Martyrologia trwała 10 minut. Kroniki milczą o wleczeniu do suki, dotkliwym biciu, czy choćby psychologicznym znęcaniu się nad weteranem Solidarności. Wręcz przeciwnie. Jak mówi sam „bohater” zajścia, policja i prokuratura uważała, żeby trzymać się procedur, wspomniał nawet o zachowaniu się correct i „przepraszającym tonie” policjantów – w co już nie bardzo wierzę. Bo niby dlaczego? A historia znęcania się władzy nad Frasyniukiem? Oto po dwukrotnym wzywaniu do prokuratury, które zlekceważył, został on zatrzymany i dowieziony gdzie trzeba, a ponieważ podczas anty-pochodów szarpał się z policją, zakuto go w kajdanki. Ale mimo, że policja i prokuratura „zachowały się correct”, GW, TVN24 i opozycja totalna podgrzewają atmosferę, kreują byłego opozycjonistę na współczesnego świętego, męczennika za sprawę, cokolwiek nazwalibyśmy tu sprawą. Gazeta Wyborcza rozpoczęła wywiad z Frasyniukiem od zdania „Przyszli po pana o świcie. Jak 37 lat temu”, Lech Wałęsa zatweetował „Trzymaj się, Władek”, a Jarosław Kurski – jak zwykle z patosem, lewica kocha nabzdyczony patos - zaapelował do obywateli „wszyscy bądźmy Frasyniukami!” Lecz najwyraźniej Polacy wolą być kim innym, bo wiec poparcia dla byłego opozycjonisty zakończył się fiaskiem. W porywach była to grupka 30 osób, i mimo pokazywania jej przez TVN 24 w ciasnych kadrach, wrażenie wielkiej klapy pozostało. Frasyniuk nadal twierdzi, że „rząd łamie konstytucję i pozbawia obywateli swobód”, lecz ponieważ nie podaje na ten straszny stan żadnych dowodów, w dodatku mówi o sobie – jak Wałęsa – w pluralis maiestatis, powiało megalomanią i kabotyństwem.
„Przyszli po niego o świcie, jak 37 lat temu”, pisała Gazeta Wyborcza. „Jak wtedy…” – odpowiedział jak echo Władysław Frasyniuk. Czyżby, czyżby? To gdzie są masowe aresztowania, weryfikacje, wyrzucania z pracy tysiącami oraz tysiące internowanych? Czołgi i wojsko na ulicach, milicja i ZOMO, komisarze wojskowi w jednostkach zmilitaryzowanych, także w Radiu i Telewizji? Gdzie są zabici, ranni, i przymusowy wyjazd kilkuset tysięcy najlepszych synów tego narodu? Zniszczone zdrowie, rozbite rodziny, ogólne zbiednienie narodu, wyhamowanie ludzkiej energii i entuzjazmu? Na moje oko widać, że jest wręcz przeciwnie, kwitnąca gospodarka, bogacenie się społeczeństwa, przypływ entuzjazmu, wielu ludzi wraca z emigracji, żeby tu rozpocząć nowe, lepsze niż za granicą życie. Czy – pytam dalej - funkcjonariusze wpadli do Frasyniuka nocą, strasząc żonę i dzieci, ciągnąc po schodach, pobili dotkliwie, zawlekli do suki, a w areszcie rzucili na podłogę? A potem straszyli, odbijali nerki lub zabijali, ostatecznie podając kłamliwą wersję śmierci rodzinie – czego nikt nie był w stanie zweryfikować, bo wolne media nie istniały? To, co na temat zatrzymania Frasyniuka mówi on sam, Michnik, Jarosław Kurski, Smolarowie, Wujec, to albo bezdenna głupota, albo bezmiar manipulacji i cynizmu – stawiam na to drugie. Tak więc martyrologia Frasyniuka trwała 10 minut, a sam zainteresowany poinformował publicznie, że i policja i prokuratura zachowały się zgodnie ze swoimi procedurami. Więc zapytam na koniec, czy trzeba lepszej rekomendacji pracy Ministerstwa Sprawiedliwości i MSW, i ministrów Ziobry i Brudzińskiego?
Po wielkim przełomie 1989 roku Władysław Frasyniuk szybko doszedł do pieniędzy i politycznych zaszczytów. Z kierowcy ciężarówki stał się bogatym przedsiębiorcą – od 1993 roku jest udziałowcem spółki z o.o. FF Fracht, zajmującej się spedycją i transportem. Kiedy myślę o tych tysiącach aktywistów Solidarności, którzy za swoje zaangażowanie zapłacili zdrowiem, karierą, rozbitą rodziną, biedą - do dziś wielu przymiera głodem, nie ma pieniędzy nawet na leki – Frasyniuk to zuch chłopak. No, ale zawsze był przytomny, i zawsze trzymał się w grupie. Na legendę Solidarności i autorytet moralny wykreowała go bowiem i nadal kreuje lewica liberalna, która najpierw skrzyknęła się w ROAD, potem w Unię Demokratyczną i Unię Wolności. Tak, ta sama, która podzieliła się z komunistami władzą przy Okrągłym Stole i wyeliminowała konserwatywną stronę opozycji z gry, pozwoliła komunie na uwłaszczenie i sama się uwłaszczyła. Przez niemal trzy dekady „trzymała władzę”, a i teraz z całą bezwzględnością walczy o jej odzyskanie. I Frasyniuk pełni w tej grze ważną rolę.
Widać jak na dłoni, że ma wielki apetyt na popularność i władzę. Był przecież posłem na Sejm I, II i III kadencji, był przewodniczącym UW i Partii Demokratycznej. Ale po okresie pride and glory, czyli dumy i chwały, nastąpiła posucha. W 2004 roku bezskutecznie kandydował w wyborach uzupełniających do Senatu, potem w parlamentarnych w 2005 roku. Długa przerwa, kiedy musiał się zadowalać pozycją majętnego businessmana, i w 2017 roku znowu o nim usłyszeliśmy, kiedy wraz z Obywatelami RP, wywołał na Krakowskim Przedmieściu pierwszą burdę. Pamiętam jak policjanci, nie chcąc dawać pretekstu mediom mainstreamowym do awantury, zamiast go zatrzymać, unieśli pod łokcie i przetransportowali na bok. A on nadal rwał się do swoich nowych przyjaciół, byłych SB-ków, ZOMO-wców, komunistycznych służb specjalnych i próbował powstrzymać Marsz Smoleński ku czci ofiar katastrofy, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tak, tego samego od którego w 2006 roku dostał Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski. Pikantna sytuacja, prawda?
Kiedyś stał na ulicy przed oddziałami naćpanych ZOMO-wców i krzyczał „precz z komuną!”, a teraz zaprzyjaźnił się z tą komuną, i z tymi, którzy kiedyś zmienili jego życie i życie milionów Polaków, upominających się o wolność i prawdę, w koszmar. Frasyniuk wykonał pełny – jak mówią Anglicy – U-turn, czyli zwrot o 360 stopni. Wciąż widać go na ulicy, tyle, że otaczają go już inni ludzie – wczorajsi wrogowie i kaci. Sytuacja dziwaczna i groteskowa jak z teatru absurdu Geneta, albo z bajki „Opowieści z krainy Lajlonii” Leszka Kołakowskiego, gdzie „ co dla ludu na górze, to dla króla na dole, albo odwrotnie, i już”. Czyli żadne z haseł na banerach Obywateli RP nie znaczy tego, co dla reszty społeczeństwa. Upominają się o wolność i swobody obywatelskie, której nikt im nie odbiera, o demokrację, którą aktualny rząd uczynił najważniejszą dyrektywą działania, apelują o akty obywatelskiego nieposłuszeństwa, które dziś nie są niczym innym jak próbą destabilizacji państwa. Ale tak już jest, że „co dla polskiego społeczeństwa na górze, to dla lewicy liberalnej i postkomunistów na dole, i już”.
Szczęśliwie Polacy najwyraźniej nie kupili tej narracji Gazety Wyborczej i TVN o „tych, którzy przyszli o świcie, jak 37 lat temu”, dlatego historia szybko ucichła, wyparowała z mediów. I bardzo dobrze.
Elżbieta Królikowska-Avis
18 lutego 2018