Dziennikarze, nic się nie stało… Dziwi reakcja, słaba, na wyrok na dziennikarza pracującego dla TVN, Macieja Kuciela (sprawę opisujemy na portalu) /poniżej linki do wcześniejszych tekstów - przyp.red/. Zareagował SDP, publikując wyrok i rozmowę ze skazanym, kilka linijek poświęciła sprawie Gazeta Wyborcza, wcześniej Rzeczpospolita. Reszta milczy. Ciekaw jestem, dlaczego? Czy Kuciel jest nie nasz, a może nie wasz? Panie i Panowie, obudźcie się, bo jak teraz nie zareagujecie, to wszyscy na dniach będziemy mieli pogrzeb dziennikarstwa śledczego!

 

Bo o co chodzi? Kuciela skazano za to, że nagrał rozmowę z sędzią Krystyną Sz., bez jej zgody, a następnie fragment tej rozmowy (19 sekund) wyemitował w reportażu, który mówił o układzie olsztyńskim z udziałem sędziów, prokuratorów i prezesa spółdzielni mieszkaniowej (reportaż p.t. „Prokuratura zignorowała podsłuchy CBŚ”). Prawdą jest, że Kuciel nagrał rozmowę bez zgody osoby, z którą rozmawiał, ale w dziennikarstwie śledczym jest to powszechna norma. I to nie zaczęło się wcale w Polsce, lecz w Stanach Zjednoczonych. Proszę sobie sięgnąć do książki H. Eugene’a Godwina, Groping for Ethics in Journalism, przedstawiającej historię dziennikarstwa śledczego w USA, by się o tym przekonać. Chodzi o prowokację dziennikarską oraz takie metody jak nagrania ukrytą kamerą i podsłuchy. To nie jest polski wynalazek, lecz najstarszego systemu demokracji na świecie! Dziennikarz śledczy, watchdog, według anglosaskich kodeksów etyki dziennikarskiej (a także wg kodeksu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich) może posługiwać się takimi metodami pod pewnymi warunkami. Musi działać w interesie społecznym, kiedy nie ma innych możliwości dotarcia do prawdy i gdy działanie jest częścią dziennikarstwa śledczego, a ostateczne korzyści przewyższają szkody, spowodowane taką działalnością. Dodałbym jeszcze, uściślając te argumenty, że także wtedy, gdy ma uzasadnione powody sądzić, że jego rozmówca nie będzie z nim szczery w oficjalnej rozmowie, i jeśli jest jednocześnie przekonany, że jest on zamieszany w jakiś skandal czy aferę. Powinien jednak zadbać o przekazanie prawdziwych informacji bez manipulowania wypowiedziami swych rozmówców.

 

Wyobraźmy sobie rygorystyczne działanie art. 14 Prawa prasowego, ustanowionego w PRL, w warunkach demokracji amerykańskiej: nie byłoby afery Watergate, nie byłoby zdemaskowania chicagowskich urzędników w obserwowanym z ukrycia Barze Mirage, nie byłoby afery z firmą Food Lion i wielu, wielu innych. Bo art. 14 nie pozwala na publikację dosłownych wypowiedzi bez zgody rozmówców (czyli bez ich autoryzacji). W Polsce rygorystycznie zastosowany art. 14 nie pozwoliłby np. na emisję reportażu Mirosława Majerana „Mordercy dzieci” (o siatce pedofilskiej), Alicji Kos o Constarze (odświeżanie spleśniałych wędlin), czy Daniela Zielińskiego „Kardiochirurg bez serca”. Nie usłyszelibyśmy słynnego „Yo, Blair” (a właściwie „Yeah, Blair”), wypowiedzianego przez G.W. Busha na szczycie G8, nie posmakowalibyśmy słów „Stary, co ty mi tu k…dajesz?” marszałka Zycha z 1996 roku, „Spieprzaj dziadu” ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, czy „Won stąd do PiS” Stefana Niesiołowskiego. W żadnym z tych przypadków dziennikarze nie dopełnili obowiązku autoryzacji…

 

Zatem rozmówca, nie tylko może oskarżyć dziennikarza z powodu opublikowania cytatów nagranych ukrytą kamerą bez jego wiedzy i zgody, ale co więcej, dzięki prawu autoryzacji wypowiedzi dosłownych, w zasadzie może w każdej chwili wycofać się ze swoich wcześniejszych wypowiedzi, bez negatywnych konsekwencji dla siebie, pozostawiając dziennikarza na lodzie. Sam miałem taką sytuację, gdy jeden z gości nagranej na taśmie „Rozmowy dnia” w TVP Łódź nagle, 15 minut przed programem, powiedział że nie życzy sobie jej emisji, mimo iż był świadom, w jakiej sytuacji stawia mnie i wydawcę programu.

 

Na zakończenie chciałbym przypomnieć orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie Wizerkaniuk przeciwko Polsce z 5 lipca 2011. Punkt 84. Orzeczenia dotyczący art. 14 Prawa prasowego RP z 1984 r. głosił:

 

Trybunał zauważa, że ustawa Prawo prasowe została przyjęta w 1984 roku, dwadzieścia siedem lat temu. Została ona uchwalona przed upadkiem systemu komunistycznego w Polsce w 1989 roku. W ramach tego systemu, wszystkie media zostały poddane cenzurze prewencyjnej. Ustawa Prawo prasowe z 1984 roku została gruntownie znowelizowana dwanaście razy (zobacz paragraf 29 powyżej). Jednak przepisy art. 14 i 49 tej ustawy, na mocy których oparte zostało uznanie skarżącego winnym, nigdy nie były przedmiotem żadnej nowelizacji, mimo głębokich zmian spowodowanych przejściem Polski do demokracji politycznej i prawnej. Nie jest zadaniem Trybunału spekulowanie na temat powodów, dla których polski ustawodawca zadecydował, że nie uchyli tych przepisów. Jednak Trybunał nie może nie zauważyć, że zastosowane w niniejszym przypadku przepisy nie mogą być uznane za zgodne z założeniami społeczeństwa demokratycznego i miejscem wolności słowa, jakie zajmuje w takim społeczeństwie.

 

No comments.

Marek Palczewski, 7 września 2013 roku.

 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl