Warsaw Open?
Trwa personalny mecz tenisa (przy)ziemnego między Panem Prezydentem RP a Panem Prezesem TVP. W tym secie pierwszy podawał Pan Prezydent, delegując do Zarządu TVP dwoje „swoich” ludzi - panią Paczuską i pana Pałkę, jednocześnie domagając się usunięcia wiceprezesa Staneckiego. Układ w Zarządzie TVP zrobił się 2:1 na niekorzyść Jacka Kurskiego.
Było więc 15:0 dla PAD.
Ale teraz podawała TVP: Rada Nadzorcza tej firmy natychmiast zawiesiła pana Piotra Pałkę w prawach członka Zarządu TVP.
Zrobiło się 15:15, a piłka jest na połowie PAD.
Jaki będzie return? I czy z forhandu czy z backhandu, czyli „na odlew” – wkrótce się przekonamy.
Coach ekipy TVP, prezes Kaczyński, strategicznie wygrał: PAD podpisał 1,4 mld zł dla TVP, na co coach tylko czekał…
PS. Jednak mecz przerwano – z powodu zapadających ciemności (które „kryją Ziemię”…), a ów człowiek PAD, Piotr Pałka, postanowił już w tym meczu nie grać i wrócił do macierzystych barw…
Pan Bóg nierychliwy, ale…
Rajfurski, skandaliczny zupełnie i głupi program „Sanatorium miłości”, w którym starsi państwo mieli gzić się za pieniądze płacących abonament w jakimś ośrodku sanatoryjnym, znalazł swoje nieoczekiwane pendent: jeden z jego uczestników tak się w tym sanatorium zakochał, że… umarł z miłości. Niedoszła panna młoda (sic!) skończyła jako żałobna wdowa.
Sztuka, jak wiadomo, zawsze wyprzedza życie. Bruno Schulz jeszcze przed ostatnią wojną napisał zbiór opowiadań pod jakże w tym wypadku wymownym tytułem „Sanatorium pod Klepsydrą”. Nie minęło więcej jak 70 lat – i słowo stało się ciałem.
Ale rajfurom z TVP nic to nie przeszkadza. W końcu the show must go on!
Kiedy zmagania gołych pań w kiślu?!
Postępuje zadeklarowane przez prezesa Jacka Kurskiego usportowienie kierowanej przezeń firmy. Oto w zeszłym tygodniu w poniedziałek zamiast spodziewanego Teatru Telewizji zaoferowano widzom spotkanie na szczycie w boksie zawodowym. Ów „boks zawodowy” ze szlachetną sztuką uczciwego, czystego okładania się pięściami (jak to drzewiej bywało!) nie ma już nic wspólnego – teraz zawodnicy okładają się wszystkimi posiadanymi kończynami we wszystkie dostępne miejsca. Słowem jest to regularne mordobicie!
No… Jako kontroferta dla sztuki teatralnej – propozycja dość ryzykowna. Choć… jeśli trend się utrzyma, wieczorne poniedziałkowe pasmo telewizji publicznej może zacząć notować szybki wzrost oglądalności – a przecież wygląda no to, że to jest najważniejsza dyrektywa, będąca przedmiotem troski władz z Woronicza.
Szczerość to podstawa
Już prezes KS „Tęcza” Ryszard Ochódzki twierdził: „Szczerość w naszym klubie to podstawa”. No dobrze, to „Łubu dubu, łubu dubu…”: sam pan premier Mateusz Morawiecki (czyli „prezes naszego klubu”… no, może wiceprezes…) stwierdził – jak podał portal wiadomości.gazeta.pl – podczas jednej ze swych licznych konferencji prasowych z otwartością zaskakującą u polityka: „My nie mamy mediów!”
Brzmi to smutno i niepokojąco, no, ale premier chyba wie, co mówi… Do tego mówi to nie on jeden, a potoczne choćby obserwacje telewidzów i wszelkich odcieni patriotów potwierdzają tezę Pana Premiera…
Dość poprawności politycznej!
Telewizja Polsat przypomniała właśnie zakończenie ubiegłorocznej (2018) Świętokrzyskiej Gali(?) Kabaretowej. Kto oglądał „na żywo” – jego zysk, kto jeszcze nie - nadrobić może zaległość dzięki stacji z Al. Stanów Zjednoczonych.
W finale galowego koncertu wystąpił niejaki Igor Kwiatkowski, dyżurny trefnić któregoś z modnych obecnie w mediach „kabaretów”. Zaśpiewał polską wersję wielkiego przeboju Prince’a Purple rain, tyle że w jego wersji była to rozmowa między kłócącymi się małżonkami.
Prince śpiewał zakończenie refrenu, które brzmiało: Purple rain - Purple rain.
Igor Kwiatkowski wszystko spolszczył. Mężczyzna coś zarzucał kobiecie (mąż żonie?), a ona mu na to:
Pie ... dol się – pie ... dol się (sic!)
Nawet polsatowska widownia, co to nie takie rzeczy widziała i słyszała, z początku lekko zbaraniała, ten i ów był wyraźnie zażenowany; ale zaraz ten stan ustąpił i wszyscy (no, może prawie wszyscy…) wraz z Igorem podjęli refren, wypowiadany przez żonę do zawracającego jej głowę męża:
Pie ... dol się – pie ... dol się
Ta krótka, jasna formuła ma tę zaletę, że pozwala już dalej nie dyskutować, nie wymieniać myśli, nie mnożyć pretensji. Nie marnować czasu.
Kabareciarz Igor Kwiatkowski wniósł więc zdecydowanie nową jakość na polską scenę rozrywkową i do telewizji prywatnych.
I może pojawią się spory, może odezwą się jacyś oburzeni, jacyś puryści…
Z tym, że dysputa będzie jałowa. Najlepiej zastąpić ją więc postulatem pod adresem samego artysty: Wiesz co, Igor? Pie ... dol się!
Wojciech Piotr Kwiatek