Po długotrwałej suszy w polskich lasach wreszcie pojawiły się grzyby. Siedzę sobie w chałupie pod lasem i sprawiam grzyby. Kozaki niestety robaczywe, ale prawdziwki na szczęście już nie, a maślaki i kurki jak zwykle zdrowiusieńkie. Będzie z tego pyszna zupa, a kilka maślaków zostanie do jajecznicy. Kto nie smakował niech spróbuje. Kurki pod tym względem są przereklamowane.

No więc jednym okiem oglądam grzyby, a drugim czytam artykuł w natemat.pl. Jedno oko mi rośnie na widok pięknego przekroju borowika, a drugie też mi rośnie, ale ze zdziwienia. „Zabójcza tradycja” – krzyczy natemat.pl – „Grzybobranie wciąż ważniejsze niż ludzkie życie”. Patrzę na swoje maślaki jednym okiem i drugim i staram się w nich znaleźć lekceważenie dla ludzkiego życia, ale jakoś nie znajduję. Tymczasem autorzy natemat.pl znajdują.

Znajdują oczywiście bez trudu, bo w grzybowym sezonie zawsze znajdzie się jakieś doniesienie o zatruciu, a te o zatruciach dzieci są zawsze szczególnie wstrząsające. Odnoszę jednak wrażenie, że autor tekstu i blogerzy, na których się powołuje widzą rozwiązanie tego problemu na innej drodze niż ostrożność i znajomość leśnego runa. Blogerka oczekuje, że Rzecznik Praw Dziecka wymusi na lekarzach jednoznaczne określenie wieku, w którym dzieciom wolno będzie spożywać grzyby, a inny bloger (zresztą psycholog społeczny) sugeruje, że najlepiej byłoby z jedzenia grzybów całkowicie zrezygnować. Zakazów prawnych wprawdzie nikt nie proponuje, ale jak na mój gust idea ograniczenia wolności zbierania w imię bezpieczeństwa nie jest autorom całkiem obca. Taka postawa mnie nie dziwi. Po tragedii polskich alpinistów w Himalajach, w Internecie znalazłem całkiem liczne propozycje, by takich ryzykownych wypraw zabraniało prawo.

Ograniczanie swobody wyboru przychodzi nam łatwo, zwłaszcza jeżeli oznacza to swobodę wyboru kogoś innego. Podczas słynnego sporu o wyświetlenie w TVP dwóch jakże odmiennych dokumentów o katastrofie smoleńskiej, każdej ze stron bez trudu przychodziło nawoływanie, by tego drugiego filmu nie pokazywać. Oczywiście to ograniczenie wolności oglądania miało zagwarantować bezpieczeństwo. W tym wypadku bezpieczeństwo umysłów widzów, żeby ten drugi, niewłaściwy film nie pomieszał im w głowach.

To nawoływanie do pokazywania jednego, oczywiście jedynie słusznego obrazu świata, nie zakończyło się po emisji wspomnianych filmów. Wręcz przeciwnie. Leży u podstaw i jest zasadą istnienia „mediów tożsamościowych”, które opanowały nasz medialny świat. Dla mediów tożsamościowych, te drugie media o innej tożsamości potrzebne są jedynie do pokazania jak niebezpieczne jest ich istnienie, a najlepiej gdyby ich w ogóle nie było. Bezpieczeństwo ponad wszystko, a swoboda? No cóż, jak widać niesie za sobą tyle niebezpieczeństw.

Przy takich okazjach stale przypomina mi się żart z komunistycznych czasów, w którym Saszę namawiano do wstąpienia do Komsomołu.

- Sasza. Wstąp. Tak trzeba.

- Jak trzeba to trzeba.

- Ale członek Komsomołu nie pali. Rzucisz?

- Jak trzeba to rzucę.

- Ale członek Komsomołu nie pije. Przestaniesz?

- Jak trzeba przestanę.

- No i z dziewczynami nie wypada.

- No jak nie wypada to nie wypada.

- No i trzeba być gotowym oddać życie za organizacje.

- Jestem gotowy, Choćby zaraz.

- Naprawdę?

- A na ch… mienia takaja żyźń?

 

Zupka robi pyr, pyr. Może to i ryzykowna zupa, ale to moja zupa, moje ryzyko i moje życie.

 

 

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl