- tak najkrócej można skomentować wyścig poszczególnych mediów i ośrodków opinii publicznej w komentowaniu tragicznych wydarzeń z Gdańska. Jest to bodaj najbardziej wiarygodna matryca preferencji wyborczych w eterze od lat. Szczególnie bulwersuje, że zapoczątkowana w Bazylice Mariackiej. Tymczasem Stwórca ustanowił świątynię do głoszenia przez apostołów Dobrej Nowiny oraz właściwej Drogi, Prawdy i Życia. Czyli - miłości Boga i bliźniego.
Śmierć prezydenta Pawła Adamowicza to potworne morderstwo, konanie na raty. Nikt na podobne męki nie zasłużył. Zginął na służbie. Z tym zgadzają się wszyscy. W ostatniej drodze należne honory zostały mu oddane. Tylko na Boga, nie wolno robić z tego człowieka bohatera narodowego. Ma swoją przeszłość. Obiektywną. Kilka postępowań prokuratorskich, niejasne powiązania. To polityk, który kierował się określonymi prerogatywami i systemem wartości, nie akceptowany powszechnie. Najlepiej byłoby, gdyby uszanować powagę śmierci. I po prostu zamilczeć. Bóg na Sądzie Ostatecznym, niczym na wadze, zważy jego dobre i złe uczynki, i wyda jedyny sprawiedliwy wyrok. Mnie i wielu kolegów dotknęły do żywego słowa kaznodziei, dominikanina o. Ludwika Wiśniewskiego, wypowiedziane podczas pogrzebu śp. prezydenta Gdańska – Jestem przekonany, że Paweł chce, abym wypowiedział następujące słowa: Trzeba skończyć z nienawiścią, trzeba skończyć z nienawistnym językiem, trzeba skończyć z pogardą, trzeba skończyć z bezpodstawnym oskarżaniem innych (…) Człowiek budujący swoją karierę na kłamstwie, nie może pełnić wysokich funkcji w naszym kraju i będziemy odtąd tego przestrzegać. Zaapelował na koniec, by nie pozostawać obojętnym na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w Internecie, parlamencie, a także w Kościele.
Czuję się częścią Kościoła, jako osoba wierząca. Jak miliony ludzi na całym świecie. Swoim apelem dominikanin wywołał i nas do tablicy. Nie jestem w stanie pojąć tego wezwania do walki w ustach apostoła Piotrowego. Nie rozumieją też księża, z którymi rozmawiałam.
- Bóg jest Miłością, nie bojownikiem. Napisano w Piśmie: Chcę bardziej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu – przypomniał jeden z kapłanów związanych z duszpasterstwem akademickim, proszący o anonimowość. Nie należy do żadnej frakcji Kościoła i nie dysponuje orężem w postaci „Tygodnika Powszechnego”, którego o. Ludwik jest stałym publicystą.
Księżom wolno przyjaźnić się, z kim tylko mają ochotę. Kłopot pojawia się, kiedy kapłan zdecydowanie opowiada się po jednej stronie sporu politycznego. Co nie zwalania dominikanina, ani żadnego innego przyzwoitego człowieka, do okazywania szacunku drugiemu człowiekowi. Wybraniec Boży powinien o tym wiedzieć. Choćby List do Kolosan wzywa owych wybrańców Bożych – jako świętych i umiłowanych – do obleczenia się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość – znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem. Jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu; jak Pan wybaczył wam, taki i wy!
Nie uświadczy się języka przebaczenia w głoszonych kazaniach i publicystyce o. Ludwika na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Winnymi podziału między Polakami na zwalczające się obozy uczynił … duchownych. Księżom – dominikanin – zarzuca deprecjonowanie dziedzictwa III RP. Jako przykład podaje swoich kolegów - w koloratkach i z tytułami profesorskimi, którzy nieraz wieszali psy na poprzednim rządzie. Kolejną przyczyną podziałów jest – wedle zakonnika – upolitycznienie katastrofy smoleńskiej. Z równie ostrą krytyką, co wydumani nienawistnicy z gdańskiej Bazyliki Mariackiej, spotkali się księża, którzy w jednym chórze z PiS głoszą tezy o zamachu 10 kwietnia 2010 r., choćby ks. Stanisław Małkowski.
Łatwiej byłoby polemizować z o. Ludwikiem Wiśniewskim, gdyby nie był księdzem, reprezentantem współczesnej Arki Przemierza. Podobne filipiki osłabiają Kościół, i dają pożywkę zagorzałym jego przeciwnikom. Odziera tę Winnicę Bożą z tajemnicy i dostojeństwa. Ot, kolejna kłótnia w rodzinie – ciszą się publicyści niewierzący. Poprzestanę więc i ja w eskalowaniu zjawiska, ufając w opamiętanie się i dominikanina.
Przed paru laty, Jarosław Kaczyński zapytany, jak ocenia apolityczność mediów w Polsce? Odpowiedział szczerze, cytuję z pamięci: po przejęciu władzy przez Zjednoczoną Prawicę, dzięki Telewizji Polskiej mamy większy pluralizm. Do świadomości publicznej miał szanse dotrzeć przekaz o systemie wartości wypływającym ze społecznej nauki Kościoła. Wcześniej, wszystkie media lansowały wyłącznie wrażliwość liberalno - lewicową, a nas pokazywano w skrajnie krytycznym świetle. Po tych słowach rozpętała się burza, że jak można, tak wprost, powiedzieć, co się myśli?
A dlaczego nie? Czy wolność słowa nie obowiązuje wszystkich. Tak, telewizja publiczna od jesieni 2015 r. przestawiła zwrotnice. Polityczna maczuga rękami żołnierza PiS Jacka Kurskiego wymiotła zwolenników Platformy Obywatelskiej do szeregowego dziennikarza. Gejzery oburzenia na tę sytuację brzmią zabawnie. Toć to nic nowego. Zmiana wart żołnierzy politycznych na Woronicza i Placu Powstańców stała się normą. Nie od wczoraj, od 1989 roku dzieje się to w błyskach fleszy.
Nie jestem zwolenniczką podobnego rozwiązania. O braku rzetelności, manipulacji i propagandzie sączącej się 24 godziny na dobę w TVP Info napisałam wiele tekstów. Uczciwie trzeba dodać, że w niczym nie ustępują jej prywatne radiostacje i anteny telewizyjne na czele z TVN24, tylko a`rebours. Generalnie sytuacja w mediach jest chora, a skoro tak, wymaga intensywnej terapii ratunkowej. Zachowując proporcje, skala wzburzenia w eterze przypomina media sprzed wejścia w życie ustawy o radiofonii i telewizji. Istnieje swoisty stan wyjątkowy. W takim kontekście w/w opinia Jarosława Kaczyńskiego jest zrozumiała. Dziennikarze mają poglądy, i je publicznie wyrażają. Miernik apolityczności nie istnieje.
Prześledźmy pokrótce ostatnie wydarzenia medialne. Animacje Barbary Pieli i stronniczość Michała Rachonia – są skrajnie nierzetelne, dowcip knajpiany, Wyjaśnienia szefa TAI Jacka Olechowskiego o „stanowczym potępieniu powielania antysemickich stereotypów” brzmią niewiarygodnie. Chyba że, tylko z rzadka ogląda on programy i audycje mu podległe.
Z drugiej strony, żałośnie brzmią zarzuty o „mowie nienawiści, agresji wobec Jerzego Owsiaka i szerzenie treści antysemickich w ustach przedstawicieli – umownie mówiąc – liberalno-lewicowej strony polskiej sceny politycznej. Podobnie deklaracje Jerzego Owsiaka o sączeniu nieprawdopodobnego jadu z anten publicznych. Jad z prywatnych stacji mu nie przeszkadza. Zatem, sam zainteresowany stosuje podwójne standardy. Celowe wydaje się pytanie, dlaczego nie przerwał w Warszawie - w obliczu gdańskiej tragedii finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Chyba tylko skrajna poprawność polityczna i chęć zwrócenia na siebie uwagi za wszelką cenę skłoniła członka Rady Mediów Politycznych Grzegorza Podżornego [z rekomendacji Kukiz`15] do skierowania wniosku o dymisję prezesa TVP i jego zastępcy: Jacka Kurskiego i Macieja Staneckiego [Kukiz`15]. To jedna z nielicznych aktywność pana Podżornego w tym gremium.
Wyrazy głębokiego współczucia dla wdowy po tragicznie zamordowanym mężu dla Magdaleny Adamowicz nie mogą zagłuszyć zdrowego rozsądku. W wywiadzie udzielonym TVN i Onetowi wyznała, iż ma pewność, że na zabójcę cierpiącego na chorobę psychiczną wpływ miały tylko materiały emitowane w Telewizji Polskiej.
- Wiem, że to zachowanie człowieka, który siedział w więzieniu i był indoktrynowany reżimową telewizją, że to, co się dzieje, ten hejt, ta nienawiść spowodowała, że on był takim jakby owocem tej sianej nienawiści – w ten sposób Magdalena Adamowicz oceniła postawę Stefana W., który śmiertelnie ugodził nożem Pawła Adamowicza w niedzielę 13 stycznia podczas gdańskiego finału WOŚP. Powaga śmierci powstrzymuje mnie od oceny stanu emocjonalnego osoby, która wypowiedziała te słowa.
Ale najbardziej smuci w tym wszystkim fakt, że atmosferę postawienia rzeczywistości na głowie podgrzał dominikanin o. Ludwik Wiśniewski. Rachunku sumienia mu nie zazdroszczę.
Marzanna Stychlerz-Kłucińska