Lato, lato wszędzie, jedziemy w Polskę. Trafiam nad jezioro niedaleko Bydgoszczy. Leżę na plaży i zanurzam się w szpalty regionalnego dziennika - „Gazety Pomorskiej”. Myślę sobie, nareszcie przeczytam co ludzie myślą poza Warszawką...
Widzę obszerny edytorial redaktora naczelnego, Wojciecha Potockiego. Akurat jest trzecia rocznica prezydentury Andrzeja Dudy, tytuł może ironiczny: „Prezydent (nie)dobrej zmiany”, trudno, czytam dalej i już niestety wakacyjny spokój zostaje mi skutecznie odebrany. Bo jak twierdzi redaktor, prezydentura Andrzeja Dudy wypada "ponuro”, na tle poprzednich udanych, prezydenta Kwaśniewskiego („wyrósł niemal na prezydenta intelektualistę”) czy Komorowskiego ( „historia zapisze go bez wstydu”). Z powodu Andrzeja Dudy, który „stoi na straży populistycznego teatru, służącego tylko wzmocnieniu obozu rządzącego, który mając zapędy autorytarne (….) Demony nacjonalizmu, ksenofobii i kompulsywnych ryków ONR-owców oddalają nas poza granice nowoczesnego świata, grożą wyjściem z Unii Europejskiej”. Jeszcze mam złudzenia, że głos redaktora naczelnego jest tylko tendencyjnym wybrykiem, ale nie, obok wywiad z politologiem pt: "PiS testuje dziś Polaków” z sugerującymi pytaniami, które wyraźnie korelują z treścią edytorialu redaktora naczelnego.
Nie miałem możliwości sprawdzić, czy podobne opinie ukazały się w tym dniu we wszystkich gazetach grupy Polska Press sp.z o.o., która wydaje największe dzienniki regionalne w 15 (na 16) województwach (razem 20 dzienników), ale nawet, jeśli tylko w kilku i tak od 2- 3 lat, to jest to poważny problem nie tylko dotyczący wolności prasy, ale też niepodległości Polski. Bo jeśli jedna niemiecka spółka Verlagsgruppe Passau, która jest właścicielem Polska Press sp. z o.o., ma monopol na prasę regionalną i lokalną (oprócz tych 20 dzienników, 150 tygodników lokalnych, i dziesiątki witryn internetowych, codziennie 4,3 mln czytelników) to znaczy, że kształtowanie opinii publicznej oddaliśmy Niemcom, a polscy redaktorzy muszą słuchać wytycznych (lub wsłuchiwać się intuicyjnie w wytyczne) z Berlina. Pomyślałem sobie, że może jednak przesadzam z takimi wnioskami, co z tego, że w Niemczech nie ma niemal w ogóle obcego kapitału w mediach, Polska ma swoją specyfikę transformacji i na pewno jest jakaś przeciwwaga w każdym województwie dla kapitału niemieckiego czy obcego. Przeglądam inne tytuły w województwie kujawsko-pomorskim i moje złudzenie pryska, pozostałe duże tytuły prasowe (oprócz największej „Gazety Pomorskiej”) - „Exspress Bydgoski” i „Nowości – Dziennik Toruński” - też należą do Polska Press sp. z o.o.. A może portale internetowe, które mają ładne nazwy: „moje miasto”? Nie. W największych ośrodkach miejskich - Bydgoszczy, Toruniu, Grudziądzu, Włocławku - też należą do tej grupy prasowej. Trudno mieć złudzenia, że ta ekspansja kapitału niemieckiego w media ma tylko wymiar finansowy (niebagatelny, setki milionów zł gdyby się policzyło łączne zyski, w tym posiadanie największego dziennika „Fakt”, portalu Onet.pl [Onet należy do niemiecko-szwajcarskiego koncernu Ringier Axel Springer Polska - przyp. red.] czy radia RMF FM). Nachalna tendencyjność tych mediów w Polsce w posiadaniu kapitału niemieckiego ma swój jednoznaczny cel polityczny. Rządy tu mają być takie, jakie my chcemy, a nie takie, jakie chce większość społeczeństwa. Ile to już razy w naszej historii mieliśmy do czynienia z takimi sytuacjami. Czyżbyśmy się niczego nie nauczyli?
Media wrogie polskiej racji stanu nie tylko dominują w kraju, kapitał, które je wydaje (w tym po części krajowy) toczy od wygranych wyborów przez prezydenta Andrzeja Dudę i PiS totalną wojnę z polskimi władzami szczebla krajowego i prędzej czy później przy tak zmasowanej kanonadzie wojnę mogą wygrać, ale przegramy my, jako Polska.
Jerzy Kłosiński
Od redakcji: autor jest byłym redaktorem naczelnym "Tygodnika Solidarność" i wiceprezesem Polskiego Radia.