Na temat fali hejtu i morza nienawiści, wypowiedzieli się już niemal wszyscy myśliciele w naszym kraju. Mało tego, zaczęto nawet ostro zwalczać tych, którzy na temat hejtu i nienawiści nie raczyli się wypowiedzieć.
Więc owczym pędem się kierując, choć mały kijaszek wsadzę do tego mrowiska. Zastanawiam się jednak, czy w przypadku nienawiści, jest o co kruszyć kopie. Przecież tematem pokrewnym, ba synonimem, jakim jest „agresja”, biolodzy, ewolucjoniści, pedagodzy i inni tacy zapisali już stosy papieru. Spokojnie zapełniłyby wszystkie punkty skupu makulatury w całym kraju. Promotorzy i recenzenci prac dyplomowych, widząc tytuł „Agresja wśród coś tam, coś tam”, ziewają przeciągle i mają dość. A i psychologowie internetu spełnili się badawczo, ukazując szambo, pomyje, żółcie i inne wkurzenia/wynaturzenia statystycznego wkur… wkurzonego rodaka.
W 1995 ukazał się na ekranach ambitnych kin, francuski, obficie nagradzany, film „Nienawiść”. Jeżeli ktoś chce się przekonać, czym jest rzeczywiście to zjawisko, to powinien ten film sobie obejrzeć lub jeśli widział - przypomnieć. Bohaterami są trzej kumple, swoista mieszanka wybuchowa; żyd, arab i murzyn. A w tle zamieszki z policją, frustracja i agresja, bieda w blokowiskach. Do tego ukazano bogate centrum, które za tymi osobnikami z przedmieść, delikatnie pisząc, nie przepada.
A jak ktoś chce być bardziej na bieżąco, to wystarczy posłuchać red. Szymona Hołowni, który dopiero co wrócił z Kongo. Tam fundacja, którą wymyślił, wspiera szpital i potrzebujących. A wokoło to już nawet nie jest nienawiść, a zwykła rzeź w wykonaniu czterech zwalczających się armii i niezliczonej ilości bojówek.
Patrząc na nasz kraj, trudno szukać analogii w taki sposób. Ani to konflikty narodowościowe, ani nawet etniczne. Buntu odrzuconych mieszkańców z wielkiej płyty, też próżno szukać. A jak już, to problemem mogą stać się pogrodzone osiedla i trochę jadu rzucanego ze sceny przez hiphopowców.
To że w naszym kraju trwa zimna wojna to wiemy. I równie dobrze Pawlikowski mógłby nakręcić „wojenkę na górze”, a zamiast pary zakochanych, wstawić całkiem współczesnych polityków wysokiego szczebla. Naszych niestrudzonych przywódców i niektórych usłużnych dziennikarzy, zdaje się pociągać wojna rozpolitykowanych plemion. Z tym że pomijając tragiczne przypadki z Łodzi czy Gdańska, najczęściej sprowadza się to do sytuacji, gdzie na Wigilii czy imieninach u cioci, wujo Henio i kuzynka Hela, wymieniają razy słowne o to, czy w naszym kraju jest gorzej niż w Korei Północnej, Birmie i Laosie razem wziętych. Czy być może jesteśmy wyspą szczęśliwości, niespotykaną do tej pory w naszych lechickich dziejach. I wszystko tylko dlatego, że jedno ogląda jedną stacje telewizyjną, a to drugie inną.
Ale w tym miejscu, powinno pojawić się branżowe pytanie. Gdzie jest cienka granica pomiędzy krytyką, a zaciętością w uprawianiu żurnalistycznego rzemiosła. Przecież nie możemy sobie tylko korzystać z cukiernicy, lukrować i słodzić. Mamy czasem ochotę odkręcić zakrętkę od solniczki.
Przecież tacy tytani gatunku felietonowego, jak choćby Stefan Kisielewski, ferowali naprawdę surowe wyroki. Obrażając nie tylko przeciwników, ale np. w „Dziennikach” nie pozostawiając suchej nitki nad dobrymi znajomymi. Kisiel zresztą też był obdzierany ze skóry i mówiąc modnym sformułowaniem „grillowany”. Co mają powiedzieć dziś mieszkańcy znad Loary i Sekwany, gdy są cytowane Jego słowa: „Pocieszam się tylko, że ta stara k…a Francja odcierpi jeszcze za naszą krzywdę, zawsze nas zdradzała i sprzedawała!”.
A jak w dzisiejszych czasach traktować słowa znakomitego Macieja Rybińskiego: „Lżenie, szydzenie, obelga, paszkwil. Sokrates ćwiczył się w obelgach, lżąc ówczesne mistrzynie świata w tej dyscyplinie, ateńskie prostytutki. Warto dziś wrócić do Sokratesa i go naśladować. Szydzić obelżywie ze wszystkich. Lżyć wszystko. Świat nie jest wcale taki poważny”.
Czy jeszcze będzie można uprawiać sztukę felietonu, z nutką obelżywości i delikatnością słonia w składzie porcelany? Komentarzy hejterów zawsze można przecież nie czytać albo wyłączyć. A pisanina zgryźliwego redaktora trafi do szuflady? Hej ta wiśta wio, dziś hejterek władze mo. A my co? Do podziemia?
Krzysztof Prendecki