W TVP1 i TVP2 łącznie 180 godzin. TVP Sport 350 godzin. W TVP Info 16 godzin. Do tego nocne powtórki w TVP Regionalna między 23.35 a 5.25. Co to? To bilans antenowy transmisji z Zimowych Igrzysk olimpijskich w Soczi. Prezes TVP już dwa tygodnie przed zawodami zapowiedział, że jego firma, jak zwykle przy relacjonowaniu dużych imprez sportowych, do tego interesu dołoży. No to po co to robi?
Robi, bo musi. Jak słucham naszych polityków to wiem, że Polakowi transmisja Igrzysk - zbieżność z hasłem „chleba i igrzysk” zupełnie nieprzypadkowa – należy się „jak psu zupa”. Zbieżność z powiedzeniem „jak psu micha” lub „jak psu buda” też nieprzypadkowa. Po prostu nawet psy na Wiejskiej mają inne podstawowe prawa. Polski polityk nie chcąc narazić się wyborcom nie może nie wiedzieć kto to jest Kamil Stoch czy Justyna Kowalczyk, a teraz i Zbigniew Bródka. No i pokazują, że wiedzą, a nawet, że im kibicują.
Na Twitterze zdjęcie Leszka Millera przed wylotem do Soczi, przed zawodami w Soczi, po zawodach w Soczi, przed powrotem z Soczi i po powrocie też. Piszę ten tekst gdy mamy już trzy złote medale, a na dużej skoczni rozpoczął się konkurs z szansą na kolejne złoto, więc szef MZS „ćwierka”: „Go, Kamil, 4 our 4th gold!” Niektórzy z polityków nigdy nawet nie podbiegli do tramwaju, ani nie rzucili talerzem o ścianę, ale nie mogą przecież nie podzielać narodowych emocji i to na progu dwuletniego maratonu wyborczego.
Nasza brać dziennikarska też z upodobaniem „ćwierka”. Emocje i zawodowe przyzwyczajenie są tak duże, że choć wszyscy mogą śledzić zawody na żywo, to i tak co bardziej napaleni koledzy po fachu (bynajmniej nie zajmujący się na co dzień sportem) oglądają tv z odpowiednim urządzeniem w ręku i w twittowy świat ślą informacje o złotej Justynie mając nadzieję, że wyprzedza innych, choć nie wyprzedzą.
W tym momencie dzięki moim sąsiadom z prawej i lewej wiem, że Stoch prowadzi po pierwszej serii skoków. No właśnie. Żarty - z polityków i TVP – żartami, ale zachowania naszych politycznych wybrańców nie są odklejone od rzeczywistości. Drugi skok Stocha podczas pierwszego olimpijskiego konkursu oglądało w TVP 11,5 mln osób! Polacy naprawdę kochają różnorakie sportowe igrzyska. Prędzej zrezygnują z chleba niż z igrzysk.
Pamiętam ponury początek roku 1982. Właśnie trwał Mundial, a reżim generała Jaruzelskiego zadbał o telewizyjne transmisje. Podziemne drukarnie przerywały prace. Konspiracyjni łącznicy docierali z opóźnieniem, a podziemne komórki przekładały terminy omówienia spraw ważnych, bo… grali Polacy. To właśnie wtedy doszedłem do marksistowskiego wniosku, że sport wyczynowy to opium dla mas i tak mi już zostało. Dla innych kibicowanie to patriotyczny obowiązek, a nasi zawodnicy – przynajmniej ci odnoszący sukcesy – to wręcz narodowe symbole, tym większe z im większym poświęceniem zwyciężają.
W tej kategorii liderką pozostaje w tej chwili Justyna Kowalczyk. Złamana kość stopy. Odmrożone palce nóg. Ściągnięte z tego powodu paznokcie. Na koniec otarte ścięgno Achillesa. Justynę Kowalczyk rozumiem. Ja lubią palić niezdrowe papierosy, a ona ma po prostu hopla na punkcie nie służącego zdrowiu ścigania się na nartach. Jej zdrowie, jej ryzyko, jej zwycięstwo i jej frajda. Nie mogę jednak zrozumieć, że publiczne i niepubliczne media, politycy oraz po prostu rodzice pokazują taką postawę dzieciom i młodzieży jako przykład do naśladowania. Raczej wydaje mi się, że tzw. funi nie tyle kochają swoją Justynę, co raczej traktują ją jak ulubioną gladiatorkę.
O! Właśnie mamy czwarty medal. Zdobył go oczywiście poobijany na treningu Kamil Stoch. Teraz się zacznie. Wydamy – przy aplauzie mediów - całą forsę na szkółki gladiatorów czyli małych przyszłych biegaczy i skoczków, a szkolne sale gimnastyczne i boiska dalej będą przez całe ferie i wakacje niedostępne. Aż dziw, że udało się zbudować „Orliki”, ale ten pomysł został przecież zrealizowany bardziej z myślą o zbudowaniu zaplecza dla zwycięskiej reprezentacji piłkarskiej, niż dla stworzenia warunków dla tych, którzy chcą pokopać gałę ot tak, dla… sportu.