Wojciech Czuchnowski, dziennikarz „Gazety Wyborczej” nazwał Antoniego Macierewicza kłamcą i przestępcą, i ostrzegł go, że w przyszłości odpowie przed sądem wolnej Polski. Ta wypowiedź nie została opublikowana najpierw w gazecie, nie była przedmiotem felietonu czy komentarza, lecz została sformułowana w czasie konferencji prasowej. Konferencja prasowa, jak wiadomo, służy do zadawania pytań, nawet jeśli rozpoczynają się one od postawienia zarzutów. W tym przypadku Czuchnowski wygłosił oświadczenie, po czym opuścił salę, na której Antoni Macierewicz przedstawiał kolejną wersję zamachu w Smoleńsku. W wypowiedzi dla GW Czuchnowski mówi: „Nie wytrzymałem. Uznałem, że trzeba kiedyś przerwać ten straszny teatr. I w oczy powiedzieć kłamcy kim jest”.
Reakcja na to wystąpienie była zróżnicowana: czytelnicy piszący posty pod artykułem w GW poparli Czuchnowskiego. Poparli go też m.in. Renata Grochal z „Newsweek Polska”, Sławomir Sierakowski („Krytyka Polityczna”), Przemysław Szubartowicz („wiadomo_co”) i Kamil Dabrowa („Meloradio”). Z kolei do wariatkowa „posłał” Czuchnowskiego Rafał Ziemkiewicz, publicysta „Do Rzeczy”, a Marzena Paczuska zachowanie redaktora GW nazwała chamskim. O tym, że takie zachowanie nie przystoi dziennikarzowi napisał Marcin Dobski z „Wprost”. „To nie powinno się zdarzyć” – skomentował Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej”, a Mariusz Gierszewski z Radia Zet stwierdził, że „zachowanie Czuchnowskiego podważa jego dalszą legitymację dziennikarską”. Ostro skrytykował też Czuchnowskiego prezes SDP Krzysztof Skowroński w rozmowie z portalem tvp.info, zarzucając mu, że nie „było to dziennikarskie zachowanie, tylko uczestnika opozycyjnego wiecu albo polityka, ale na pewno nie dziennikarza”. Bronił swojego pracownika redaktor naczelny GW Jarosław Kurski, który napisał, że „Jako dziennikarz (Czuchnowski – red.) niewątpliwie wyszedł z roli, co nie znaczy, że zrobił źle. Zachował się jak obywatel”. Spośród medioznawców odezwał się prof. Wiesław Godzic. W wypowiedzi dla Polskiego Radia przyznał, że Czuchnowski wyszedł z roli dziennikarza i o tym wiedział. Zdaniem Godzica „syndykaty dziennikarskie powinny zająć się tą sprawą, ale nie karać dziennikarza”.
Sprawa ma kilka aspektów: treść, formę, reakcję dziennikarzy i ewentualną reakcję stowarzyszeń czy związków dziennikarskich oraz Rady Etyki Mediów.
Co do pierwszego aspektu, to nie będę oceniał treści wypowiedzi redaktora Czuchnowskiego, gdyż jeśli Antoni Macierewicz poczuł się nią zniesławiony, to może wystąpić na drogę sądową. Na razie o takiej reakcji nie słyszałem. Zatem, obecnie dla środowiska ważniejsza jest forma i miejsce, w którym Czuchnowski wygłosił swoje oświadczenie. Stało się to podczas konferencji prasowej, która z natury rzeczy polega na tym, że jej bohaterami nie są dziennikarze, lecz osoby na niej odpytywane przez dziennikarzy. W tym przypadku stało się inaczej: „gwiazdą wieczoru” został „obwołany” Wojciech Czuchnowski, choć nikt mu pytania nie zadał. Czuchnowski jest wieloletnim badaczem katastrofy smoleńskiej i ma możliwości przeprowadzenia wszelakiej, nawet miażdżącej krytyki działań zespołów powoływanych przez Antoniego Macierewicza, na łamach gazet, w radiu, telewizji czy w Internecie. Takie instrumenty w postaci artykułów, felietonów, komentarzy, opinii, słowem wszelkich wypowiedzi medialnych, przysługują dziennikarzom. I tej zasady trzymają się na przykład dziennikarze w USA, mimo iż prezydent Donald Trump niektórych z nich nie dopuszcza do głosu w czasie swoich konferencji. Również polscy dziennikarze dotychczas uznawali ją za kanon wykonywanej przez siebie profesji. Kilka dni temu ten kanon został podważony. Nie przekonują mnie argumenty, że Czuchnowski wystąpił jako obywatel w obronie atakowanych przez Macierewicza osób i instytucji. Ma do tego oczywiście prawo, ale na łamach gazety, dla której pisze. Łatwo sobie wyobrazić skutki tego precedensu, gdy poddamy go ocenie poprzez imperatyw kategoryczny Kanta, który mówi, aby postępować według takiej zasady, co do której byśmy chcieli, żeby stała się powszechnie obowiązującą. Po pierwsze, istnieją rutynowe procedury związane z konferencjami prasowymi, którym – jak wspomniałem – swoim działaniem redaktor Czuchnowski zaprzeczył, po drugie, zastosowanie „reguły” Czuchnowskiego w skali powszechnej doprowadziłoby do paraliżu i unicestwienia instytucji znanej jako „konferencja prasowa”. Nie da się obronić takiej postawy (zaprezentowanej w czasie konferencji przez Czuchnowskiego) ani w świetle etyki dziennikarskiej, ani ze względu na pragmatykę działań związanych z kontaktami pomiędzy dziennikarzami a politykami.
Pozostaje jeszcze do rozważenia kwestia „ukarania dziennikarza”. O to, aby „syndykaty dziennikarskie” nie karały Czuchnowskiego zwrócił się profesor Wiesław Godzic. Pragnę uspokoić Pana Profesora. Stowarzyszenia i związki zawodowe nie mają możliwości karania dziennikarza, który nie jest ich członkiem, chyba, że SDP przyzna Czuchnowskiemu antynagrodę Hieny, ale to już (zresztą nieskutecznie) przerabialiśmy. Nie spodziewam się również, aby redaktora „Gazety Wyborczej” mogło ukarać Towarzystwo Dziennikarskie, które kilkakrotnie go już broniło. Nie jest to też – moim zdaniem – zadanie dla Rady Etyki Mediów, która bada naruszenia Karty Etyki Mediów, albowiem zachowanie Czuchnowskiego nie było stricte dziennikarskie i trudno by znaleźć, którą z siedmiu zasad Karty etycznej miałby on naruszyć. Można by ewentualnie dyskutować o zasadzie nr 6 – pierwszeństwa dobra odbiorcy nad innymi podmiotami i o punkcie z preambuły kodeksu dziennikarskiego SDP (w części zbieżnego z KEM) stanowiącym, że „dobro czytelników, słuchaczy i widzów oraz dobro publiczne powinny mieć pierwszeństwo wobec interesów autora, redaktora, wydawcy lub nadawcy”. Założywszy, że czytelnik gazety chciał poznać bardziej odpowiedzi Macierewicza niż opinię wyrażoną w czasie konferencji przez Czuchnowskiego, można by sformułować zarzut, że owo „dobro” nie zostało zrealizowane. Skądinąd wiemy, że czytelnicy GW piszący posty pod tekstem o tym wydarzeniu poparli Czuchnowskiego.
Summa summarum wystąpienie Czuchnowskiego, jak się wydaje, nie rozpętało dyskusji wokół ustaleń komisji Macierewicza, skupiło natomiast uwagę na postępowaniu samego dziennikarza, aczkolwiek – trzeba to napisać jasno i wyraźnie – do profesjonalnych ono nie należało.
Marek Palczewski
13 kwietnia 2018