Jakiś czas temu odbyła się w siedzibie Stowarzyszenia zajmująca dyskusja na temat koncentracji mediów. Wydano nawet interesujący i dość szczegółowy raport na ten temat. Organizatorom udało się tym razem zaprosić osoby piastujące znaczące funkcje w państwie, z naszego medialnego punktu widzenia. Padły na poły wiązce deklaracje. I co? I nic, żadnego ciągu dalszego …
Odczekałam tych kilka miesięcy w nadziei, że jednak Stowarzyszenie Dziennikarzy Polski, organizacja roszcząca sobie prawo - jak najbardziej słusznie - do reprezentowania środowiska, jednak pociągnie ten najbardziej istotny temat jeśli chodzi o tematykę i jakość debaty publicznej w Polsce. Będzie jakiś ciąg dalszy. Coś z tej wymiany opinii wyniknie.
Po pierwsze, wszyscy paneliści i zebrani goście zgodzili się, że nie ma wolności bez własności! Skoro właścicielami mediów w zdecydowanej większości są podmioty z kapitałem polskich, logiczna wydaje konstatacja, że … w Polsce nie ma wolności wypowiedzi. Idąc tym tropem rozumowania, reprezentatywna instytucja, jaką jest SDP powinno bić na alarm. Tymczasem zapadła głucha cisza. Wiele wskazuje na to, że la cisza zapadnie jeszcze głębsza, ponieważ zbliżają się wakacje.
Po drugie, Internet pozostaje wciąż nowym medium, ponieważ nie dość przebadanym, skategoryzowanym i rządzący się absolutnie swoimi prawami . Globalna awantura Cambridge o wycieku danych wrażliwych milinów użytkowników Facebooka jest tego najlepszym przykładem. Pojawiło się w przestrzeni publicznej określenie opisujące sieć internetową „medium hybrydowe, zagrażające istocie państw o samostanowieniu”, Jak bardzo aktualny jest to problem, przekonano się choćby w największej demokracji świata – w Stanach Zjednoczonych podczas ostatnich wyborów prezydenckich. Stowarzyszenie znowu tego medium nie tyka, nie analizuje. Nie zabiera głosu. Jakby miliony dziennikarzy, wyparci z bezpiecznych niegdyś posad etatowych w tradycyjnych mediach, nie musieli w Internecie szukać szczęścia, i zarabiać na życie. To błąd. Tym większy, kiedy kierownictwo deklaruje jako swe główne zadanie pozyskanie młodszych pokoleniowo przedstawicieli świata dziennikarzy. Tymczasem młodzi żurnaliści przenieśli swoją aktywność w świecie wirtualnym i rzeczywistym do Interentu.
Po trzecie, zebrani na konferencji orzekli, tym razem już jednogłośnie, że kapitał ma narodowość! Więcej, że to właściciel medium kształtuje światopogląd czytelników, słuchaczy i widzów. Wpływa bezpośrednio na opinię publiczną, urabia ją i kształtuje. Nie mówiąc o reklamodawcach, którzy ogłaszając się w tym czym innym medium, wprost żądają w zamian za parę groszy nie tylko konkretnej tematyki poruszanej przed i po reklamie, ale decydują o wyborze autora, który napisze tekst, objętości i fotoreportera lub kamerzysty, który materiał zilustruje.
Najmocniej wybrzmiała w tym kontekście wypowiedź Teresy Bochwic, członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Zwróciła ona uwagę na kwestię zasadniczą. Miliony kobiet co tydzień kupuje po kilka tytułów prasy kobiecej, w tym i przedstawicielki młodszego pokolenia płci pięknej. Są to tanie pisemka, więc panie na nie stać. I tam się dowiadują: jak mają żyć? Kogo, ile razy i jak często kochać? Jakich kosmetyki i jakich marek używać? Jakich producentów garnki, patelnie, lodówki i kuchnie gazowe są najlepsze? W jakie produkty i w jakich sieciach handlowych się zapatrywać? By mieć pewność, że wybór padnie na tę konkretną, a nie inną markę, producenci oferują paniom nawet 5-10 procentowe rabaty. Wartości, na jakich zbudowany jest świat od zarania – jak Bóg, rodzina, miłość, przyjaźń, patriotyzm, szacunek, prawda, piękno się tam nie uświadczy. Te zjawiska w prasie kobieciej nie istnieją. Przy tak obłaskawionych widzach, słuchaczach i czytelnikach w sferze bezpośredniego nacisku sprawa jest prosta. Analizowałam to zjawisko po podwójnych wyborami w 2015 roku. Metoda oddziaływania jest prosta. W zależności od poziomu intelektualnego i emocjonalnego szczegółowy stargetowanego odbiorcy redaktorzy opisują w gazetach lub realizują w TV reportaże prezentujące koniecznie wzruszające story o konkretnych kandydatkach na posłów. Perfidnie i z rozmysłem obniża się im poziomu IQ, wykraja jak ze sztancy portret idealny, czyli taki, z jakim pani spod Biłgoraja i nastolatka z podwarszawskiej Podkowy Leśnej będzie się mogła identyfikować. Pomijając fakt, że takich ciotek-klotek się nie szanuje, bo skoro jest taka sama jak przeciętna Kowalska, w związku z tym i przedstawicielom narodu w Sejmie RP też nie należy się jakieś specjalne poważanie. Szanowni państwo, ten prosty deal okazuje się skuteczny. Dlaczego? Ponieważ działa tu statystyka. Tę wiedzę medialni marketingowcy zaczerpnęli z bogatej, fachowej literatury autorstwa tuzów światowej socjologii, psychologii i politologii. Dlatego wszystkie niemal kampanie społeczne przeprowadzone w prasie kobiecej są skuteczne. Ich celem bywa rozbijanie rodzin, promowanie modeli skrajnie wolnościowych w sferze obyczajowej, skrajny indywidualizm, egotyzm i rozpasanie konsumpcyjne. Modnym tematem kampanii społecznych stał się ostatnio temat o wyższości rodzin składających się z dwóch panów lub dwóch pań jako wzorcowych dla „bardziej nowoczesnego i zdroworozsądkowego wychowania przyszłych pokoleń”. Dlaczego zatem Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich odpuszcza tak ważną dziedzinę? Czy to temat za trudny do podjęcia? Nie mieszczący się w sferze naszego zainteresowania? Dodam tylko, że w Polsce żadna uczelnia ani inna instytucja pozarządowa nie opracowała pogłębionych badań o najbardziej skutecznych środkach i metodach wpływania na opinię publiczną!
W tym kontekście rozczulająco zabrzmiała wypowiedź posłanki PiS Barbary Bubuli, wykładowcy wyższej uczelni, osoby zajmujące się mediami od wielu kadencji w Sejmie. Trudno było się w ogóle zorientować, kogo pani poseł reprezentowała? Na wstępie zastrzegła, że nie wypowiada się jako polityk i przedstawiciel Sejmu RP, lecz własnym. Czy faktycznie racją mają media bijące w rządzących od 2015 roku, że najpierw przekaz dnia w każdej dziedzinie musi opracować i zaakceptować Jarosław Kaczyński, by dopiero potem pozostali posłowie mogli wypowiadać się w danej kwestii? Byłoby to po prostu śmieszne. Ale, niestety, w te „buty” posłanka Bubula weszła sama. – Brakuje pogłębionych badań na temat zasięgu i wpływu poszczególnych mediów na opinię publiczną i sposób wyłaniania władz. Nie wiemy, z jakich źródeł czerpie się wiedzę, informację o świecie – zauważyła. I dodała: - Brakuje analizy wszystkich elementów łącznie, składających się na konkretny akt wyborczy, kształtowanie się danych wartości w społeczeństwie. Nastąpiła mongolizacja produkcji i dystrybucji treści medialnych w prasie, radiu i telewizji. Obserwujemy działania zachodnich koncernów zmierzające do zepchnięcia Telewizji Polskiej S.A. do narożnika. Pozbawiono Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów możliwości decydowania o rozwoju programowo-biznesowym telewizji komercyjnych, czego najlepszym przykładem jest TVN, na rzecz Komisji Europejskiej. Nastąpiły trudne do naprawienia szkody w nierównym dostępie do informacji różnych grup społecznych, grup ideologicznych. System wartości konserwatywnych był praktycznie nieobecny w obiegu publicznym przez większość część III RP. Sprzyjała temu postępująca globalizacja i nierówności ekonomiczne Polaków. Nastąpiła kolonizacja przestrzeni medialnej i tabloidyzacja mediów. Wszystko to razem przyczyniło się do bardzo niskich kompetencji medialnych polskiego społeczeństwa!
Nie zainteresowanych poinformuję, że w partii rządzącej Barbara Bubula nie jest zwykłym posłem. Od kilku kadencji piastuje odpowiedzialne funkcje jeśli chodzi o media. Jest m.in. zastępcą przewodniczącego Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii i członkiem Komisji Kultury i Środków Przekazu. W polu zainteresowania posłanki Bubuli znajduje się także wiele innych dziedzin. Dla przykładu, znalazła czas, by opowiedzieć się w sprawie uczczenia setnej rocznicy objawień fatimskich. I chwała jej za to. Od początku kadencji nie zdołała natomiast zrobić nic w sprawie tak szumnie zapowiadanych podczas kampanii wyborczej projektów ustaw związanych z mediami. Od ustawy abonamentowej po tę, o komercjalizacji mediów. Gdyby obowiązywała wciąż przedwojenna zasada skuteczności polityków i odpowiedzialności za składane obietnice wyborcze, posłanka Bubula nie miałaby szans startować w kolejnych wyborach. Szef partii przed wpisaniem danej osoby na listę wyborczą niegdyś skrupulatnie sprawdza, co dany polityk zdołał zrealizować swoje obietnice wyborcze. Jeśli nic, wypadał z obiegu, w ogóle sam miał na tyle taktu i szacunku dla siebie, że nie ubiegał się o mandat występowania w imieniu wyborców. Dziś te standardy już nie obowiązują. Nie tylko zresztą w parlamencie, a szkoda.
Ile razy będziemy dawać się nabierać kandydatom na posłów, w tym i naszym kolegom i koleżankom dziennikarzom? Przypominajcie sobie państwo, kiedy Joanna Lichocka i Krzysztof Czabański zabiegali o głosy poparcia, wówczas jakże chętnie odwiedzali Stowarzyszenie. Od ich pomysłów, które zamierzali zrealizować jako posłowie, dostawało się przyjemnego zawrotu głowy. By kiedy już umościli się w poselskich fotelach, doznali rodzaju amnezji. Mimo zapewnień nasz kolega poseł nie znalazł wolnej chwili w niedzielę, by zajrzeć na ostatni zjazd wyborcy do Kazimierza, choć jeszcze rano tego samego dnia byliśmy informowani, że poseł Czabański do nas przyjedzie. Dlaczego, kierownictwo Stowarzyszenia nie monituje, wręcz nie żąda realizacji obietnic wyborczych, z którymi kandydaci dziennikarze szli do Sejmu? Dlaczego li tylko zadawala się słusznymi skądinąd obserwacjami posłanki Barbary Bubuli, a nie zająknie się o ich realizację? Od posłanki Bubuli powinniśmy żądać i egzekwować realizacji naszych postulatów. I ją z tego rozliczać. Dla dziennikarza z dwudziestoletnim stażem pracy, żadna z jej obserwacji nie jest objawieniem. W swoim gronie rozmawiamy o tym od lat. Utyskujemy na ciężki los dziennikarzy i stawiam tezę, że tak będzie do końca świata, jeżeli kierownictwo SDP nadal będzie się upajać same sobą. A nie okaże zdecydowania i nie wskaże merytorycznych, solidnie przygotowanych konkretnych rozwiązań ustawowych. Wydawało mi się, że prezes Krzysztof Skowroński ubiegając się o reelekcję obiecał podobne działanie. Przynajmniej ja i wielu kolegów, z którymi na ten temat rozmawiałam, dokładnie tak samo zinterpretowali wypowiedzi Krzysztofa Skowrońskiego. Nie chcielibyśmy, żebyśmy po kolejnej kadencji znaleźli się w tym miejscu składania kolejnych deklaracji bez pokrycia. I wiecznie narzekać.
By oddać sprawiedliwość, środowisko wysoko ocenia kilka innych ważnych debat, które miały miejsce w ostatnim czasie. By wspomnieć o burzliwej i interesującej dyskusji na temat „Cenzury w sieci” czy o „Zagrożonym zawodzie dziennikarza”. Tu należy się inicjatorom szacunek. Tylko dlaczego nie ma ciągu dalszego? Spotkać się i pogadać można przy stoliku w każdej kawiarni w Polsce, niekoniecznie w sali konferencyjnej przy ul. Foksal w Warszawie. Od debat inicjowanych w SDP żąda się zdecydowanie więcej.
Dlatego cieszę się z rozpoczętej debaty programowej przed zbliżającym się zjazdem. Niektóre zgłoszony postulaty podobają mi się mniej, inne bardziej. Chciałabym dorzucić garść swoich, i zaprosić koleżanki i kolegów do rozpoczęcia żywej, otwartej i twórczej dyskusji na ten temat …
Trzeba na nowo zdefiniować, czym powinno stać się Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, i jak ma wyglądać wewnętrzna, demokratyczna debata?
Dlaczego – jak twierdzi prezes - SDP jest dużą wartością w życiu publicznym, taką, która powinna być chroniona przez wszystkie środowiska? Doprecyzuję, jaką wartością dodaną jest Stowarzyszenie dla szeregowego członka SDP? Poza, co zrozumiałe, miejscem zarobkowania dla kolegów i koleżanek kolejnych władz SDP?
Dlaczego nieskuteczne okazują się apele podnoszone raz o raz, by bardziej skuteczniej domagać się odpolitycznienia mediów publicznych i przekształcenia spółek skarbu państwa w instytucje pożytku publicznego? Repolonizacji mediów!? Tymczasem minął półmetek obecnej kadencji rządu, a media publiczne są nadal skrajnie, by nie powiedzieć propagandowo upolitycznione. Repolonizację odłożono ad acta? Władza naszych projektów nie realizowała, a biorąc kolegów na urzędy, je wręcz osłabiła.
Dlaczego SDP nie zajęło stanowisko w sprawie zwolnienia z tajemnicy dziennikarskiej przez sąd Ewy Żarskiej i Wojciecha Bojanowskiego? Czy dlatego, że mają inną wrażliwość ideologiczną niż kierownictwo SDP? Jeżeli nadal pozostanie w mocy kryterium polityczne, szeregi SDP będą się tylko wykruszać. Co gorsza, SDP straci moralne prawo wypowiada się w imieniu całego środowiska dziennikarskiego. A tego z całą pewnością, nikt z nas sobie nie życzy.
W jaki sposób piękne hasła demokracja, transparentność, wolność słowa i krytyki przekładają się na życie naszego środowiska, działalności stowarzyszenia?
Pan Prezes mówił o poprzedniej kadencji: „w okresie drugim wskoczyliśmy do pędzącego pociągu zmian”. Tak, ale po tym, jak nasi koledzy odeszli do realizowania zmian programowanych, SDP-owski „pociąg” okazał się ledwie wlokącą się drezyną. Zaangażowaliśmy się w obronę atakowanego, szczególnie przez instytucje europejskie, nowego porządku w mediach … To były dziesiątki rozmów, prowadzonych zarówno w Polsce, jak i za granicą, w których tłumaczyliśmy, dlaczego polskim mediom potrzebne są zmiany. Inicjowaliśmy regularne debaty w mediach, broniąc konieczności reformy, ale co z zagranicą – fakty, nazwiska? I co do łagodzenie stanowisk na skutek tych rozmów, to rzeczywistość mówi, patrz: ostatnia rezolucja Niemieckiego Związku Dziennikarzy, że jest odwrotnie. Obserwujemy zaostrzenie się stanowisk. Protest CMWP na stronach portalu SDP nie zmienią sytuacji. Kto z niemieckich, francuskich czy rosyjskich dziennikarzy to przeczyta? Trzeba wymyśleć formułę, która będzie transferowała takie protesty do autorów krytyki, tłumacząc istotę sprawę – albo przynajmniej szeroko nagłaśniała je w polskich mediach.
Należy przygotować własny raport, najlepiej z udziałem środowiska naukowego, na temat: Przyczyn i skutków istnienia obecnej struktury własności mediów w Polsce. I odpowiedzieć w raporcie na pytanie: Czy istnieje potrzeba jej zmiany, a jeśli tak, to w jaki sposób należałoby ją przeprowadzić? I na koniec, raport rozesłać do polityków wszystkich opcji politycznych zajmujących się mediami, domagać się w sposób stanowczy rozwiązań ustawowych. Na koniec rozliczyć ich z pracy, i od tego uzależnić ewentualne poparcie w kolejnych wyborach.
Zainicjować utworzenie ogólnopolskiego Krajowego Rejestru Mediów, na którym będzie się na bieżąco monitorować to zjawisko; regularnie informować o tym stanie rzeczy media, polityków i opinię publiczną.
Zainicjować:
a). wprowadzenie zakazu koncentracji więcej niż 20 proc. mediów w rękach jednego nadawcy;
b). wzmocnienie roli Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów;
c). rozpoczęcie walki z monopolizacją konkretnych sektorów naszego rynku medialnego;
d). wprowadzenie zakazu reklam firm państwowych oraz organów władzy publicznej w mediach z kapitałem zagranicznym.
e). rozwiązania prawne, istniejące w wielu krajach UE, które uniemożliwiłyby sytuację, w której to biura reklamy układają ramówki w mediach publicznych.
ciąg dalszy nastąpi …
14 maja 2018