Trudno ustalić, kiedy ostatecznie zatriumfowała u nas cywilizacja chamstwa. Owszem, otaczała nas od dawna ale w PRL-u, władza, media i elity przynajmniej udawały ludzi kulturalnych. Wolność i demokracja sprawiły ze nikt już niczego nie musiał udawać. Choć, przyznajmy, zmiany zachodziły stopniowo. A ich początki? Czy należy liczyć je od momentu, kiedy z pewną nieśmiałością pojawiły się pierwsze reklamy podpasek? Kiedy Hubert Urbański zaczął w swym teleturnieju bezceremonialnie mówić wszystkim na ty? Kiedy Ewa Drzyzga przełamała tabu zmuszając na wizji swych gości do wynurzeń intymnych. Z pewnością kamieniami milowymi było pojawienie się szmatławego tygodnia „Nie” wprowadzającego wulgaryzmy do mowy pisane,.(na ekrany kloaka w pełnym rozmiarze wlała się dzięki rozmaitym „Dniom świra”), a także wprowadzenie (w skutek i politycznym kalkulacji,) watażki Leppera na Salony. A jakim szokiem było, gdy niejaki Gembarowski zaczął w studio publicznie besztać swego gościa, kandydata na prezydenta Mariana Krzaklewskiego?! Dziś poniewieranie opozycją i podlizywanie się władzy jest normą mainstreamowego dziennikarstwa. Dziwne byłoby gdyby Lis czy Olejnik zaczęli zachowywać się inaczej. Coraz częściej wychodzą ze studia goście, albo prowadzący. Konserwatysta Korwin Mikke spoliczkował ministra Boniego, Olbrychski posiekał eksponaty w Zachęcie, Frasyniuk co rusz odgraża się że przypakuje z główki. I co? I nic!
Wstydu nie ma! Kindersztuba zdechła, a kultura obowiązuje co najwyżej w obrębie jednej grupy. „Profesor Niesiołowski to cham, ale nasz cham, w dodatku użyteczny”.- zdają się myśleć członkowie i sympatycy partii rządzącej.
Doskonała ilustracją jest wrzawa jaka podnoszą koterie kiedy ktoś z ich grona
został uhonorowany przez SDP „Hiena roku”. Zawsze jest to dla nich obrzydliwe, polityczne i to bez wchodzenia w merytoryczną zasadność wyboru.
Od śmierci naszego Papieża nie mamy już żadnego ogólnokrajowego autorytetu.
Ale jak ma być skoro dziś pozycje człowieka wyznaczają władza i pieniądze.
O jakości naszych koryfeuszy mogliśmy przekonać się dzięki nagraniom z restauracji „U Sowy”.
Najgorsze jeśli pojawiają się pokusy aby dostosować się do obowiązującego języka debaty, co przydarza się osobom tak wybitnym jak Rafał Ziemkiewicz.
A przecież na chamstwo są dwie metody – bojkotowania współczesnych troglodytów, bez wchodzenia z nimi w interakcję a gdy przekroczą granice, sięgania kodeks karny. Z pewnością nie rejterada. Albowiem jak śpiewał świętej pamięci Jan Tadeusz Stanisławski: „Mówiła mi mama, by się nie bać chama, bo cham to jest cham i boi się sam!”
Gazeta Polska Nr. 9