Który to już jego wywiad? Chyba sto tysięczny dwieście pierwszy. Wielki człowiek, wielka legenda. Kto taki? oczywiście nasz noblista. Lech Wałęsa udziela wywiadu młodemu dziennikarzowi, który go pyta „czy trzeba było pić wódkę z Kiszczakiem” w czasie negocjacji w Magdalence, czyli podczas zawierania układu z komunistami, w 1989 r nieznanego ogółowi. Wałęsa odpowiada mu: „co pan pieprzy” i tłumaczy, że wymagały tego okoliczności, bo „każde spotkanie poważnej grupy musi mieć swoją Magdalenkę, bez tego nie zrobi się nic poważnego”.
Z jednej strony Wałęsa przyzwyczaił nas do wulgarnych odpowiedzi, nie jest to pierwsza tego typu jego reakcja i nawet nie jest najmocniejsza. Ale cały czas jest ta ogromna przepaść między tym obrazem, gdy stawia się go na pomniki i traktuje jako autorytet, bo był przywódcą Solidarności i pierwszym prezydentem wybranym w wolnych wyborach, a tym co on reprezentuje swoim zachowanie i wypowiedziami. W pewnym momencie tego wywiadu Lech Wałęsa mówi, że on jako „człowiek z dołów społecznych” będąc przywódcą Solidarności zakładał, że po obaleniu komuny, to inteligenci, którzy byli jego zapleczem, przedstawią program wychodzenia z PRL-u. I co się okazało, ich szuflady były puste. Nie jest to oczywiście prawdą, bo postawił na takiego konia, o którym się nie mówiło przy okrągłym stole, ale pomińmy.
Ale znowu wina jest nie po jego stronie. Problem Wałęsy polega właśnie na tym, że nie rozumie, że wina jest po jego stronie w wielu sprawach, tych zasadniczych i tych może mniej istotnych jak kultura osobista. Jako człowiek niewykształcony stał się nagle przywódcą narodu. Dar losu dał mu wyjątkową okazję zdobyć ogładę, kulturę, wiedzę i przestrzegać tych kilku zasad moralności. Przez lata stykał się z ludźmi, którzy nie byli z „dołów społecznych”, jak się wyraził. I co? Niczego się nie nauczył. Jest mimo wszystko przykro patrzeć, jak ten człowieka, z tak ogromnym bagażem doświadczeń od 1980 r do 1995 r, zupełnie niepowtarzalnych i rzadkich, nie zrozumiał swojej roli. Miał przecież okazję zostać człowiekiem z wyżyn… ale musiałby się przyznać do błędów. Może nawet tę jego niechlubną przeszłość z lat 70. wybaczyliby ci, których skrzywdził. Tak, człowieka trudno zmienić.
Jerzy Kłosiński
PS. Autor był redaktorem naczelnym "Tygodnika Solidarność" w latach 2002-2016.