będzie chodzić z czarną opaską. Ale myślę, że w końcu Francuzi przypomną sobie tradycje walki społecznej. I co wtedy się stanie?
Wróćmy jednak do naszych baranów. Dziennikarze przy wyborach, licznych wkrótce, będą potrzebni politykom. Ciekawe jak się sprawią. Oby nie tak, jak pewna nasza koleżanka, która głaskała na fonii posła nieroba, dając mu ględzić i pozwalając, by odpowiadał w czasie radiowego wywiadu na żywo co mu ślina na język przyniesie.
Kampania wyborcza może być wartościowa i ciekawa. O ile dopuści się prawdziwych dziennikarzy, a uwiąże na sznurku PR-owskie pieski, łase by podać łapę i pogłaskać po łebku.
15 IV 2019 Stefan Truszczyński