„Lektura gazet codziennych może doprowadzić do zawału serca” - takie ostrzeżenie powinno znajdować się na pierwszej stronie niemal każdego polskiego dziennika. Ta uwaga dotyczy nie tylko tabloidów, ale i tzw. gazet poważnych, które od dawna rywalizują z brukowcami w szokowaniu czytelników. Po wtorkowej lekturze GPC, GW i Rzeczpospolitej zrobiło mi się straszno i śmieszno, ale nie czułem się z tym dobrze. Pierwsze dni po wakacjach, i od razu wdepnąłem w błotko z polskiego piekiełka.

Gazeta Polska Codziennie ostrzega przed filmem „Do zaliczenia” reklamującym seks hasłem „Zalicz ją w te wakacje”, straszy rządem, który zapowiada rozwiązanie siłowe wobec kiboli i chce ich resocjalizować, pisze o znieważaniu polskiej flagi na Facebooku, a także o rosyjskich piosenkach, śpiewanych za polskie pieniądze w Zielonej Górze, dyskontach niszczących polskie sklepy oraz wyludniającym się Śląsku i ścianie wschodniej. Pierwszą w pełni pozytywną informację zawierał tekst Jana Pospieszalskiego o niezwykłym festiwalu psalmów w Jarosławiu – Pieśni Naszych Korzeni (na stronie 9.)

W Gazecie Wyborczej na pierwszej stronie tekst o bezkarnych kibolach, którzy „rządzą trybunami i straszą zwykłych obywateli na ulicach”. Czy ktoś wreszcie zrobi z nimi porządek? – pyta autor tekstu Michał Szadkowski. W dziale zajawek m.in. o strachu przed urlopem w Egipcie, medialnej mafii Murdocha (tego od afery z World of the News) i przemycie paliwa, a na trzeciej o tym, jak kibole Zagłębia Sosnowiec wpadli do szatni Górnika Sosnowiec i pobili piłkarzy.

W Rzeczpospolitej na pierwszej stronie główny artykuł dotyczy informacji o klientach polskich banków, które mają być przekazywane Stanom Zjednoczonym (co eksperci uznają za naruszenie ochrony danych osobowych), ponadto skróty artykułów o nowych wyliczeniach emerytur (dużo mniej korzystnych niż poprzednie), o samorządach, które nie chcą dokładać do Funduszu Kościelnego, i oczywiście, o bijatyce na plaży w Gdyni.

„Zaliczyłem” wszystkie te artykuły, wzrósł mi poziom adrenaliny, wnerwienia ogólnego, ale jeszcze mi było mało, więc sięgnąłem po Rzepę, po dawkę publicystyki. I tu przyszło miłe rozczarowanie, bo z przyjemnością przeczytałem zrównoważony wywiad Jacka Nizinkiewicza z prymasem Polski abp Józefem Kowalczykiem, w którym prymas sprostował kilka obiegowych opinii na temat Kościoła, bronił prawa do podejmowania demokratycznych decyzji (w sprawie udziału bądź absencji w referendum w Warszawie) oraz zauważył, że nasi politycy muszą nauczyć się żyć w opozycji, a koalicja rządząca nie powinna odrzucać konstruktywnych propozycji, składanych przez opozycję. Okazuje się, że można rozmawiać, przedstawiać różne punkty widzenia, a nie tylko straszyć, szokować i molestować intelektualnie.

Jednostronne informacje*, im gorsze, tym lepsze, zadomowiły się w mediach na dobre. Pytanie tylko, czy poważne gazety muszą epatować zbrodnią, aferami, konfliktami i kłótniami? Wiem, że to pytanie jest naiwne i odpowiedź brzmi: muszą! A dodatkowa odpowiedź na pytanie, dlaczego muszą, brzmi - z ich strony - bo tego chce czytelnik!

Podobno był już taki eksperyment, że wydawano gazetę z samymi dobrymi informacjami, i gazeta upadła. Teraz gazety, nie chcąc upaść, postanowiły pójść na całość. Ilość negatywnych informacji w stosunku do pozytywnych wynosi dziś około 3:1. Jeszcze kilka lat temu było ich nie więcej niż 50 procent. Pytam sam siebie, czy lubię się bać, i odpowiadam: nie, nie lubię być straszony, poza tym często są to strachy na lachy. Nie wydaje mi się, by zaklinanie rzeczywistości i chowanie głowy w piasek było dobrym rozwiązaniem, ale nie wydaje mi się też, że żyję na najgorszym z możliwych światów, w kraju ludzi nieszczęśliwych, gdzie połowę stanowią bezrobotni, a drugą połowę kryminaliści. Może czas, by gazety zaczęły przedstawiać bardziej zrównoważony i bliższy rzeczywistości obraz świata, w którym jednak nie afera, zbrodnia, czy występek jest normą, a jest nią dobry uczynek i pozytywne myślenie.

Znowu odezwał się we mnie marzyciel. A niech tam, wolę niepoprawnych optymistów niż zarażających swą frustracją, zawsze narzekających pesymistów. I powtórzę za Leibnizem: żyjemy na możliwie najlepszym ze światów. Choć mógłby być on o wiele lepszy…

Marek Palczewski

*Oczywiście, nie wszystkie informacje z wyżej wymienionych zaliczyłbym do tego rodzaju.

22 sierpnia 2013

Udostępnij
Komentarze
Disqus

Jest to archiwalna wersja portalu. Nowa wersja portalu SDP.pl, dostępna pod adresem: https://sdp.pl