Święto Ofiarowania Pańskiego, przypadające na 2 lutego, to czas kiedy przestajemy śpiewać kolędy, ściągamy bańki i wynosimy z salonu drzewko. Można też ten okres, związany z miłością i pokojem podsumować. Czy czegoś nas nauczył?
Nauczył abyśmy się bali, a straszaków nie brakowało. Za upiora wPolityce.pl robił Ryszard Makowski. Miłośnik zasmażki z kabaretu OT.TO imputował, że nawet za „komuny” nie było tak intensywnej walki z tradycją Bożego Narodzenia, jakiej doświadczamy obecnie.
Przesłanką do takich przemyśleń stała się impreza grudniowa w SGH-u, gdzie zamiast spotkania opłatkowego, zorganizowano świeckie spotkanie świąteczne. Aby zwiększyć wydźwięk przekazu, przywołana została też rajczyni miejska, która ubolewała nad publicznym spotkaniem wigilijnym z księdzem i opłatkiem, itd. Satyryk podsumowuje, że za komuny „nikomu by jednak nie przyszło do głowy by w jakikolwiek sposób przeszkadzać w obchodzeniu Świąt Bożego Narodzenia”.
W tym momencie się człowiek zastanawia, czy czyta Szpilki, Karuzelę czy poważny portal polityczny. Zdaje się, że autor komunę przeżył w stanie hibernacji. Przecież w świętowaniu narodzin Jezusa nie przeszkadzano, gdyż święto to w publicznej przestrzeni po prostu nie funkcjonowało. Pamiętam mojego wujka, który się bardzo zdziwił, a było to gdzieś w końcówce lat 80 – tych, że telewizja puszcza kolędy. Jasełek nie było w szkołach, tylko w świetlicach domów katechetycznych, a Święty Mikołaj wręczał prezenty w kościołach. W kalendarzach wpisywano święta zimowe, a kartki świąteczne w kioskach Ruchu, to była choinka, serpentyny i strzelający sylwestrowy szampan. Nikomu nie przyszło do głowy protestować przeciw Wigiliom w pracy, bo nikt takowych nie organizował. Christmas party też przyszło do nas z tego zgniłego, zlaicyzowanego Zachodu.
Absolwent Uniwersytetu Polityczno - Potwornego, idzie dalej zauważając, że „tak skomasowanego i wielotorowego ataku na Kościół i na księży nie było nawet za czasów komuny”. To taki Urban zapewne, na swoich konferencjach prasowych, księży miział z pełnym szykiem, a odpowiednie służby, zwłaszcza te z IV Departamentu, kombinowały jak to uciszyć „czarnych”, w sposób godny ich majestatu.
To, że ruch antyklerykalny przybiera na sile to fakt. Ale czy ten atak na Kościół, gorszy niż za komuny, to tylko inicjatywa racjonalistów, wrogów wiary i współczesnych nihilistów? Wystarczy wejść na bardzo popularny portal katolicki Fronda. A tam atak za atakiem, i to na samego Ojca Świętego. Za wyborem Jego Świętobliwości, stali jak wiadomo masoni i lewacy. Albo proszę zajrzeć na stronkę lubianego ks. T. Isakowicza – Zaleskiego, gdzie po walce z agentami w Kościele, nastąpił atak na kurialne homolobby. A jak o. L. Wiśniewski, apeluje, aby spisywać co w jakim kościele powiedział na kazaniu ksiądz? To co, zasłużony dominikanin, to wróg duchownej instytucji i jej pasterzy? Czy tylko troska, o to, aby np. nie porównywać Prezydenta RP do Heroda. Ot, taki przykład, usłyszany w mej obecnej parafii.
W czasach „władzy ludowej” prawie wszyscy prywatnie stwierdzali, że lepiej było przed wojną. Dziś, niektórzy Polacy uważają, że jest gorzej niż za komunizmu. W myśl zasady przypomnianej onegdaj przez red. Ernesta Skalskiego: „zawsze jest gorzej niż wczoraj”. Czas świąteczny, zamiast łączyć i zawieszać magazynki do broni na kołku, spowodował u co niektórych, niepotrzebne przerażenie.
Komuno wróć, przecież już niebawem święta wiosenne.