10 stycznia skończył się pewien etap tworzenia mediów społecznościowych. Monopolista Facebook zmienił reguły gry dla użytkowników. Dowiemy się więcej, mamy być bardziej aktywni. Poprawi się jakość oferty publicznej informacji. Będzie bardziej demokratycznie, cokolwiek to w tym kontekście znaczy. Użytkownicy Facebooka stali się dla Marka Zuckerberga eksperymentatorami. Bezustannymi. Cel prosty - optymalizacja algorytmu. Nowa internetowa spersonalizowana gazeta, o ironio, uderzy najdotkliwiej w media informacyjne.
Wedle zapowiedzi twórcy Facebooka, otrzymamy więcej treści specyficznie wyselekcjonowanych. Mianowicie takich, które do nas zaadresowali znajomi. I, w drugiej kolejności, informacje na tyle interesujące, zabawne lub niebezpieczne, które wywołają emocjonujące komentarze. Naszych społecznościowych znajomych bezbłędnie zdążył już uszeregować algorytm, dzięki dotychczasowej aktywności w sieci, i informacji jakie o sobie tam zostawiliśmy. Stracą natomiast priorytetową widoczność treści generowane przez media i inne instytucje aktywne dotąd na Facebooku. Trafią one do sekcji Eksploruj. Nie zmienią się natomiast reguły dotyczące płatnej promocji. Nadal będzie można wykupić wysokie miejsce w strumieniu aktualności.
Marek Zuckerberg swoje działania argumentuje przede wszystkim troską o poprawę naszych relacji społecznych i lepsze samopoczucie. Z drugiej strony przyznaje, ze zagrożeniem dla celów, jakie w chwili powstania miał pełnić Facebook, stała się eksplozja treści generowanych nie przez zwykłych użytkowników, ale przez zawodowych graczy. Za takich uważa głównie media i strony popularnych marek. Zalani filmikami reklamowymi użytkownicy spędzają coraz więcej czasu, biernie przeglądając swoje strumienie aktualności i nie wdają się w to, co Zuckerberg postrzega jako istotne interakcje. Słowem, zawadą stali się bierni konsumenci.
Apatię użytkowników zmienić ma nowy algorytmiczny profil. Zmobilizować użytkowników do większego zaangażowania, bez którego twórca Facebooka nie zdoła zapewnić filtra społecznościowego. Zuckerberg zamierza nas zaktywizować, żebyśmy nie tylko klikali i przesuwali strumień aktualności, ale też dyskutowali, komentowali i wzmacniali swoje relacje w ramach portalu z innymi. Ujawniając tym samym jeszcze więcej informacji na swój temat. Dzięki temu nasz czas na Facebooku – obiecuje Zuckerberg - lepiej wykorzystany, a docierające do nas wiadomości zyskają na wiarygodności.
Eksperyment algorytmiczny nic natomiast nie zmienia w kwestii zalewającej portal fake newsów i coraz bardziej śmiałej propagandy w mediach społecznościowych. Facebook był już wielokrotnie krytykowany przez europejskich i amerykańskich regulatorów, własnych użytkowników i obrońców wolności słowa za wywołane awantury. Najbardziej ucierpiał wizerunek Facebooka w 2016, wraz z udostępnianiem w ramach platformy fake newsów i domniemanym wpływem na wybory w USA. Po raz pierwszy w historii zanotował też spadek użytkowników w Stanach Zjednoczonych, głównie z pokolenia Z. Najwyraźniej Zuckerberg nowym rozwiązaniem wykonał ruch wyprzedzający, by wyciszyć i odsunąć w czasie poważniejszą dyskusję i potencjalne kary finansowe, o których raz po raz przebąkują przedstawiciele Komisji Europejskiej.
W tym kontekście Marek Zuckerber próbuje przerzucić część odpowiedzialności na samą społeczność sieci. Obsadzając ją w roli „wiarygodnych arbitrów”. Skoro nasi bliscy uznali daną informację za ciekawą i pochodzącą z wiarygodnego źródła, więcej, przekazaną dalej, w dodatku opatrzoną komentarzem, z pewnością jest godna zaufania. Czyli, idąc tym tropem rozumowania, tradycyjne media informacyjne, powinny być wdzięczne. Ale nie są. Przed wcieleniem w życie mechanizmu - zmieniającego algorytm kształtujący strumień aktualności i większego zaangażowana użytkowników w sieci - był on testowany w kilku krajach. Gwatemali, Serbii, Kambodży, Słowacji, Boliwii i Sri Lance. Próbka wyszła nie dość zadawalająco. „New York Times” przywołał eksperyment Facebooka przeprowadzony w boliwijskiej gazecie „Pagina Siete”. W ciągu zaledwie kilku miesięcznego tekstu, gazeta odnotowała gwałtowny spadek ruchu na swojej stronie. Wiadomo, że tamtejsze władze zakładają kaganiec na niezależne media, a dziennikarze na co dzień liczą się z represjami. W takich okolicznościach naiwnością jest oczekiwać, by użytkownicy Facebooka swobodnie dyskutowali na tematy polityczne. Ujawniając przy okazji swoje poglądy, zainteresowania, preferencje wyborcze. Skoro nowy algorytm promuje te treści, które sprowokowały dłuższe komentarze, spada widoczność newsów publikowanych przez niezależne media. Brytyjski „Guardian” przeanalizował sytuację w pozostałych krajach, gdzie Facebook eksperymentował nowy algorytm strumienia aktualności. Wszędzie odnotował spadek ruchu portali społecznościowych mediów informacyjnych nawet o połowę. Pomijając zupełnie w analizach kontekst politycznych uwarunkowań.
Nie potrzeba rzeszy ekspertów badających media społecznościowe, by dojść do przekonania graniczącego z pewnością, że nowa polityka redakcyjna Facebooka nie będzie miała żadnego wpływu na jakość i wiarygodność źródeł informacji. Ani tym bardziej na tego, co zobaczymy na swoich ekranach. Efekt będzie dokładnie odwrotny od zamierzonego. Skoro głównym filtrem dostępu będzie sieć znajomych, a elementem decydującym o widoczności treści – emocje wyrażane w wielu komentarzach. Zamiast otrzymać informację o najważniejszych sprawach zajmujących uwagę mediów głównego nurtu, dowiemy się tylko, co aktualnie interesuje grono naszych znajomych i co ich najbardziej dotyka. Pewnie zapoznając się z tego typu informacjami, poprawimy może nieco swoje samopoczucie. Jeśli natomiast przyzwyczailiśmy się traktować portal społecznościowy jako główną platformę debaty publicznej, mocno się zawiedziemy.
Pierwsi zawiedzeni już są. Największy dziennik w Brazylii „Folha de S Paulo” wycofał się z publikowania swoich treści na Facebooku. Dziennikarze gazety w ten sposób wyrazili protest przeciwko polityce serwisu. W opinii redakcji sprzyja ona utracie zasięgu jakościowego dziennikarstwa i rozszerza fale fake newsów. Według niektórych komentatorów, decyzja redakcji „Folha de S Paulo” trafia w czuły punkt Facebooka – mimo szumnych zapowiedzi, wciąż niewiele dzieje się w sprawie kontroli portalu nad rozpowszechnianiem nieprawdziwych informacji. Z kolei Rupert Murdoch wezwał twórcę Facebooka do płacenia wydawcom za publikowanie na portalu wiarygodnych treści. Jeden z największych reklamodawców na świecie, potężny koncern Unilever zapowiada zerwanie współpracy z Facebookiem. Nie zamierza reklamować się, zatem i wspierać platformy, która postępuje nieetycznie, tworzy podziały i promuje nienawiść. Jedno jest pewne, rok naprawiania Facebooka, jak szumnie swojego działania określił Marek Zuckerberg, zapowiada się ciekawie.
Marzanna Stychlerz-Kłucińska