„Którym źródłom wierzyć, kto decyduje, co jest prawdą, a co fałszem?” Od takiego pytania rozpoczyna się dokument z cyklu „Ewa Ewart poleca” o tytule „Kto rządzi światem?” (TVN24, 22 kwietnia) *. Kto zyskuje głosząc kłamstwa, kto usiłuje kontrolować nasze myśli, kto jest u władzy?
Już 40 lat temu filozof prof. Leszek Nowak pisał, że rządzą nami trojpanowie, czyli ci, którzy w swoich rękach mają jednocześnie środki przymusu, produkcji i masowej komunikacji. Taki stan jest do wyobrażenia tylko w systemach totalitarnych, ale czy na pewno? Czy przymus należy pojmować w sposób tradycyjny jako realizację zadań aparatu przymusu, a produkcję jako wyłącznie produkcję dóbr ekonomicznych? W epoce Internetu te kategorie należy rozszerzyć, a może nawet przenieść na takie pojęcia, jak przymus korzystania z mediów społecznościowych, a produkcję rozumieć jako nieustanne tłitowanie oraz lajkowanie i pisanie postów na Facebooku? Kto zatem dysponuje takim aparatem przymusu, kto ma władzę nad nami, kto nas inwigiluje i kontroluje każdy nasz krok? Dziś po aferach z FB odpowiedź wydawałaby się oczywista, że kontrolują nas (bezosobowo?!) social media, wyszukiwarki internetowe i wszystkie strony w sieci, na które wchodzimy. Po dokumencie w TVN24 o tytule „Kto rządzi światem?” oczekiwałem potwierdzenia tej tezy.
Dokument przyniósł informacje o spiskowych teoriach, których niemało jest przecież w mediach. Szczególnie o atakach na WTC w Nowym Jorku i ataku na redakcję Charlie Hebdo; w Polsce mamy teorie spiskowe dotyczące katastrofy smoleńskiej. Wspólnymi cechami teorii spiskowych są: ich niefalsyfikowalność, irracjonalność i wiara w to, że rządy chcą ukryć prawdziwe przyczyny zdarzeń. Nie zapominajmy jednak, że za każdą teorią stoją różne interesy (polityczne, biznesowe, ambicjonalne), co też może być odczytane jako teoria spiskowa. W kontekście teorii spiskowych – o czym pisze w książce „Władza wyobraźni” Marcin Napiórkowski – została podważona opinia ekspertów. De-profesjonalizacja dziennikarstwa jest tylko „odpryskiem”, efektem ubocznym tego zjawiska. Teorie spiskowe mogą być podważone przez racjonalne wyjaśnienia, ale gdy tych nie ma – kwitną. Łatwo do nich przekonać ludzi myślących bezkrytycznie, podatnych na sensację i stereotypy. Odpowiedzialność mediów jest ogromna, ale to właśnie media często dolewają „oliwy do ognia” i podgrzewają atmosferę, po prostu z chęci zysku albo dlatego, że są kontrolowane i sterowane przez czynniki polityczne. Zwolennicy teorii spiskowych żerują na strachu społeczeństwa, karmią uprzedzenia i rozwijają strach i obawy. Sprzyjają im fake newsy.
Największa afera z dotychczasowych, związana z użyciem fałszywych informacji, odnosiła się do wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Większość nieprawdziwych wiadomości (sprzyjających Donaldowi Trumpowi a oczerniających Hillary Clinton) napisały macedońskie nastolatki z miasta Wełes. Zależało im na zyskach z reklam. Pisały chwytliwe nagłówki, naśladowały styl profesjonalnych newsów. Nenad Stamboliski – jeden z twórców tych „newsów” – mówi w dokumencie, że nie wszystkie artykuły były zmyślone i że niektóre były prawdziwe. Zakupił boty, które tworzyły autentyczność strony. Duża liczba polubień sprawia, że czytelnicy myślą, że wiadomości są prawdziwe, a inwestycja się zwraca. Inny „twórca” fake newsów obwieszcza, że fałszywe informacje będą zyskiwać na popularności, bo prawdziwe są mało interesujące dla sporej części społeczeństwa (sic!). Otwartość i bezczelność tej wypowiedzi pokazuje dlaczego działania nastolatków były skuteczne. Brak etycznych hamulców, pogoń za zyskiem, i – co też ważne – uzyskana sława, były motorami napędzającymi te działania. Przerażająca, choć szczera jest wypowiedź młodego człowieka, że „czytelnicy nie mają własnego zdania, ale pozwalają sobą kierować”. Paradoksalnie, owa otwartość połączona z domieszką cynizmu, pozwala zrozumieć jeden z mechanizmów aktywacji fake newsa: jest on możliwy tam, gdzie brakuje ludziom zmysłu krytycznego. Podobnie jak w teoriach spiskowych fake news odwołuje się do emocji, a nie do rozumu. Bez-rozumne media – może taki wniosek wyciągnąć z tej analizy – dominują nad rozumnymi, bo czytelnicy oczekują, że ktoś im powie, jak jest, i zrobi to w możliwie najprostszy sposób. Oczywiście pomyślą tak nie wszyscy czytelnicy, ale ci, którym odpowiadają serwowane treści, zwalniające z samodzielnego myślenia. Kłamstwo polega na produkowaniu fałszywej treści. Kłamstwo uodpornia się na weryfikację, jeśli bardzo chcemy wierzyć, że jest prawdą. Stąd niektóre fake newsy przez nikogo nie były weryfikowane, bo odpowiadały oczekiwaniom świadomości zbiorowej i wprowadzały swego rodzaju zbiorowe zauroczenie.
W wydanej niedawno książce „Postprawda” Matthew d’Ancona pisze, iż prawda bardziej niż kiedykolwiek wymaga emocjonalnego systemu przekazu, który przemawiałby do doświadczenia, do pamięci i do nadziei. Prawda dla d’Ancony jest wyzwaniem cywilizacyjnym. Jeśli chodzi o konkrety, to proponuje on uczyć od najmłodszych lat i wyrabiać zdolności krytyczne już u dzieci, a także korzystać z poważnych mediów, które weryfikują fakty oraz być nieufnym wobec Google i Facebooka.
Czy to wystarczy? Nie wiadomo, ale próbować trzeba, bo alternatywą jest świat pełen alternatywnych faktów, w którym każdy ma swoją własną prawdę, zgodną z jego emocjonalnymi potrzebami, karmiącą jego ambicje i obawy. Zamknięci w coraz ciaśniejszych bańkach informacyjnych skazani coraz częściej jesteśmy na podporządkowanie się władzy algorytmów przygotowujących dla nas codzienną strawę w postaci wyselekcjonowanych i odpowiednio opakowanych informacji, zgodnych z naszymi politycznymi, indywidualnymi preferencjami. Niewykluczone, że wśród nich znajdują się fake newsy. Na pytanie, kto rządzi nami i kto rządzi światem może być już za późno, bo odpowiedź już padła.
Marek Palczewski
*tytuł oryginału: World Domination”, reż. Fritz Ofner, 52 minuty, prod. ORF.