Zarząd główny SDP zwrócił się „do Kolegów z Rosyjskiej Unii Dziennikarzy i wszystkich rosyjskich dziennikarzy z apelem o rzetelne i uczciwe relacjonowanie sytuacji na Ukrainie”. Nieoczekiwanie okazało się, że nasze skromne stowarzyszenie ma większą moc niż Unia Europejska, OBWE i potężne Stany Zjednoczone razem wzięte, bo na apel - błyskawicznie i pozytywnie - odpowiedziały dwie dziennikarki telewizji Russia Today. Tyle, że obie są amerykankami, pracują w Waszyngtonie, a sama stacja jest wprawdzie rosyjska i prokremlowska, ale anglojęzyczna i prawie nikt w Rosji jej nie ogląda.
Pierwsza z dziennikarek Abby Martin na zakończenie programu na żywo zwracając się wprost do słuchaczy powiedziała: „Chciałabym powiedzieć coś prosto z serca na temat trwającego kryzysu na Ukrainie i rosyjskiej okupacji Krymu. Fakt, że pracuję tu, w Russia Today, nie znaczy, że nie mam niezależności. Nie mogę znaleźć dość mocnych słów, aby powiedzieć, jak bardzo jestem przeciwna jakiejkolwiek państwowej ingerencji w sprawy innego, suwerennego kraju. To, co zrobiła Rosja jest złe”. Następnego dnia gdy telewidzowie i internauci przetarli już oczy ze zdumienia dowiedzieli się, że Abby Martin jest nie tylko niezależna od pracodawcy, ale i od własnych poglądów, które bynajmniej nie przeszkadzają jej w kontynuowaniu pracy dla kremlowskiej telewizji.
Druga dziennikarka Liz Wahl okazała się mniej niezależna, a nawet całkiem uzależniona od swoich poglądów i po stwierdzeniu na antenie: ”Nie mogę być częścią sieci, która wybiela akcje Władimira Putina”, zrezygnowała z pracy w Russia Today. Jak potem przyznała w wywiadzie dla MSNBC znaczny wpływ na jej decyzję miała rozmowa z dziadkiem uciekinierem z Węgier po roku 1956. Niestety reszta pracowników waszyngtońsko – moskiewskiej telewizji nie ma żyjących węgierskich przodków, więc bez dalszych „wstrząsów kadrowych” stacja może opowiadać o majdanowych faszystach przeszkolonych w tajnych bazach w Polsce i o bohaterskich nieznanych żołnierzach z krymskiej samoobrony zaopatrzonych w broń i mundury rosyjskiej armii w kilku cywilnych sklepach w pobliżu Kremla.
O przypadkach rezygnacji w kremlowskich mediach nadających w samej Rosji na razie nic nie wiadomo. Piszę „na razie”, bo nie chcę wierzyć, że w tym dużym kraju nie znajdzie się jakiś dziennikarz „przyjaciel Moskal”, z jakimś doświadczonym przez los dziadkiem, nie koniecznie Węgrem.
Na razie ponad 500 „braci Moskali” zostało zatrzymanych w Moskwie i Petersburgu za udział w proteście przeciwko rosyjskiej okupacji Krymu. Nie wznosili żadnych okrzyków, a niektórzy mieli w rękach jedynie czyste kartki papieru. Nie wiem czy to było zamierzone, ale wyszło jak ze starego dowcipu o ZSRR. Demonstrującego samotnie na Placu Czerwonym z pustą kartka w ręce aresztuje milicjant. Pyta go dlaczego na kartce nic nie ma, a zatrzymany wyjaśnia: „Po co pisać. I tak wszyscy wiedzą o co chodzi”.
Otóż „dziennikarze Moskale”. Jak już wam zamkną wszystkie niezależne gazety, stacje radiowe i telewizyjne oraz odetną was od Internetu, spróbujcie jeszcze zawiesić w sieci pustą stronę. Nie wiem jak u Was, ale my tu w Polszy zrozumiemy o co chodzi.