Żałobny karawan ciągnięty przez czarne konie przemierzy zaledwie kilkaset metrów z Barbakanu do kościoła św. Piotra i Pawła. Możliwe jednak, że na tej krótkiej trasie odprawione zostaną aż dwie msze św. Druga odprawiona będzie osobiście przez krakowskiego metropolitę. Potem doczesne szczątki zostaną złożone w Narodowym Panteonie. Pogrzeb wielkiego pisarza odbędzie się z należytą pompą, która zawsze blisko sąsiaduje z groteską. Nie szkodzi. Odrobina groteski na pogrzebie satyryka też będzie na miejscu.

Świat pożegna znanego pisarza i dramaturga, ale Sławomir Mrożek miał też w swoim życiu epizod dziennikarski. Z korporacyjnej ciekawości (i nie tylko) warto na niego rzucić okiem, bo ze względu na czas akcji jest on i śmieszny, i straszny, i pouczający. Epizod nie był długi. Od roku 1950 do 54 i związany głównie z krakowskim „Dziennikiem Polskim”. Jednak dziennikarski debiut autora „Emigrantów” miał miejsce na łamach, wtedy również krakowskiego „Przekroju”.

 

To idzie młodość

Pierwszy tekst załatwił mu i zlecił Adam Włodek. Mąż Wisławy Szymborskiej był w tym czasie liderem Koła Młodych przy krakowskim Związku Literatów Polskich, do którego Mrożek jeszcze wtedy nie należał. Zaledwie 20 letni młodzieniec stanął przed nie lada wyzwaniem. „Nie miałem pojęcia, jak się pisze reportaże ani jak się pisze cokolwiek. […] Ale obudziła się we mnie ambicja, a dokładniej – ambicja pisarska” – wspominał pod koniec życia w autobiograficzny „Baltazarze”. Efektem tego obudzenia było „Młode miasto”. Reportaż z budowy Nowej Huty.

„Pojechaliśmy tam ciężarówką, zorganizowaną <<po linii partyjnej>> przez Adama Włodka.” – wspominał Mrożek – „Nowa Huta przedstawiała mi się jako nonsens. […] A jednak w parę dni później napisałem mój reportaż i sam się zachwyciłem tym jaki byłem zdolny. Napisałem go na zasadzie totalnego, symetrycznego odwrócenia tego, czego nie lubiłem najbardziej, na to co rzekomo lubiłem. A zadziwiające jest to, że napisałem ten reportaż bez odrobiny cynizmu”.

 

Zgodnie z tytułem był to tekst o młodych. Dokładnie to o młodych członkach brygad SP i ZMP. Zgodnie z duchem stalinowskich czasów nie mogło zabraknąć braterstwa pracy, walki klasowej, walki o pokój i socjalistycznego współzawodnictwa. A ponieważ właśnie trwała wojna w Korei to oczywiście nie zabrakło i tego wątku: „14 lipca członkowie 51 brygady ZMP pobili młodzieżowy rekord Polski, układając w ciągu 8-godzinnego dnia pracy 34 728 cegieł. W tym samym dniu ich rówieśnicy na dalekiej Korei odpierali najazd imperialistycznych kandydatów do roli <<zdobywców świata>>. Wzmożoną pracą dokumentują junacy swoją solidarność z koreańskimi kolegami”. Owi rekordziści z 51 brygady to m.in. Piotr Ożański, czyli pierwowzór Birkuta z „Człowieka z marmuru”. Jego zdjęcie jest po latach chyba najciekawszym elementem reportażu.

Dlaczego „bez odrobiny cynizmu” młody Sławomir Mrożek popełnił swój pierwszy, jak sam przyznaje propagandowy reportaż? „Gdybym zaczął pisać później albo gdybym miał wtedy światopogląd już mniej więcej ukształtowany, nie byłoby reportażu o Nowej Hucie. Ale urodziłem się w rodzinie chłopskiej i półinteligenckiej, która nie prezentowała wyraźnego światopoglądu. Trudo więc go było oczekiwać ode mnie, kiedy miałem dwadzieścia lat”.

Reportaż przyszłego autora „Ambasadora” nie odbiega oczywiście od podobnych tekstów z tego okresu. W „Przekroju” poprzedza go inny reportaż o stacji kombajnów na Ukrainie oraz artykuł z okazji imienin prezydenta Bieruta. Zaś na następnej stronie można znaleźć… najnowszą zachodnią (!) modę, tak odległą od jednakowych i spłowiałych uniformów nowohuckich junaków. Dziwne? Oczywiście, że nie. Wszak to był wprawdzie stalinowski, ale jednak „Przekrój”. Pierwsza publikacja przyniosła Mrożkowi odrobinę popularności wśród jednych, również nowych znajomych i utratę kilku starych. Jeśli wierzyć wspomnieniom, nie w pełni to zauważał, a już zupełnie nie rozumiał.

Zawód reporter terenowy

Teraz nastąpiła chwilowa przerwa w dziennikarskiej karierze. Wypełniły ją podjęte, a potem porzucone studia na ASP, wtedy Państwowej Wyższej Szkole Plastycznej. Ostatecznie jednak z powodów finansowych i znów za namową Adama Włodka Mrożek podejmuje pracę w „Dzienniku Polskim”. Do jego pierwszych redakcyjnych obowiązków należało opracowywanie kolumny z programem krakowskich kin. Donosił więc codziennie, że np. w kinie „Uciecha” można zobaczyć „Na odsiecz Carycyna”, w kinie „Młoda Gwardia” film „Młoda Gwardia cz. 1”, a w kinie „Robotnik” „Narzeczoną z Turkmenii”. Dni przyszłego pisarza „zaczęły płynąć jednostajnie. […] Z nudów zacząłem czytać. Potajemnie, oczywiście, to znaczy w toalecie. […] Spędzałem tam długie kwadranse, na wszelki wypadek spuszczając wodę od czasu do czasu. Pamiętam, że przeczytałem tam wszystkie tragedie greckie, pożyczone od Herdegena.” Jednak wkrótce doczekał się awansu na reportera. Do jego obowiązków należały czasami kilkudniowe wyjazdy w teren, które owocowały kolejnymi reportażami.

Niektóre z nich z perspektywy czasu brzmią jedynie zabawnie. Jak „Sygnały o jesiennych przewozach”, w których Mrożek wyjaśnia, że „dzisiaj każde dziecko wie, lub powinno wiedzieć znacznie więcej o jesieni” niż tylko to, że „już liście opadają z drzew, a rolnik wychodzi z pługiem na pola.” To więcej to wiedza, że „jesień - to okres przeciążenia taboru kolejowego”. - „Przewozy jesienne – jedną z najważniejszych funkcji gospodarczych w tym okresie” i dalej apeluje jak „bardzo ważne i prawie zupełnie nierozpowszechnione jest współzawodnictwo w bezawaryjnym przetaczaniu wagonów”. Bywało jednak…

… i śmieszniej i straszniej

„Donoszę, że ochotniczo my ukończyli akcję tępienia analfabetyzmu w powiecie. Ostatni analfabeta ukrywał się w krzakach na Górce Piastowskiej, ale my go znaleźli. Trochę się bronił, ale mu szwagier przyłożył kłonicą, a ja mu poprawiłem. Tak, że nie ma już analfabety. Przy wytępionym my znaleźli okulary i książkę w języku obcym pod tytułem "Les Pensées". Znaczy się nie umiał czytać po polsku. W kieszeni prawej miał legitymację Związku Literatów Polskich, ale ten Związek jest już dawno rozwiązany, znaczy się legitymacja nieważna. Dlatego prosimy o umorzenie śledztwa i przyznanie nam nagrody jako działaczom oświatowym w terenie. Z alfabetycznym pozdrowieniem Ja i Szwagier". To fragment „Donosów” pisanych przez Mrożka w latach 80. i ujęcie tematu różni się od tego z roku 51.

W „Wielkim dniu małego miasta” Brzesko świętuje „dzień zwycięskiego zakończenia walki z analfabetyzmem”. Z biurokratyczną dokładnością policzono, że w maju 1951 umiejętność pisania i czytania zdobył ostatni z 1897 brzeskich analfabetów. Część tego tekstu robi na obecnym czytelniku podobne wrażenie jakie na mnie zrobiła w roku 1980 zabawna tablica umieszczona na bramie parku w Skierniewicach informująca z dokładną dzienną datą, że w tym dniu „dzięki zwycięskiej Armii Czerwonej zlikwidowano w mieście analfabetyzm”. Jednak wkrótce natrafiamy na fragment informujący, że „ci, którzy nocami mordowali robotników i chłopów (chodzi o „leśnych faszystów” – wyjaśnienie moje, określenie oryginalne - AK), nie myśleli na pewno o zwalczaniu analfabetyzmu ani przed wojną, kiedy rządzili krajem, ani tym bardziej po wojnie”. Tego typu dysonanse można odnaleźć w kolejnych mrożkowskich tekstach tego okresu.

Np. reportaż „Na zbożowej drodze” rozpoczyna zdanie „Zebranie w Trątnowicach miało przebieg burzliwy […] Wśród dymu machorki powstał pewien chłop.” Brzmi to prawie jak wstęp do „Wesela w Atomicach”, ale po ojcowskim wykładzie na temat tego ile dobrego otrzymują chłopi od nowej socjalistycznej ojczyzny w zamian za obowiązkowe dostawy znajdujemy i taki fragment: „W powiecie miechowskim byli i dezerterzy. Kilkunastohektarowe gospodarstwa kułackie prowadzące swoją własną politykę na zasadzie: brać ile się da, dawać jak najmniej. […] W miechowskim skazano Glaza na osiemnaście miesięcy więzienia za systematyczne sabotowanie skupu. Skutek był natychmiastowy. Jakże dziwić się musieli pracownicy magazynu, kiedy natychmiast po ogłoszeniu wyroku zobaczyli rząd bogatych furmanek zależących do kumów zasądzonego, którzy skwapliwie zlikwidowali zaległości”.

Żeby była jasność to przypomnę, że dziennikarskie teksty Mrożka na tle innych z owych czasów należą raczej do tych delikatniejszych. Jednak oczywiście i jego nie ominęło w 1953 żałobne pożegnanie Józefa Stalina. W tym tekście z kominów Katowic, czyli wtedy Stalinogrodu unoszą się „czarne krepowe smugi”, a młodzi górnicy zadają sobie dramatyczne pytanie: „Co robić? Co robić towarzysze? On odszedł” i po namyśle odpowiadają: „dla pamięci Towarzysza Stalina” zapisać się do „Partii”. „Jak wielkim był ten człowiek, kiedy nawet jego śmierć twórczo kieruje losami ludzkimi. Jednocześnie o tysiące kilometrów na zachód, za oceanem, amerykańscy politycy wymieniają noty pełne zaskoczenia. Takiej żałoby na całym świecie nie spodziewali się, taka żałoba jest silniejsza od armii USA” – kończy Mrożek i jak widać dusza satyryka to coś czego nie można się pozbyć, choć może można zdołać ukryć to przed samym sobą.

Sfrustrowani, niepotrzebni i zbuntowani

W kilka miesięcy później do księgarń trafią „Opowiadania z Trzmielowej góry” oraz „Półpancerze praktyczne”, a przygoda dziennikarska Mrożka zakończy się definitywnie. Wróci jednak do tego okresu walcząc ze skutkami afazji poprzez pisanie „Baltazara”. „Mając dwadzieścia lat, byłem gotowy do przyjęcia każdej propozycji ideologicznej bez zaglądania jej w zęby, byle tylko była rewolucyjna. A to dlatego, że byłem już gotów do mojej własnej, prywatnej rewolucji. Mistrzowie doskonale o tym wiedzieli. Manipulowanie młodością należało do ich rutyny. […] I tak miałem szczęście, że nie urodziłem się Niemcem, rocznik - powiedzmy – 1913. Byłby ze mnie hitlerowiec, ponieważ technika werbunku była taka sama. […] Trafiłbym na wojnę po niemieckiej stronie, […] i miałbym znacznie większe szanse popełnienia dużo brzydszych rzeczy niż te, które popełniłem jako komunizujący pętak w roku 1950. […] Sfrustrowani, niepotrzebni i zbuntowani młodzieńcy są obecni w każdym pokoleniu, a to, co ze swoim buntem zrobią zależy tylko od okoliczności”.

To dobry temat do refleksji i rzecz jasna nie tylko nad niegdysiejszą dziennikarską przygodą żegnanego, bo „sfrustrowani, niepotrzebni i zbuntowani młodzieńcy”...

 

Andrzej Kaczmarczyk

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl