Kolejny tydzień sporą część czasu poświęciłem na śledzeniu sytuacji na Ukrainie. Zrezygnowałem z naziemnej i satelitarnej telewizji, radia, a nawet z „papieru”. Ograniczyłem się do Internetu. To ciekawe doświadczenie. Wytrwały internetowy „szperacz” może być znacznie lepiej, i oczywiście szybciej poinformowany niż czytelnik, widz czy słuchacz. Niestety to szperanie na własną rękę pochłania sporo czasu. To banalne obserwacje. Mniej banalna jest taka, że w tym „szperaniu” bardzo pomocne (i oszczędzające czas) są… media i ich dziennikarze tyle, że w internetowym wydaniu. Często z tych samych mediów, z których właśnie „zrezygnowałem”. Owo „szperanie” przecież to nic innego jak włóczenie się po internetowych gazetach, internetowych telewizjach, internetowych radiach, różnych oficjalnych stronach czy - tu uwaga - tzw. mediach społecznościowych.
Przetestowałem pod tym względem Twittera. Właściwie można tam ułożyć sobie własny koncern medialny. Wedle życzenia. Kompletujemy listę „obserwowanych” składającą się z pożądanych przez nas stron internetowych mediów, twittujących dziennikarzy, ekspertów, polityków i takich jak my „szperających” zainteresowanych i już. Koncern zaczyna dla nas wydawać gazetkę oraz nadawać programy radiowe i telewizyjne. Nie chodzi tu o twistowe komentarze, ale o linki. Przy okazji możemy poznać reakcje i to bez chamskiego śmietnika tak licznego na internetowych forach, bo przecież sami układamy listę „obserwowanych”. Te moje uwagi nie są niczym odkrywczym dla dziennikarzy, którzy swoje „obserwowane” koncerny twitterowe już dawno założyli, ale nie wiem czy zdajemy sobie sprawę z tego, że ta sytuacja stwarza nową/starą jakość. W chaosie dowolnej ilości informacji jaką odbiorca może w sieci zdobyć, znów przewodnikami stają się media i ich dziennikarze. Może to dla naszej sponiewieranej dziennikarskiej braci jakieś światełko w tunelu?
A teraz coś z zupełnie innej beczki.
Tydzień w kraju zakończył Dzień Żołnierzy Wyklętych pełen oficjalnych i nieoficjalnych obchodów, pokazów filmowych i koncertów. Jak się okazało był to również dzień sporu o to czy owi Żołnierze są Wyklęci czy też Niezłomni. Nie bardzo zrozumiałem na czym istota tego sporu polega, ale ze zdumieniem patrzyłem jak na Twitterze dostało się po uszach… TV Republika, za to, że z uporem używa określenia „Wyklęci”, które ponoć zostało ukute przez PRL-owski reżim. Głupawo sobie wyobrażałem, że ów Dzień ma być poświęcony pamięci poległych, a tymczasem przez niektórych całkiem szczerych głosicieli owej pamięci coraz bardziej poświęcany jest narodowemu sportowi czyli rozmnażaniu się przez podział połączony z obrażaniem się.
Na koniec drobny prztyczek. SLD zgłosił pomysł utworzenia… Funduszu Solidarności. Osoby, które straciły pracę w firmach sprywatyzowanych podczas transformacji po 1989 miałyby przez trzy lata otrzymywać z państwowej kasy po 200 zł miesięcznie. Proponuje ten pomysł nieco rozszerzyć. Niech jakieś pieniądze, w tym stałe dodatki do emerytur, dostaną osoby, które z powodów politycznych straciły pracę przed 89, w tym negatywnie zweryfikowani dziennikarze. Ponieważ jednak nie była to wina III RP, ale PRL, to niech pieniądze na ten cel nie pochodzą z budżetu państwa, ale z budżetu następczyni PZPR czyli SLD. Jeżeli Sojusz nie ma w kasie tyle pieniędzy, proponuję zaciągnąć „moskiewską pożyczkę”.