Przy Inicjatywie Pracowniczej w maju br. powstała komisja dziennikarska. Jej celem jest „ucywilizowanie zasad współpracy z redakcjami”. Dziennikarze zamierzają przygotować „kodeks dobrych praktyk” – zbiór zasad, które ich zdaniem powinny obowiązywać w redakcjach.
Przyjrzyjmy się zatem ich postulatom.
- Zmiana zasad wyceniania tekstów, czyli wierszówki. Od lat - jak powszechnie wszyscy dziennikarze wiedzą - wierszówki we wszystkich redakcjach są systematycznie obniżane. Pauperyzuje to nasze środowisko i uderza w dziennikarzy nie pracujących na etat. A właśnie ci koledzy – „współpracownicy portali internetowych i gazet z całej Polski, w tym największych dzienników i tygodników” utworzyli komisję. W większości przypadków współpracownicy zatrudniani są na umowy o dzieło, bardzo wygodne dla pracodawców, bo nie odprowadza się od nich składek emerytalno-rentowych i zdrowotnych. W kieszeniach właścicieli mediów zostają więc poważne kwoty. Z niechęcią i z rzadka właściciele wydawnictw podpisują umowy zlecenia, bo od nich już muszą odprowadzać pieniądze na składki zdrowotne.
Dziennikarze wegetują więc za minimalne stawki, bojąc się zachorować. Nigdy też nie wiedzą , ile pieniędzy dostaną za konkretny tekst. Prawie nigdzie nie ma żadnych tabeli stawek i jasnych kryteriów, redaktorzy naczelni wyceniają teksty po uważaniu, często nie według jakości tekstu, a np. sympatii do podwładnego. Jak opowiadają koledzy z różnych środowisk w rozmowach w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich górą są lizusy i donosiciele.
Piszą koledzy z komisji dziennikarskiej: „ Zdarza się więc, że dwoje autorów pracujących dla tej samej redakcji dostaje za swoje teksty dwie zupełnie różne kwoty”. To zupełnie jednak odmienny mechanizm: jest oczywistością, że jeden tekst nie wymaga większej pracy, np. spotkań z wieloma ludźmi ,wyjazdów w teren, ciężkiego zdobywania materiałów, a drugi jest kompilowany z różnych źródeł: komputerowo-telewizyjno- gazetowych. Czy dwa tak różne teksty , nie wspominając już o jakości pisania, powinny być tak samo wyceniane? To zakrawałoby na absurd.
- Płacenie po publikacji
Drugim poważnym problemem kolegów na umowach śmieciowych są terminy płatności. Dostają pieniądze dopiero wtedy, kiedy materiał się ukaże, a może to być nawet kilka miesięcy po terminie dostarczenia go do redakcji. Zdarza się też, że wydawcy niechętnie płacą nawet po ukazaniu się tekstu czy wyemitowaniu programu.
Koledzy skarżą się podczas spotkań w SDP, że niejednokrotnie muszą kilka razy dopominać się, zanim zostanie wypłacone honorarium. Istnieje też inny problem, którego nie zauważono (czy może nie napisano o tym w informacji?) w komisji dziennikarskiej powstałej przy Inicjatywie Pracowniczej: wypłacanie wierszówek innych niż te, na które się umówiono. To stała praktyka niektórych wydawców: wolny strzelec umawia się np., że za wywiad dostanie 450 zł na rękę. A na jego konto wpływa znacznie mniej, np. połowa tej sumy.
- Zwrot kosztów
Freelancerzy bardzo często nie dostają także zwrotu kosztów poniesionych na przejazdy, noclegi, wyżywienia. A wyjazd np. za granicę generuje poważne wydatki, z które płaci dziennikarz, a nie redakcja.
- Wymuszona „sprzedaż” prawa do tekstów
Zasadą jest , że zanim tekst ukaże się w druku jego twórca musi podpisać umowę, że zrzeka się do niego praw. I często najlepsze materiały ukazują się potem na portalach wydawnictw lub w kolejnych publikacjach. Dziennikarze nie dostają za to ani złotówki więcej. Kolejny problem pojawia się , gdy dziennikarz piszący chce umieścić swoją publikację w mającej się ukazać jakiejś książce, np. zbiorze reportaży. Najczęściej musi za to … zapłacić.
Inicjatywa kolegów jest cenna. Co z niej wyniknie, zobaczymy. Komisja dziennikarska skoncentrowała się, co zrozumiałe, na swoim własnym środowisku, czyli wolnych strzelców oraz na jakże ważnych sprawach płacowych. Szkoda, że pominęła lub zajęła się marginalnie innymi uwarunkowaniami pracy dziennikarzy oraz dziennikarzami zatrudnionymi na etatach, choć ich także zaprasza do współpracy.
Jakimi problemami powinniśmy się zająć jako środowisko dziennikarskie? Czy to w Komisji Dziennikarskiej czy w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich? Podpowiadamy:
Ot, choćby zastraszaniem dziennikarzy i ich nadmiernym wykorzystywaniem. Na czym to polega?
- Praca po kilkanaście godzina dziennie. Regułą jest bowiem, że dziennikarze pracujący w prywatnych przedsiębiorstwach, korporacjach, zwłaszcza zagranicznych pracują po kilkanaście godzin dziennie, nawet w soboty i w niedziele. A jeżeli się poskarżą na nadmierne wykorzystywanie, to słyszą od swoich przełożonych, że sobie nie radzą, bo są słabymi dziennikarzami. I mogą odejść. Z czego wynika takie obciążenie? Z tego, że dziennikarze piszą nie tylko do gazety/czasopisma, ale także na portale internetowe wydawnictw i do publikacji książeczkowych, a muszą także w wielu przypadkach zająć się także doborem zdjęć do swego materiału, który musza także olinkować. No i oczywiście nadmiar pracy jest to skutkiem obcinania etatów.
- Zmniejszanie etatów. Obowiązki zwolnionych pracowników przerzuca się na pozostałych. Mają po dwa dotychczasowe etaty, a pensje najczęściej takie jak poprzednio. Do wyjątków należą sytuacje, że nieco podnosi się pobory.
To również standard we wszystkich innych krajach. Amerykańska dziennikarka podczasrewelacyjnejkonferencji „ The Media as Public Service” zorganizowanej przez SDP11/12 VI br.opowiadała, że w jej zespole z początkowo zatrudnionych trzydziestu sześciu zostało… siedem osób.
- Obcinanie pensji. To stała praktyka, co parę lat zatrudnionym zmniejsza się pensje i zastrasza tak, że boją się odezwać. Niektórzy wręcz chodzą do psychologa lub nawet do psychiatry. A jeżeli ktoś ośmieli się przeciwstawić to jest tępiony, nie dostaje żadnych premii lub jest wyrzucany. A na jego miejsce przyjmuje się dwie osoby, które wykonują jego prace.
- Wpisanie zryczałtowanych wierszówek do poborów. Niezależnie od tego, ile dziennikarz napisze tekstów, ile się przy nich napracował i jakiej są jakości, np. poruszają świeży, nieopisany jeszcze temat, dostaje tyle samo pieniędzy. A że dziennikarz ma znacznie więcej obowiązków? To nikogo to nie wzrusza, a zwłaszcza pracodawców.
Pisałam o tym we wrześniowym numerze „Bez wierszówki” w ubiegłym roku, postulując , byśmy wystąpili z interwencją, np. do pracodawców francuskich, niemieckich, szwajcarskich. I nagłośnili sprawę nieludzkiego wykorzystywania polskich dziennikarzy, bo ich rodzimi żurnaliści raczej na pewno nie są tak traktowani. Uważam też, że powinniśmy dążyć - pod auspicjami SDP - do stworzenia zawodowego związku dziennikarzy.
Czy w tę stronę pójdzie inicjatywa kolegów z komisji dziennikarskiej? Czas pokaże. Nie wątpię, że uda im się stworzyć kodeks dobrych praktyk. Czy jednak przyjmą je za swoje i zastosują w praktyce różne redakcje? Tu śmiem wątpić.
Inicjatywa jest ciekawa. I wielka szkoda, że dziennikarze zrzeszeni w komisji dziennikarskiej przy Inicjatywie Pracowniczej mimo zaproszenia nie dali się namówić na spotkanie i rozmowę.
Hanna Budzisz