Poseł znany z konserwatywnych, katolickich poglądów zdradzał żonę. Drugi poseł, innej partii prawicowej, utrzymywał podejrzane kontakty z sutenerami. Znany aktor zapłacił szantażyście za sekstaśmy, na których rzekomo nic nie ma. Życie prywatne celebrytów, polityków i polityków-celebrytów znalazło się pod szczególną lupą mediów. I nie mam dla „bohaterów” tych afer dobrych wiadomości: będzie im jeszcze gorzej, będzie im jeszcze trudniej, bo w polskich mediach też już obowiązuje zasada „If it Bleeds, it Leads”. Prywatność ich już nie ochroni, bo pojawiło się przyzwolenie na to, by media wywlekały brudy na wierzch. Prywatność stała się bardzo dobrym towarem na sprzedaż – artykuły o ojcu Kaczyńskich (w „Newsweeku”), Wojciechu Fibaku, czy Pazurze (we „Wprost”) są tego świetnym przykładem. Teraz nadeszła kolejna fala, ale czy to źle?

Cezary Pazura dziwi się, że Magdalena Rigamonti opublikowała (w mowie zależnej, do czego miała prawo) treść wywiadu („Wprost”, nr 1/2014), którego on nie chciał autoryzować, bo mu się nie spodobał http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/cezary-pazura-o-publikacji-wprost-podsycaja-ochote-do-kombinacji-szantazu-wymuszen-i-grozb. Magdalena Rigamonti chciała się dowiedzieć, dlaczego aktor zapłacił szantażyście 8 tysięcy złotych za taśmy, skoro niczego zdrożnego na nich nie było. Pazura pozostawia nas z domysłami. A przecież sam pisał do „Super Expressu” w sierpniu ubiegłego roku (przez cały niemal tydzień SE publikował artykuły o C. Pazurze i jego żonie), że jest „ofiarą szantażysty”. Na pewno aktor miał rację, kiedy stwierdził, że „żyjemy w czasach, gdzie manipulacja wizerunkiem z tak niezwykłą łatwością może zniszczyć dobre imię drugiego człowieka”. Dlaczego więc nie próbował raz na zawsze uciąć spekulacje na swój temat i zgodzić się na dosłowne cytaty z wywiadu, w którym wyjaśniłby wszystko dogłębnie, a zwłaszcza dlaczego zapłacił za rzekome sekstaśmy, skoro niczego, co zagrażałoby jego reputacji, na nich nie było? (zob. http://www.wprost.pl/blogi/magdalena_rigamonti/?B=2882). Droga sądowa może być dla Pazury bolesna, ale może też zapowiadać ciekawe rozstrzygnięcia w sprawie autoryzacji wywiadu czy ochrony wizerunku osób publicznych lub prywatnych, które już wcześniej swoją prywatnością zainteresowały (jak Pazura) opinię publiczną.

Ciekawy przypadek - opisały „Gazeta Wyborcza” i dwa tabloidy („Super Express” i „Fakt”) – posła z Solidarnej Polski, gorliwego ponoć obrońcy Radia Maryja i Telewizji Trwam, a przede wszystkim wyznawcy konserwatywnych, prorodzinnych wartości. Media doniosły, że polityk zdradził żonę, która była w ciąży, z prostytutką, której za usługę nie zapłacił http://www.fakt.pl/posel-solidarnej-polski-piotr-szeliga-zawieszony-,artykuly,437486,1.html . On sam twierdzi, że jest niewinny – nie wiedział, że ma do czynienia z prostytutką (sic!). Sprawa wyszła na jaw, gdy prostytutka postanowiła zaszantażować posła.

Ulubieńcem tygodników mainstreamu stał się ostatnio agent Tomek, czyli poseł Tomasz Kaczmarek, zwany „polskim Bondem”. Tygodnik „Wprost” (nr 2/2014) opisał jego kontakty, a raczej konszachty z właścicielami warszawskich agencji towarzyskich. Poseł zaprzeczył jakoby czerpał korzyści ze stręczycielstwa http://niezalezna.pl/50378-kaczmarek-odszedl-z-pis. Skutkiem prasowych publikacji jest odejście Kaczmarka z Klubu Poselskiego PiS. Nie widział w nim dla niego miejsca prezes Jarosław Kaczyński.

Przy okazji tych spraw warto zauważyć, że na ogół polityków prawicowych obnażają media liberalne, a liberalnych – media prawicowe. Z tej reguły wyłamały się jednak zarówno „Newsweek”, jak i „Wprost”, które wspólnie atakowały ministra Nowaka. Czy teraz „Do Rzeczy” i „W Sieci” zgodnie napiętnują wspomnianych posłów prawicy? Gdyby tak się stało, to byłoby świadectwem, że wracamy do normalności, i że są wartości, co do których istnieje zgoda wśród dziennikarzy.

Bogusław Chrabota, naczelny „Rzeczpospolitej”, w wywiadzie dla wirtualnemedia.pl powiedział: „Tak, z linii podziałów utworzyły się przepaści. Dziennikarze są za blisko polityków, są zbyt upartyjnieni. Konflikty w świecie polityki przeniosły się na dziennikarzy.” http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/boguslaw-chrabota-wierze-w-przyszlosc-rzeczpospolitej/page:2.

Czy warto, żeby dziennikarze tak bardzo angażowali się w walkę polityków i przenosili ich podziały na nasze, dziennikarskie środowisko? To pytanie jest dla mnie czysto retoryczne. Dziennikarze nie są politykami i nie powinni ich zastępować w codziennej walce. Mamy inne zadania do spełnienia niż zadania „oficerów politycznych”. Kto chce niech idzie do polityki i już nie wraca. Droga wolna. Nie jestem co prawda aż takim radykałem jak Andrzej Saramonowicz http://www.wprost.pl/ar/431237/Z-nowym-rokiem-nowym-krokiem/, który uważa, że cała polska warstwa polityczna zasługuje na wyrzucenie na śmietnik, ale raczej należałoby ją mocno przewietrzyć. Początek zrobił prezes PiS. Kto następny? Jeśli trzeba (a raczej trzeba), to media pomogą!

Marek Palczewski

9 stycznia 2014

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl