Zarząd Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii niepokoją „powtarzające się przypadkami naruszania kanonów metodologicznych w badaniach dotyczących sfery publicznej”. Organizacja przypomniała swoim członkom o standardach, do przestrzegania których się zobowiązali. Te szokujące sondaże są robione na zlecenie mediów. Czyżby nie było już zahamowań?
W liście czytamy, że wobec zaostrzających się podziałów społecznych i napięć politycznych każdy taki przypadek stanowi szczególnie niebezpieczny precedens. Nie ma w tym stanowisku wprawdzie przykładów takich badań, lecz nietrudno takie dyskusyjne sondaże znaleźć. Na przykład ten zrobiony przez Kantar Public dla Telewizji Polskiej. Zapytano w nim m.in., czy europosłowie PO, którzy poparli niedawno rezolucję Parlamentu Europejskiego krytykującą sytuację w Polsce, zachowali się jak współczesna Targowica. Choć nie podoba mi się zachowanie członków Platformy, nie mam wątpliwości, że tak zadane pytanie trudno uznać za jakąkolwiek próbę zachowania neutralności.
Firma tłumaczyła, że prowadzi badania dla wszystkich stron sceny politycznej, żadnej nie faworyzując, a to odmowa realizacji sondażu mogłaby zostać uznana za deklarację polityczną. Czy jednak pytanie na pewno musiało zawierać złowrogą „Targowicę”?
W mediach podobnych sondaży, często prowadzonych własnymi siłami, nie brak. Przykład pytania zadanego czytelnikom sprzed kilku dni z portalu wpolityce.pl: „Czy rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz powinna oddać pieniądze uzyskane z udziału w wątpliwej prawnie i moralnie operacji przejmowania kamienicy przy Noakowskiego 16 w Warszawie?
Nikt nie chwali obecnej prezydent Warszawy za to, że jej rodzina uzyskała korzyści ze złodziejskiej reprywatyzacji kamienic. Niemniej czy w samym pytaniu od razu trzeba zawierać ocenę moralną? Przecież w takim wypadku wyniki są przesądzone.
Rzecz jasna takie przykłady zdarzały się i lata temu. W 2011 r. np. Prawo i Sprawiedliwość chciało pozwać Radio Zet za opublikowanie sondażu na temat „słuszności decyzji sądu o badaniach psychiatrycznych Jarosława Kaczyńskiego”. Badania robiła firma Millward Brown SMG/KRC. Sprawa dotyczyła procesu, jaki był szef MSWiA Janusz Kaczmarek wytoczył Jarosławowi Kaczyńskiemu za nazwanie go „agentem śpiochem”.
Niemniej trudno nie zauważyć, że takich szokujących sondaży i pytań wokół nas przybywa. Nawet, o zgrozo, w teleturniejach.
Właśnie do grona skandalistów dołączyli „Milionerzy”. W niedawnym odcinku padło pytanie o dziennikarza Piotra Najsztuba, a dokładniej o wypadek drogowy, który spowodował trzy miesiące temu. Pytanie sformułowano: „Piotr Najsztub w październiku 2017 r. w momencie potrącenia staruszki na pasach miał: przy sobie ważne prawo jazdy; polisę OC; przegląd techniczny auta i czwarta możliwość odpowiedzi – pracę”. Pytanie za 10 tys. zł początkowo w dodatku rozbawiło uczestnika teleturnieju. Najsztub niewątpliwie powinien ponieść surową karę za to, co zrobił. Ale czy wypadek drogowy to w ogóle materiał na sondaż rozrywkowego teleturnieju?!!!
Oczywiście media chętnie powtarzają i przedrukowują takie „kwiatki”. Tymczasem, proszę Pań i Panów, lepiej byłoby – jak internauci w tym przypadku - wyrazić zgodnie święte oburzenie. Ten groźny trend bowiem bez wątpienia się na mediach zemści.
Ewa Łosińska