Wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński publicznie zrugał prezesa TVP Juliusza Brauna za niewłaściwe tematy w programie Tomasza Lisa i ostrzegł, że „zlecił monitoring gospodarki w <<Wiadomościach>>”.
To zruganie poszło w świat dzięki nagraniu obecnego przy tym radiowego dziennikarza. Trochę to przypominało medialne spektakle odbywające się na Kremlu, kiedy to najwyższa władza rozstawia po kontach (oczywiście pod okiem kamer) czynowników, którzy nie dość zadowolili władzę. Piszę, że „przypominało trochę”, bo występ wicepremiera miał się do moskiewskiego pierwowzoru jak sierpniowe rekonstrukcje do oryginału Powstania Warszawskiego lub, żeby trzymać się bardziej ludowych klimatów (jak przystało na PSL), jak disco polo do disco. Kremlowski oryginał i krynicki występ grupy rekonstrukcyjnej „Wicek” (od wica i od wicepremiera) łączy tylko jedno. Brak klasy. Chciałoby się powiedzieć: jaki wicepremier takie i ruganie.
A teraz poważniej. Funkcja wicepremiera i ministra gospodarki ma się nijak do telewizji publicznej, a przynajmniej tak wedle konstytucji być powinno. Zatem jeśli Pan minister chce osobiście decydować co się znajdzie w programie Lisa (lub innym), to proszę odejść z polityki, zostać telewizyjnym producentem i produkować co tam Panu w ludowej duszy gra. Pole do popisu (podobieństwo tego słowa do historycznej i jedynie wirtualnej koalicji jest zupełnie przypadkowe) będzie Pan miał duże, bo telewidzowie bardzo sobie ludową rozrywkę cenią. Jak donoszą wirtualnemedia.pl największą widownie notują transmisje sportowe i seriale, a w lecie kabarety.
Te ostatnie nie są już nawet ludowe, ale wręcz ludyczne. Świetnie do nich będzie pasował skecz o polityku, który myślał, że telewizja publiczna to telewizja rządowa, a do zadań ministra gospodarki należy dbałość o to, by flagowy program informacyjny telewizji publicznej zamieszczał satysfakcjonujące rząd informacje na temat sukcesów narodowej gospodarki. Inny skecz może opowiadać o tym, jak ów polityk został popularnym vlogerem prezentującym materiały wideo pokazujące jak herbata staje się słodsza od samego mieszania.
Oczywiście gdyby wicepremier był na prawdę przejęty stanem TVP mógłby zadbać o przyśpieszenie prac nad wprowadzeniem opłaty audiowizualnej, ale właściwie nie ma powodu, żeby mu na tym zależało. A nóż taka TVP zasilona sporymi publicznymi pieniędzmi przestałaby być ludyczna, a może nawet zdarzyłby się ponowny Cud nad Wisłą i na jej czele stanęliby ludzie odporni na ministerialne ruganie i na dokładkę niewierzący, że „ciemny lud” kupi dyrdymały o cudownych właściwościach mieszania herbaty. Nie, nie! Do takiego upadku mediów publicznych wicepremier nie może dopuścić. Lepiej już niech TVP upada w tradycyjnym i ludycznym stylu.
Andrzej Kaczmarczyk