Bojkot jakiegokolwiek medium przez polityków jakiegoś ugrupowania jest pomysłem desperackim. Bojkotowanie TVP przez Platformę Obywatelską niczego tej partii nie da – wręcz przeciwnie. Niezależnie od tego, jak oceniamy samą telewizję publiczną.
Czy standard, jaki prezentuje TVP pod rządami Jacka Kurskiego, uzasadnia z punktu widzenia czystej słuszności bojkot tej stacji przez jakąkolwiek siłę opozycyjną – to kwestia ocenna i nie będę się nią tutaj zajmował. Bardziej interesująca jest sprawa technologii politycznej i wizerunkowej, ale także powinności polityków wobec mediów i dziennikarzy.
Przede wszystkim jednak PO nie odrobiła lekcji. 11 lat temu Prawo i Sprawiedliwość przeprowadziło identyczną akcję, tylko w drugą stronę. Bojkotowało wtedy TVN, oskarżając tę stację o brak obiektywizmu. Akcja zaczęła się w lipcu 2008 roku, a zakończyła decyzją Komitetu Politycznego PiS w styczniu 2009 roku. Trzeba przyznać, że PiS i tak długo wytrwało, ale ostateczna decyzja mogła być tylko jedna, bo bojkot do niczego przecież nie prowadził – poza tym, że głosu polityków ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego nie było po prostu słychać w jednej z największych stacji informacyjnych. Dokładnie tak samo będzie teraz z PO.
PiS liczyło być może wówczas, że nieobecność jego przedstawicieli sprawi, iż programy będą mniej ciekawe, a to z kolei skłoni TVN do złagodzenia kursu. Tak przynajmniej można by odczytywać ówczesne intencje, stojące za bojkotem, bo przecież trudno przyjąć, żeby chodziło jedynie o czczy gest (ale wszystko jest możliwe, bo przecież polska polityka czczymi gestami stoi). Podobnie może kalkulować PO, żądając dymisji Kurskiego. Choć raczej gra jest podwójna: Platforma świetnie wie, że nie ma lepszego sposobu na umocnienie kogoś na jego stanowisku niż atak ze strony opozycji, dlatego jej bojkot raczej zapewnia obecnemu prezesowi kolejne miesiące w fotelu szefa TVP. Idzie więc tylko o to, żeby można pokazywać palcami TVP jako przykład braku refleksji ze strony PiS i żyrowania skrajnie napastliwego wobec opozycji tonu. Nie o to, żeby coś się w telewizji publicznej faktycznie zmieniło.
Tyle że przy okazji PO wygumkowuje się samo z części przekazu. Części, owszem, bez wątpienia spaczonej, uczestniczenie w której na pewno nie jest dla polityków Platformy komfortowe – ale czy musi być? Gdy PiS bojkotował TVN, wskazywano – słusznie – że to forma kapitulacji. Że nawet jeżeli się zgodzimy, iż TVN był wobec PiS skrajnie nieprzychylny, niesprawiedliwy i uprzedzony – bojkot pokazuje, że politycy PiS nie umieją sobie z tym poradzić. Że są za mało błyskotliwi i inteligentni, żeby się obronić. I dlatego uciekają z podkulonymi ogonami.
Tymczasem mając dobre warunki intelektualne można wyjść cało nawet z największej medialnej opresji przy nawet najgorszym i najbardziej uprzedzonym rozmówcy, co pokazał niedawno prof. Andrzej Zybertowicz, zdecydowanie pokonując w pojedynku w „Kropce na i” Monikę Olejnik. Z kolei postawę dokładnie odwrotną, pozostawiającą wrażenie arogancji i zarazem bezradności, zaprezentował u Roberta Mazurka wicepremier Piotr Gliński, wychodząc ze studia po zasadnym i celnym pytaniu o dotacje dla Europejskiego Centrum Solidarności. Te dwa medialne epizody pokazują modelowo, jak z mediami grać należy i jak absolutnie grać nie wolno. Są wręcz symboliczne.
Na początku 2009 roku politycy PiS zrozumieli, że bojkot działa na ich niekorzyść i że to oni są postrzegani jako słabi i uciekający – dlatego go skończyli. Politycy PO dziś wchodzą w te same buty. Publiczność będzie mogła uznać, że nie są w stanie się obronić, że są za mało błyskotliwi i za mało inteligentni, więc rejterują. Rejterada zaś nigdy nie przynosi chwały.
Jest też oczywiście pytanie o obowiązki polityków wobec dziennikarzy, którzy przepytują swoich rozmówców w imieniu obywateli. Bojkot jakiegoś medium – zwłaszcza uzasadniany bardzo uznaniowymi kryteriami – może być odczytany jako arogancja wobec grupy wyborców. Nawet jeżeli nie są to przede wszystkim wyborcy partii bojkotującej. Tak był interpretowany bojkot TVN przez PiS i tak będzie odczytywany bojkot TVP przez PO. Tymczasem politycy nikomu łaski nie robią. Mają obowiązek – rzecz jasna nieformalny – tłumaczyć się ze swoich działań nie tylko przed swoimi zwolennikami, ale także, a może nawet przede wszystkim, przeciwnikami.
Przewiduję, że Platforma będzie bojkotować TVP znacznie krócej niż PiS bojkotował TVN, zwłaszcza że za moment wybory, a wkrótce potem następne. Może się też okazać, że mamy do czynienia z „bojkotem rotacyjnym” na wzór słynnej „głodówki rotacyjnej” Michała Boniego: bojkotować TVP będą akurat ci politycy PO, którzy w danym dniu nie będą zaproszeni do programu. Przede wszystkim zaś problem ma teraz nie TVP, ale PO, bo to ona musi szybko wymyślić sposób na wycofanie się z niemądrej deklaracji tak, aby choć częściowo zachować twarz.
Łukasz Warzecha