Nieprawdopodobne gapy ci nasi dziennikarze. Piszą ciągle o tych samych... np. politykach. A oto okazuje się, że wśród nas - Polaków - są zupełnie niewyobrażalni, niesłychanie odważni i silni ludzie. Z K-2 (8611m) zjechał Andrzej Bargiel i chyba ośmieszył dreptaczy-wspinaczy, którzy by wejść na szczyt wydają miliony i czynią wielki medialny raban. Drugi młody człowiek Robert Karaś – też z Polski (!) - przepłynął – 11,4 km, przejechał na rowerze – 540 km i przebiegł – 126,6 km bez „zatrzymanki”. Wszystko razem w 30 godzin 48 minut i 57 sekund. Tyle kilometrów inni nie zdołają zrobić w rok albo i przez całe życie.
I co? I gucio!
Ci, którzy z zamiłowaniem liżą … rozkapryszonym piłkarzom, nic oczywiście nie wiedzą o „koksiarzach” i podrasowanych pigułami. Nie zajmują się takimi jak Bargiel i Karaś. Nie zajmują się też prawdziwymi sportowcami, których coraz więcej biega w maratonach. Ludzie - zwykli ludzie - po prostu odkryli jaka to frajda. Nieoceniony Tomasz Hopfer póki mógł lansował to i widać, że po wielu latach są skutki. A z tych maratończyków wyrastają potem prawdziwi ludzie z żelaza. Już tłumy triathlonistów corocznie w sierpniu skaczą w fale gdyńskiej plaży. Tłok na starcie jak diabli. Rozumie i popiera te szlachetne pasje Prezydent miasta Wojciech Szczurek. Brawo też ENEA – sponsor.
Gdzie te chłopy? - śpiewała proroczo śp. Danuta Rinn. I rzeczywiście wielu powinno przywdziać spódniczki. Ale pomału odradza się Polak-śmiały. Do żurnalistyki jeszcze to pokolenie nie dotarło. Może i źle kształcone jest to przyszłe dziennikarskie plemię. Studia dziennikarskie (odrąbane siekierą od PR-owskich) powinny toczyć się głównie poza murami wydziału.
Żeby wiedzieć kto był kim w historii naszego zawodu wystarczyłoby sprawiedliwie napisać podręcznik „who is and who was who”. Zresztą wielu wartych zapamiętania nie było. I nie ma. Najlepiej poczytać w bibliotekach gdzie cisza i spokój. I oby tam partyjność nie dotarła.
„Dziennikarzy” młodych po naukę należałoby rozpuścić po kraju. Niech jako wolontariusze uczą się „na żywo” przy starszych kolegach (tak jak u Krzysztofa Skowrońskiego w Radio Wnet, gdzie gnają przez Polskę i co rusz odkrywają „perełki”). To najszybsza droga do zawodu. Medioznawcy niech piszą sobie a muzom rozwlekle „komunały naukowe”. Nikt tego nie czyta! Makulatura taka zalega potem składy z książkami.
Szperając po straganach z książkami bardzo często napotykam się na różne „mądre” naukowe publikacje zupełnie dziewicze, gdy weźmie się „to” do ręki widać, że książka nie została nawet przekartkowana. Zupełnie nietknięta, a często podgniła, bo przeleżała gdzieś w piwnicy lub na strychu. Zdarzają się też ambitne akcje, by zbierać książki dla bibliotek i szkół. I w tym wypadku darczyńcy bardzo często przynoszą książki okiem czytelniczym nie naruszone.
Uczyć się trzeba i warto. Ale tak jak zły lekarz gorszy jest od braku służby zdrowia – tak pseudo nauczyciel to szkodnik i psuja. Jeśli takowy nie ma w ogóle poglądów, w tym i politycznych, lub boi się je ujawnić – kręci i lekceważy pytania studentów; jeśli boi się swojego dziekana lub rektora – to precz z nim. Szkoda czasu i pieniędzy. Dobrze by było poznać tych, którzy uczą – wykładają i egzaminują. Dać im głos, niech się pokażą i przedstawią w telewizji. Takie who is who, weryfikacja – ale robiona nie przez oficerów z Rakowieckiej, ale przez telewidzów - byłaby przydatna.
W wielu szkołach mądrzy nauczyciele nakłaniają dzieci by słuchały, nagrywały, opisywały historie swoich rodziców, dziadków. Powstają z tego prawdziwe i wzruszające reportaże. A ci, którzy to robią sami uczą się fachu, zawodu dla nieobojętnych, ciekawych świata i odważnych.
Bargiel i Karaś to supermani. Nie z durnej kreskówki, ale z krwi i kości. I podobnych lub kandydatów na podobnych jest wokół wielu. Żurnaliści muszą ich wypatrzeć. Nie zrobią tego wyłącznie gapiąc się w ekran komputera.
Stefan Truszczyński